4 marca 2020 r. mija rok od ogłoszenia pierwszego przypadku zakażenia koronawirusem w Polsce. Początki pandemii wyglądały rodem jak z filmy grozy. Puste półki w sklepach, wykupiony towar, trzytygodniowe czekanie na zakupy z dostawą do domu. A na dodatek chwilowy wzrost cen, który widać wyraźnie dopiero dzisiaj.
Brak towaru i wysokie ceny
Jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem pojawienia się pierwszego przypadku koronawirusa w naszym kraju, Polacy zaczęli robić zapasy jedzenia. Czytelnicy przesyłali nam zdjęcia pustych półek w sklepach, kolejek, korków na parkingach i wypełnionych po brzegi zakupowych koszyków.
Co było na początku marca zeszłego roku najbardziej chodliwym towarem? Papier toaletowy, ryż, makaron i konserwy. Jak się okazuje, ceny tych produktów mocno wtedy wystrzeliły, ale byliśmy w takim amoku, że mogliśmy się nie zorientować.
Dopiero teraz, gdy porównałam ceny w sklepie internetowym z marca 2020 i 2021 r., widać tę różnicę wyraźnie. Przykładowo makaron Śląskiej Babci Ada rok temu kosztował 2,49 zł. Dziś jest to 1,99 zł, czyli o 50 gr mniej. Makaron z jaj kury zielononóżki kosztował 3,49 zł, dziś – 2,69 zł. Cena ryżu basmati marki Kupiec wynosiła 4,68 zł, dziś ten sam produkt kosztuje 3,59 zł. Podobnie jest z ryżem jaśminowym – dziś jest prawie o złotówkę tańszy, niż rok temu. Ryż brązowy Britta kosztował w marcu zeszłego roku 4,38 zł, a dziś - 3,78 zł. Ceny urosły, a my i tak kupowaliśmy. Zapotrzebowanie było tak duże, że komunikat "produkt niedostępny" pojawiał się w sklepach internetowych nagminnie.
Ekonomista dr Sergiusz Prokurat jest zdania, że wpływ na ceny miał właśnie m.in. "efekt paniki". - W marcu zeszłego roku obserwowaliśmy wzrost popytu na niektóre towary. Ludzie bali się tego co będzie, więc kupowali na zapas, w obawie przed ewentualnym brakiem towaru – komentuje ekspert.
Ekonomista wspomina również o przerwanym łańcuchu dostaw, co spowodowane było m.in. lockdownem i zamknięciem wielu miejsc pracy, np. w Azji, z której głównie importujemy ryż.
- Koronawirus zaburzył kalendarz upraw, który jest oparty o pory roku. Nie wszyscy ludzie mogli wtedy pracować w normalnym trybie, co wpłynęło na produkcję żywności, opóźniając ją lub zatrzymując. Tym samym mniejsza podaż przy stałym lub rosnącym popycie spowodowała wzrost cen. Potem ceny ryżu uległy normalizacji – mówi dr Prokurat.
Inaczej należy patrzeć na ceny makaronu. Ekonomista zwraca uwagę na to, że mimo tego, że teraz ceny wydają się stabilne, niebawem może się to zmienić, bo pszenica jest w tym momencie bardzo droga.
Drożdże na wagę złota
Po jakimś czasie od rozpoczęcia pandemii Polacy upatrzyli sobie kolejne produkty, które wykupowali w masowych ilościach. Co to takiego? Mąka i drożdże. Trwało wtedy narodowe wypiekanie chleba. Wirtualna Polska informowała, że od momentu ogłoszenia stanu zagrożenia epidemicznego, sprzedaż drożdży w sklepach małoformatowych podskoczyła czterokrotnie (wartościowo). W ostatnim tygodniu marca 2020 r. wzrost sprzedaży wynosił aż 467 proc.
Popyt na ten produkt przewyższał podaż. Sytuacja była na tyle poważna, że niektóre sklepy wprowadziły limity na zakup tego produktu. Wszystko dlatego, że niektórzy klienci wykupywali je masowo, a potem sprzedawali przez internet, podwyższając ceny. Ale potem drożdży brakowało również w sklepach internetowych. Internauci konsultowali się na temat tego, gdzie jeszcze ten produkt można kupić.
Dziś wszystko wróciło do normy i drożdży w sklepach nie brakuje.
Walka o termometry i produkty do dezynfekcji
Rok temu wzrosły też znacznie ceny termometrów bezdotykowych. Wirtualna Polska informowała o tym, że jeden sprzedawca zażyczył sobie 780 zł za taki termometr. Teraz termometr tej samej marki kosztuje średnio ok. 200 zł, a można go kupić już od 179 zł.
Ogromnym zainteresowaniem cieszyły się też mydła, żele i płyny antybakteryjne, których w pewnym momencie zaczęło brakować na sklepowych, aptecznych i drogeryjnych półkach. Wzrosły również ceny tych produktów. Sama pamiętam, jak zamówiłam przez internet żel antybakteryjny o pojemności 100 ml za 34,99 zł + koszty przesyłki.
Dziś za 50 ml buteleczkę takiego produktu musimy zapłacić ok. 5 zł. Rok temu zapłaciłam o ok. 350 proc. więcej.
Pojawiało się przy tym dużo oszustw i przekrętów. W internecie wręcz kipiało od informacji na temat naklejania etykiet żelu antybakteryjnego na produkty, które wcale nim nie były.
Ja z kolei po zamówieniu przez internet żelu dostałam informację, że otrzymam go w nieoryginalnej butelce, bo wszystkie oryginalne zostały wysłane do służby zdrowia oraz innych punktów. Tym samym nie mam gwarancji, czy kupiony za 35 zł produkt, rzeczywiście był żelem antybakteryjnym czy nie. Musiałam wierzyć na słowo.
- Popyt na żele antybakteryjne czy maseczki sprawił, że ceny tych produktów wystrzeliły w górę, bo okazało się, że ich brakuje. Dopiero potem, gdy tych produktów ponownie pojawiło się na rynku więcej, to cena zaczęła się normalizować. Takie szoki cenowe się zdarzają, szczególnie w takich sytuacjach jak pandemia. Jeżeli nagle powstaje popyt na dane dobro, to cena gwałtownie rośnie – podsumowuje ekonomista.
Nie znaczy jednak, że dziś na zakupach nie należy mieć wzmożonej czujności. W portalu money.pl opisywaliśmy oferty dla seniorów, gdzie wabikiem były ozonatory i puloksymetry: