W Polsce systemy franczyzowe rządzą się jak na razie własnymi prawami. Na tym rynku działa mnóstwo firm grających fair, ale sporo jest też patologii – nagłaśnianych zresztą przez media.
We franczyzie działają restauracje (np. McDonald's, Da Grasso), szkoły językowe (np. Cambridge School of English), sportowe (Brazilian Soccer Schools, SOCATOTS), sklepy (Carrefour, Lewiatan, abc, Żabka), agencje nieruchomości, stacje benzynowe (Orlen, BP, Shell). W galeriach handlowych znajdziemy franczyzowe salony Bytom, Wólczanka, Greenpoint, Diverse czy Gatta.
Na tej zasadzie działają tysiące aptek, salonów kosmetycznych, hotele, saloniki prasowe czy telefonii komórkowej. Centrala daje im szyld, wiedzę, zaopatrzenie – ale na swoje wyniki pracują sami.
Problem w tym, że rynek franczyzowy w Polsce - choć rozwija się od lat 90. - nie doczekał się odpowiednich przepisów prawa. To, że regulacje na tym rynku są potrzebne, wiadomo od dawna. Świadczą o tym choćby byli partnerzy już Żabki czy Intermarche, których grupa została bez biznesu, za to ze sporymi długami.
Branża od ponad 20 lat apeluje o wprowadzenie przepisów, regulujących kwestie udzielania licencji, rozliczeń i wzajemnych relacji przedsiębiorców. Chodzi o czas trwania umowy, sposoby rozliczeń, poziom wsparcia i zależności franczyzobiorcy od franczyzodawcy - który czasem nie może uwolnić się z umowy, która nie przynosi mu korzyści.
Za to zadanie wzięły się ostatnio dwie instytucje - Ministerstwo Sprawiedliwości i Rzecznik MŚP. Resort Zbigniewa Ziobry zamówił analizę dotyczącą franczyzy w Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości. Z kolei Rzecznik MŚP powołał grupę roboczą, która wypracowuje propozycje nowych przepisów.
Jak zareagowała na to branża?
- Franczyza jako taka ma jeden problem - z postrzeganiem jej przez ludzi. Niektórym kojarzy się z piramidami finansowymi, innym z jakimś marketingiem sieciowym. Nic z tych rzeczy, to normalny biznes, na tej zasadzie w Polsce świetnie działają tysiące firm - mówi w rozmowie z money.pl Adam Wróblewski, doradca franczyzowy.
Dodaje, że większość klientów nawet nie orientuje się, że robi zakupy, tankuje, zamawia posiłki, strzyże się czy załatwia sprawy bankowe u franczyzobiorców danej firmy, a nie w niej samej.
- Problemy z franczyzą dotyczą niewielkiej liczby firm. Miała je choćby Żabka, której franczyzobiorcy zostali z długami - to taki najsłynniejszy przypadek. Ale w tarapaty wpadają też franczyzobiorcy małych firm, które bez wystarczającego doświadczenia zaczęły sprzedawać franczyzę. Ci często sobie nie radzą, a firma nie umie lub nie chce im pomóc - mówi Wróblewski.
Nieprawidłowości na rynku franczyzy jest oczywiście więcej. Dawcy licencji żądają często wygórowanych opłat, przedstawiają nierealne plany rozwoju, nie udzielają obiecanego wsparcia. Dlatego cała w zasadzie branża czeka od lat na prawne uregulowanie działalności systemów franczyzowych. Za takim rozwiązaniem są stowarzyszenia franczyzodawców, resort sprawiedliwości czy Adam Abramowicz, rzecznik MŚP.
Zdaniem Adama Abramowicza, franczyza jest dobrym narzędziem dla tych, którzy chcą zacząć działalność gospodarczą, ale pod warunkiem, że umowa jest uczciwa.
– Uczciwa umowa to taka, która pozwala na jej rozwiązanie bez zbytnich obciążeń finansowych dla franczyzobiorcy. Franczyzodawca też chce się zabezpieczyć, to zrozumiałe. Ale nie należy podpisywać umów np. na pięć lat, których nie można w trakcie wypowiedzieć, bo nie wiadomo, co się stanie w tym czasie – mówi rzecznik MŚP.
- Warto pamiętać, że Adam Abramowicz sam był prezesem sieci sklepów franczyzowych i na rzeczy się zna. Tymczasem autor raportu stworzonego na zlecenie Ministerstwa Sprawiedliwości nazywa franczyzę "dzikim zachodem", co wiele wspólnego z rzeczywistością nie ma - podkreśla Wróblewski.
Co dostał resort Ziobry?
Ministerstwo Sprawiedliwości nie odpowiada na razie na pytania o stan zaawansowania prac nad przepisami o franczyzie, ale zamówiło w Instytucie Wymiaru Sprawiedliwości raport. Z wieloma jego propozycjami nie zgadzają się eksperci.
