– 500 plus zadbało o najmłodszych, renta wdowia zadba o najstarszych – przekonywała w Sejmie posłanka Zielonych Małgorzata Tracz, wyrażając radość z tego, że wspierany przez Lewicę obywatelski projekt nowego świadczenia zyskał aprobatę całej rządzącej koalicji. Choć dopiero po sporej korekcie (i z zastrzeżeniem, o którym będzie na końcu tekstu).
To porównanie renty wdowiej do flagowego programu PiS celnie oddaje jej istotę.
Jak wynika z badań Jana Gromadzkiego, Katarzyny Sałach i Michała Brzezińskiego, o których głośno było na początku 2022 r., uruchomienie programu Rodzina 500 plus w 2016 r. doprowadziło do istotnego wzrostu poparcia dla Zjednoczonej Prawicy w wyborach parlamentarnych z 2019 r. Bez dodatkowych głosów, które zapewniła jej realizacja tej obietnicy wyborczej, Zjednoczona Prawica nie mogłaby liczyć na drugą kadencję samodzielnych rządów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W tej drugiej kadencji Zjednoczona Prawica znalazła nowy sposób na utrzymanie wysokiego poparcia. Skoro kupiła już głosy rodzin z dziećmi, skoncentrowała się na osobach starszych. Dobrze ilustrują to wyliczenia Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA z września 2023 r.
Wynika z nich, że grupą społeczną, która najbardziej skorzystała na zmianach podatków i świadczeń społecznych w latach 2019-2023 r. byli emeryci i renciści. To konsekwencja wprowadzenia 13. i 14. emerytury, hojnej waloryzacji emerytur, w tym minimalnej, a także obniżki obciążeń podatkowych w ramach Polskiego Ładu.
Nie przyniosło to wprawdzie Zjednoczonej Prawicy kolejnego zwycięstwa, bo w wyborach z 2023 r. wyjątkowo zmobilizowali się młodzi. Im to wsparcie emerytów – grupy, która nie jest w Polsce w szczególnie trudnej sytuacji finansowej – nie przypadło do gustu.
Teraz jednak, mając już głosy młodych, rządząca koalicja sięga po taktykę PiS.
Z politycznego punktu widzenia ma to zapewne sens, bo skoro ludność w Polsce błyskawicznie się starzeje, to młodych wyborców będzie coraz mniej, a starych coraz więcej. Głosy seniorów będą w coraz większym stopniu decydowały o wynikach wyborów.
Szkoda jednak, że w wyniku tych kalkulacji KO i jej koalicjanci robią dokładnie to samo, co zarzucali PiS: wprowadzają nieuzasadnione ekonomicznie świadczenie, które trafi też do osób nieźle sytuowanych.
Kosztowne rozwiązanie hipotetycznego problemu
Jak przekonuje Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, ministra rodziny, pracy i polityki społecznej, renta wdowia to odpowiedź na zagrożenie ubóstwem osób starszych.
– To racjonalny i szyty na miarę możliwości państwa projekt – twierdzi. Jest dokładnie odwrotnie. Projekt jest skrajnie nieracjonalny, bo akurat w Polsce seniorzy należą do grup najmniej zagrożonych ubóstwem. Mniej nawet niż osoby pracujące, które będą musiały to nowe świadczenie finansować. A już na pewno mniej niż dzisiejsi młodzi wtedy, gdy sami będą emerytami.
Żeby nie być gołosłownym: z danych GUS wynika, że w 2023 r. skrajnie ubogich było w Polsce 5,9 proc. emerytów i 6,4 proc. pracowników. Ale mówimy tu tylko o dochodach. Tymczasem emeryci są też w lepszej sytuacji majątkowej. Częściej niż inne grupy społeczne są właścicielami swoich mieszkań.
Stąd w debacie publicznej pojawiły się już głosy, że najlepszym rozwiązaniem ewentualnych problemów finansowych wdów i wdowców, byłaby tzw. odwrócona hipoteka (regularne świadczenie w zamian za przekazanie mieszkania w przyszłości).
Zresztą, dla tych emerytów i rencistów, których sytuacja finansowa pogarsza się po śmierci małżonka, jest już w polskim systemie rozwiązanie: nazywa się renta rodzinna.
Podwyżka wieku emerytalnego stała się tabu
Największą słabością renty wdowiej jest jednak to, że jest kolejną próbą przykrycia dziury w polskim systemie emerytalnym, choć należałoby ją raz na zawsze zasypać.
