Po wrześniowej rekonstrukcji rządu z 20 ministerstw zrobiło się 14. Zmniejszenie liczby resortów miało przyczynić się do sprawniejszego podejmowania decyzji, ale też obniżyć koszty działania administracji. Czy ten dugi cel udało się osiągnąć?
Posłanka Ruchu Polska 2050 Hanna Gill-Piątek poprosiła Kancelarię Prezesa Rady Ministrów w interpelacji o wyliczenie kosztów związanych z reorganizacją. Informacji nie otrzymała, gdyż, jak zostało wyjaśnione w odpowiedzi, wymagałoby to przekierowania urzędników do wykonania tego zadania, podczas gdy są oni potrzebni na polu "walki z pandemią".
Posłanka podejrzewa, że brak odpowiedzi nie wynika z niechęci do obciążania urzędników KPRM dodatkowa pracą, lecz raczej z obawy przed przyznaniem, że reorganizacja żadnych oszczędności nie przyniosła.
Jak to możliwe, że choć zmniejszono liczbę ministerstw, wydatki mogły pójść w górę?
- W miejsce likwidowanych ministerstw tworzy się dwa nowe byty: Narodowe Centrum Sportu i Główny Urząd Inwestycji Morskich. A wiadomo, że w agencjach zarabia się więcej niż w ministerstwach – wyjaśniła posłanka w rozmowie z "Rzeczpospolitą", która opisała całą sytuację.
Nowe tablice, pieczątki, wpisy rejestrowe – to też koszty reorganizacji, które trzeba ponieść każdorazowo przy reorganizacji ministerstw. A takich zmian instytucjonalnych było od czasu dojścia PiS do władzy już kilka.
"Ile razy można mieszać w tej samej zupie?" – powiedziała posłanka, zastanawiając się, czy kolejne łączenia, likwidacje i tworzenie nowych ministerstw nie powodują jedynie zbędnego zamętu.
Rekonstrukcja rządu. Koalicja zaczyna walkę o spółki
Również Krzysztof Izdebski, dyrektor programowy Fundacji ePaństwo jest zdania, że wrześniowa reorganizacja mogła przynieść dodatkowe wydatki w miejsce spodziewanych oszczędności. Przyznał w rozmowie z "Rz", że jego organizacja także poprosiła o wyliczenie kosztów bądź oszczędności z tego wynikających, lecz w miejsce konkretnych liczb otrzymała jedynie ogólniki zapewniające o korzyściach.