W jednym z artykułów proponowanej regulacji umieszczony został przepis mówiący o tym, że jeżeli organizator sieci wymaga, aby franczyzobiorca poniósł na swój koszt określone nakłady, ich rodzaj i wielkość powinny być dokładnie określone w umowie.
- Oczywiście nie sposób nie zgodzić się z tym, że franczyzobiorca powinien znać rodzaj i wysokość nakładów, które ma ponieść. Ale dokładne ich wyliczenie bywa utrudnione, chociażby z tego powodu, że zarówno ich rodzaj, jak wysokość mogą się zmieniać w okresie pomiędzy zawarciem umowy a uruchomieniem biznesu – mówi w rozmowie z money.pl Andrzej Krawczyk, prawnik specjalizujący się we franczyzie, wspólnik w Akademii Rozwoju Systemów Sieciowych.
Dodaje, że mogą także pojawić się nieprzewidziane wcześniej wydatki, a w myśl tego przepisu odpowiedzialnością za brak ich uwzględnienia w umowie obarczony zostałby franczyzodawca.
- Dokładne określenie poziomu wydatków jest na ogół niemożliwe i to z bardzo prozaicznych powodów. Weźmy choćby lokal potrzebny do prowadzenia działalności: każdy z nich wymaga innej skali prac, ma inny czynsz. A na dodatek zakres prac może się przecież zmienić nawet w trakcie remontu - tłumaczy Wróblewski.
Krawczyk wyjaśnia, że na dłuższą metę na rynku nie utrzyma się franczyzodawca, który nie będzie w stanie pomóc swojemu franczyzobiorcy w oszacowaniu nakładów inwestycyjnych, które ten musi ponieść, aby rozpocząć działalność w oparciu o umowę franczyzy.
Wskazuje też na szereg błędów w ustalaniu opłat, jakie ma ponosić franczyzobiorca. IWS proponuje, by opłata wstępna (tzw. wykupienie licencji) wynosiła maksymalnie równowartość trzech opłat miesięcznych. W uzasadnieniu czytamy, że w praktyce zdarzają się nieuczciwi organizatorzy sieci, którzy w istocie rzeczy "nie gwarantują transferu sukcesu". Niezbędna jest zatem ochrona przed pobieraniem zbyt wysokich opłat wstępnych.
- Zjawisko pobierania przez franczyzodawców zbyt wysokich opłat wstępnych wcale nie jest częste. Co więcej, w wielu przypadkach franczyzodawcy pobierają zbyt niskie opłaty wstępne, które nawet nie pokrywają ich kosztów związanych z marketingiem oferty franczyzy, rekrutacją i szkoleniami franczyzobiorców, nie wspominając o jakimkolwiek zysku – mówi nam Andrzej Krawczyk.
Na dodatek są systemy, w których franczyzodawca nie wymaga żadnych opłat bieżących, zadowalając się na przykład procentem od sprzedaży. Są też franczyzy bardzo drogie, w których wysoka opłata wstępna jest pewnego rodzaju barierą, odsiewającą przedsiębiorców nieprzygotowanych na duże wydatki. Przykład? Uruchomienie własnej restauracji McDonald's to koszt kilku milionów złotych. Podobnie jest też na przykład ze stacjami benzynowymi - dobrze zlokalizowana może wymagać nawet kilkunastu milionów złotych nakładu.
Franczyza – co to jest?
– Należy z dużą ostrożnością ingerować w mechanizmy rynkowe. Stara zasada kupiecka mówi, że coś jest warte tyle, ile ktoś chce za to zapłacić. Jeżeli opłata wstępna będzie zbyt wysoka w stosunku do jakości konceptu biznesowego oferowanego przez franczyzodawcę i siły jego marki, to nikt nie będzie chciał jej zapłacić – mówi Andrzej Krawczyk.
Dodaje też, że nie wolno oczekiwać od franczyzodawcy "gwarancji transferu sukcesu", o której pisze autor raportu.
- W biznesie nie ma czegoś takiego jak "gwarancja sukcesu". Franczyzodawca nie oferuje gwarancji sukcesu w biznesie, a jedynie sprawdzony na sobie biznesowy zestaw "zrób to sam" wraz z instrukcją obsługi. Jeden franczyzobiorca będzie ciężko pracował i przy łucie szczęścia, które jest potrzebne w każdym, nie tylko franczyzowym biznesie, odniesie sukces, a drugi będzie się lenił albo tego przysłowiowego łutu szczęścia mu zabraknie i sukcesu nie odniesie, albo będzie on mniejszy niż to zakładał przy zawieraniu umowy franczyzy – przypomina ekspert.