Ta dziura to duże zróżnicowanie wysokości emerytur kobiet i mężczyzn. Przykładowo, po ostatniej waloryzacji z marca bieżącego roku przeciętne świadczenie mężczyzny wynosi 4674,5 zł brutto, a przeciętne świadczenie kobiety tylko 3208,7 zł.
Przyczyna tej nierównowagi jest dobrze znana: to zbyt krótki staż pracy wielu kobiet, wynikający z ich niższej aktywności zawodowej i niższego wieku emerytalnego. Jednocześnie kobiety dłużej żyją i dłużej pobierają świadczenia.
Oczywistym rozwiązaniem tego problemu jest zrównanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn (a następnie jego podwyższenie). Po tym, jak rząd PiS odwrócił nieśmiałą reformę zapoczątkowaną przez rząd PO-PSL, jest to jednak temat tabu.
Wszyscy, którzy od początku aktywności zawodowej odprowadzają składki w zreformowanym w 1999 r. systemie emerytalnym, w którym wysokość świadczenia będzie (teoretycznie) zależała wyłącznie od zgromadzonego przez nich kapitału, będą i tak musieli pracować znacznie dłużej niż do 60/65. roku życia, a do tego budować dodatkowe oszczędności na jesień życia.
W przeciwnym wypadku ich emerytury będą skandalicznie niskie, a ubóstwo na starość stanie się problemem powszechnym (kartą przetargową w wyborach staną się wtedy obietnice podwyżek emerytury minimalnej).
Ale jednocześnie muszą finansować relatywnie hojne świadczenia dzisiejszych emerytów, wspierane przez wprowadzoną przez PiS "trzynastkę" i "czternastkę", a teraz przez rentę wdowią.
Po poprawkach, które do oryginalnego projektu obywatelskiego wprowadził rząd, renta wdowia nie byłaby rozwiązaniem skrajnie kosztownym (około 15 mld zł w 2027 r., gdy to świadczenie przybrałoby docelowy kształt zamiast około 32-38 mld zł w pierwotnej wersji). Dzięki obniżeniu limitu dochodów, który będzie uprawniał do korzystania z nowego świadczenia, będzie ono w większym stopniu trafiało do osób o relatywnie niskich dochodach.
Pozostanie jednak kolejnym wyłomem w systemie emerytalnym, w którym wysokość emerytury ma zależeć od sumy odprowadzonych składek i czasu pobierania świadczenia. A skoro tak, to osłabia wbudowany w ten system bodziec do jak najdłuższego pozostawania na rynku pracy.
Jak Lewica propaguje małżeństwa
Poza tym fundamentalnym powodem, który czyni rentę wdowią rozwiązaniem złym i niepotrzebnym, pomysł ma szereg mniejszych niedociągnięć. Najbardziej zdumiewający jest ten, że dyskryminowane będą osoby samotne.
Świadczenie trafi na przykład do wdowy, która ma 4 tys. zł emerytury i mieszkanie na wynajem, ale już nie do samotnej kobiety pobierającej minimalną emeryturę. Ani do samotnej kobiety, której umrze wspierające ją na starość dziecko.
W ogóle to, że renta wdowia jest przewidziana jako świadczenie dla osób, które żyły w sformalizowanych związkach (początkowo tylko w małżeństwach, docelowo może także w związkach partnerskich) jest absurdalne, biorąc pod uwagę to, że projektowi patronuje Lewica. Czyżby chodziło o to, żeby promować małżeństwa jako polisę ubezpieczeniową na starość? Nie brzmi to na postulat zbieżny z ideałami Lewicy.
Z ostatnich doniesień z Sejmu wynika, że Polska 2050 nabrała wątpliwości co do sensu wprowadzania renty wdowiej. Wypowiedź marszałka Sejmu Szymona Hołowni sugeruje, że posłowie jego partii poniewczasie uświadomili sobie, że rozwiązanie to może zaburzać poczucie sprawiedliwości międzypokoleniowej.
Ale bardziej prawdopodobne jest, że ten nagły przebłysk rozsądku Polski 2050 to tylko próba dobicia targu z koalicjantami: poparcie dla renty wdowiej w zamian za zgodę na forsowaną przez partię Hołowni obniżkę składki zdrowotnej – pomysł jeszcze bardziej skandaliczny. Porozumienie w koalicji może więc oznaczać, że zamiast jednej złej reformy, czekają nas dwie na raz.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl