W kancelarii premiera zabrakło środków na wypłaty grudniowych wynagrodzeń dla jej pracowników - poinformował w piątek szef KPRM Jan Grabiec. W budżecie kancelarii brakuje 3 mln zł, a przyczyną takiego stanu rzeczy był m.in. fakt, że nie przewidziano wypłaty odpraw dla ministrów i pracowników z dwutygodniowego rządu Morawieckiego. Niektórzy szefowie resortów otrzymali na odchodne nawet 200 tys. zł. Z kolei przed i po kampanii wyborczej zatrudniono tam ok. 100 osób.
"Robienie obywateli w trąbę". Belka o kancelarii Morawieckiego
Marek Belka skomentował tę sprawę na antenie TVN24. Jak stwierdził, trudno mu wyobrazić sobie taką sytuację, bo on sam jako premier zostawił następcom "górkę pieniędzy". - Mieliśmy pieniądze niewydane po to, by nowy rząd nie musiał zaczynać od zera. Natomiast kiedy obejmowałem urząd po Leszku Millerze, to to był po prostu Wersal - opowiadał były premier.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zapytany, czy "ktoś trochę robi obywateli w trąbę", bo na kancelarię premiera "wydawane są ich pieniądze", Belka odparł: "To jest chyba najdrobniejszy przykład robienia obywateli w trąbę".
Były premier dodał, że osobiście nie sprawdzał budżetu kancelarii, bo miał zaufanie do swoich pracowników. Jego zdaniem, z formalnego punktu widzenia "to jest brak odpowiedzialności" ze strony osób odpowiedzialnych za finanse w KPRM. Belka przyznał jednak, że "nawet najlepsze służby nie mogły przewidzieć dwutygodniowego rządu, który nie miał żadnego sensu".
Były rzecznik rządu Mateusza Morawieckiego, Piotr Müller, odniósł się w piątek do zarzutów Jana Grabca. Stwierdził m.in., odnosząc się do zatrudnienia ok. 100 osób przy okazji kampanii wyborczej, że "fluktuacja kadr w trakcie roku i zatrudnianie pracowników to standardowe procesy, które odbywają się w każdej instytucji publicznej". "Liczby wyrwane z kontekstu są manipulacją" - odparł Müller.