Money.pl otrzymało z Ministerstwa Sprawiedliwości oficjalne statystyki dotyczące upadłości konsumenckiej oraz restrukturyzacji firm. Kluczowy wniosek? 2021 rok będzie rekordowy pod każdym względem.
Walka o normalność
Dotąd nigdy nie było tak wielu upadłości konsumenckich. W pierwszym kwartale 2021 r. ogłoszono ich aż 4602. Dla porównania w pierwszym kwartale 2019 r. (resort sprawiedliwości 2020 r. uznało, ze względu na pandemię, za nieporównywalny) - 1843. Z ministerialnej analizy wynika, że w całym 2021 r. ogłoszonych zostanie ok. 18,5 tys. konsumenckich oddłużeń, podczas gdy przed dwoma laty było ich 9,5 tys. W 2015 r. było to raptem dwa tys. spraw.
- Wiele osób, gdy zobaczy, że liczba upadłości wzrasta, mogłoby pomyśleć, że to coś złego. A jest wprost przeciwnie: to dobry znak. Upadłość konsumencka pomaga wyjść ludziom z szarej strefy, wrócić do normalnego życia. I bynajmniej nie jest tak, że jeszcze kilka lat temu (gdy liczba ogłaszanych upadłości była mała - red.) wszystkim wiodło się doskonale - wyjaśnia Karol Tatara, radca prawny i kwalifikowany doradca restrukturyzacyjny z kancelarii Tatara i Współpracownicy.
Podobnie do sprawy podchodzi Marcin Warchoł, wiceminister sprawiedliwości.
- Celem wprowadzanych w ostatnich latach zmian było uproszczenie ogłaszania upadłości konsumentom. Ustawodawca doszedł bowiem do przekonania, że upadłość daje człowiekowi szansę na legalne funkcjonowanie w państwie. Tymczasem ludzie z wielkimi długami, którzy nie mogli się oddłużyć, byli skazani na bycie w szarej strefie dożywotnio - uważa Warchoł.
I zwraca uwagę, że do 2020 r. sądy oddalały połowę wniosków o ogłoszenie upadłości. W efekcie ludzie, którzy byli całkowicie niewypłacalni, nie mieli żadnej motywacji, by legalnie zarabiać, starać się rozliczyć z wierzycielami.
Do marca 2020 r. jeden z przepisów prawa upadłościowego stanowił, że sąd oddalał wniosek o ogłoszenie upadłości osoby fizycznej nieprowadzącej działalności gospodarczej, jeżeli dłużnik doprowadził do swojej niewypłacalności lub istotnie zwiększył jej stopień umyślnie lub wskutek rażącego niedbalstwa.
W marcu 2020 r. jednak zmieniono zasadę. Uznano, że zasadą jest oddłużenie, a nie zostanie ono dokonane, jeżeli zostanie wykazane celowe działanie dłużnika na szkodę wierzycieli.
Przepisy te były ostro krytykowane przez organizacje biznesu. Uważały one, że to wspieranie lekkomyślności i kolejne działanie rządu na szkodę wierzycieli.
Ministerstwo Sprawiedliwości ripostowało, że z gromadzonych przez nie danych wynika, że wierzyciele od upadłych mogą uzyskać więcej pieniędzy niż od osób, które nie mogły ogłosić upadłości.
Trzeba bowiem pamiętać, ogłoszenie upadłości nie oznacza odpuszczenia długów. Sąd określa w jakiej wysokości i przez jaki okres upadły będzie spłacał swoje zobowiązania (maksymalny okres spłaty zobowiązań to siedem lat).
Firmy chcą wyjść na prostą
Coraz popularniejsza staje się też restrukturyzacja firm. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w pierwszym kwartale 2021 r. otwarto 432 postępowania restrukturyzacyjne. W pierwszym kwartale 2019 r. - 132. Wzrost jest więc ponadtrzykrotny.
Szczególną popularnością cieszą się wprowadzone przez ustawodawcę w czerwcu 2020 r. uproszczone postępowania restrukturyzacyjne (na 432 sprawy aż 356 to postępowanie uproszczone). Główną cechą tej instytucji jest to, że to przedsiębiorca decyduje, kiedy otworzyć postępowanie, a nie sąd.
Otwarcie uproszczonego postępowania skutkuje z kolei zawieszeniem egzekucji oraz niemożnością wypowiadania dłużnikowi kluczowych umów (takich jak umowy dzierżawy, najmu czy rachunku bankowego). Jednocześnie dłużnik ma maksymalnie cztery miesiące na porozumienie się z wierzycielami. Jeśli tego nie uczyni, znów można wobec niego prowadzić egzekucję oraz wypowiadać mu umowy.
Tę instytucję krytykował m.in. Związek Banków Polskich. Bankierzy widzieli w nim prawo, które pozwoli krętaczom przeciągać w czasie spłacanie swoich długów.
- Zaufaliśmy przedsiębiorcom oraz prowadzącym na ich rzecz postępowania doradcom restrukturyzacyjnym. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Nieprawidłowości w zasadzie nie ma, a przedsiębiorcy mają szansę wyjść na prostą - twierdzi Marcin Warchoł.
Karol Tatara zaś uważa, że wprowadzenie uproszczonego postępowania restrukturyzacyjnego to był przełom.
- To rozwiązanie szybkie w stosowaniu, tanie, efektywne. Nie ma ryzyka, że sprawa, w której niezbędne jest szybkie działanie, będzie trwała długimi miesiącami. Trudno się więc dziwić przedsiębiorcom, że z tego rozwiązania korzystają - uważa mec. Tatara.
Zaznacza zarazem, że rekordowe wzrosty wynikają ze wzrostu popularności restrukturyzacji jako takiej i nie ma istotnego związku z pandemią.