Od 1 lutego decyzją rządu galerie handlowe ponownie zostały otwarte. Wiele branż jednak do tej pory zostaje zamkniętych. Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że kolejne informacje dotyczące luzowania obostrzeń pojawią się już w tym tygodniu.
Jednym z pomysłów, który padł z ust ministra zdrowia Andrzeja Niedzielskiego, jest regionalizacja obostrzeń. Wspominała o nim też wiceminister rozwoju Olga Semeniuk. Jednak żadne szczegóły nie padły i kształt, jaki miałaby przybrać regionalizacja, pozostaje nieznany.
Południe w zielonej strefie
Przypomnijmy, że regionalizacja obowiązywała przez pewien czas w ubiegłym roku. Wprowadzony w sierpniu system zakładał objęcie kraju strefami w trzech kolorach. W zależności od średniej liczby zakażeń z 7 dni na 100 tys. mieszkańców, powiaty trafiały do strefy czerwonej, żółtej albo zielonej. W każdej z nich był odmienny, dostosowany do zagrożenia zakażeniem, zestaw obostrzeń.
W strefie czerwonej obowiązywał zakaz organizacji targów, wydarzeń kulturalnych, w restauracjach mogła przebywać 1 osoba na 4 mkw, a wydarzeniom sportowym nie towarzyszyła publiczność.
W strefie żółtej obowiązywały te same zasady w gastronomii, a widownia w kinach i na wydarzeniach sportowych mogła zajmować tylko 25 proc. wolnych miejsc. W obydwu strefach hotele działały bez ograniczeń. Obowiązek noszenia maseczek był tylko w strefie czerwonej.
Gdyby wprowadzić dziś takie same zasady, jakie obowiązywały w ubiegłym roku, większość kraju znalazłaby się w strefie żółtej.
Jak wynika z analizy Piotra Tarnowskiego, który od początku pandemii kompletuje dane dotyczące zachorowań na COVID-19 w Polsce, z początkiem lutego tylko 24 powiaty powinny się znaleźć w czerwonej strefie. Jest to zaledwie 7 proc. wszystkich powiatów.
Oto, jak wyglądałby obecnie podział na zielone, żółte i czerwone strefy:
Najlepsza sytuacja jest w powiatach na południu Polski. Podkarpacie, Małopolska, woj. świętokrzyskie i Śląsk obejmują najwięcej stref, które, zgodnie z jesiennymi obostrzeniami, kwalifikowałyby się do wprowadzenia koloru zielonego.
Rekordzistą jest powiat nowotarski, gdzie wskaźnik średniej liczby zakażeń z 7 dni na 100 tys. mieszkańców wynosi 1,4. Przypomnijmy, że latem na obszarach "zielonych" nie wymagano nawet maseczek w przestrzeni publicznej.
Większość powiatów w Polsce zostałaby objętych strefą żółtą. Są to głównie obszary w środkowej i północnej Polsce. Jeszcze latem w żółtych strefach odbywały się wydarzenia kulturalne czy sportowe, z tym, że ograniczono miejsca dla publiczności. Gastronomia i branża hotelarska mogły funkcjonować bez ograniczeń. Na weselach zaś był limit 100 uczestników.
Na północy najgorzej
Najgorzej wypadają powiaty na północy kraju. Rekordzistą jest Olsztyn - tutaj średnia liczba potwierdzonych zakażeń z 7 dni na 100 tys. mieszkańców wynosi aż 40,2. Mieszkańcy stolicy Warmii nie mogliby więc co liczyć na szybkie poluzowanie obostrzeń. Tuż za Olsztynem jest powiat giżycki (35,7) i nidzicki (35,3).
Najwięcej powiatów, które kwalifikują się do strefy czerwonej, znajdziemy w województwie kujawsko-pomorskim. Tutaj najgorzej wypada pow. chełmiński z liczbą 32,3 potwierdzonych zakażeń z 7 dni na 100 tys. mieszkańców. Jednak warto przypomnieć, że nawet w strefie czerwonej, mimo licznych ograniczeń, hotele i restauracje mogły latem i jesienią być otwarte.
"Odczekałbym co najmniej 2 tygodnie"
Nie wiemy jeszcze, czy rząd ostatecznie zdecyduje się na regionalne luzowanie obostrzeń i czy przyjmie to formę znaną nam już z wcześniejszych miesięcy. Decyzja ma zostać ogłoszona już w tym tygodniu. Jednak według eksperta jest jeszcze za wcześnie na odmrażanie gospodarki.
- Jako wirusolog obawiam się przedwczesnego luzowania obostrzeń. Zbyt gwałtowne poluzowanie restrykcji może doprowadzić do sytuacji podobnej, jak ta w listopadzie (gdy dochodziło do ogromnych przyrostów liczby zakażeń - przyp. red). Z drugiej strony rozumiem rozgoryczenie przedsiębiorców, bo dorobki ich życia idą z dymem - mówi prof. Tomasz J. Wąsik, kierownik Katedry i Zakładu Mikrobiologii i Wirusologii Śląskiego Uniwersytetu Medycznego.
- Optymizmem napawa mnie wolny, ale jednak sukcesywny spadek liczby osób hospitalizowanych. Gdyby dodatkowo liczba zgonów zaczęła znacząco spadać, wtedy można by się zastanowić nad stopniowym luzowaniem obostrzeń. Jednak co do samego pomysłu regionalizacji obostrzeń czy ogólnie luzowania - odczekałbym jeszcze co najmniej dwa tygodnie - dodaje.