Dzięki stambulskim porozumieniom z lipca, okupowana przez reżim Władimira Putina Ukraina może sprawniej eksportować swoje produkty spożywcze i rolne, które są kluczowe m.in. dla Bliskiego Wschodu oraz Afryki Północnej. Lustrzane umowy Moskwy oraz Kijowa z ONZ i Turcją odblokowały bowiem trzy ukraińskie porty (Odessę, Czarnomorsk oraz Piwdennyj). Wcześniej były one odcięte przez rosyjską flotę na Morzu Czarnym.
To się jednak może skończyć. Do wygaśnięcia umów (obowiązują do 19 listopada) został miesiąc, tymczasem wciąż nie ma porozumienia ws. ich przedłużenia. Toczą się w tej sprawie wstępne rozmowy, ale poważne negocjacje nadal się nie rozpoczęły. Za to kilka dni temu koordynator ONZ ds. inicjatywy zbożowej w regionie Morza Czarnego Amir Abdulla ujawnił, że Moskwa i Kijów starają się wynegocjować nowe warunki.
Według Abdulli Kreml chce w ramach nowych warunków ponownie uruchomić rurociąg do transportu nawozów amoniakalnych do ukraińskiego portu w Odessie, natomiast Ukraina dąży do przedłużenia umowy o ponad rok i włączenia portu w Mikołajewie jako czwartego portu eksportowego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Globalne kryzysy w służbie Putina
Problemem w kontekście nowego porozumienia może też być kontrofensywa ukraińskiej armii, która odbija okupowane przez reżim Putina tereny, a także odwetowy ostrzał cywilnych obiektów w Ukrainie. Pojawiły się również obawy o to, że Rosja ponownie będzie chciała wykorzystać strach przed globalnym głodem jako środek nacisku na Zachód, który wspiera Ukraińców w wojnie.
- Porozumienie jest zdecydowanie zbyt ważne dla reszty świata, aby można było pozwolić na fiasko rozmów - podkreślił Abdulla. - Dlatego uważam, że układy zostaną przedłużone. Ale nie ma żadnych gwarancji - dodał przedstawiciel ONZ, cytowany przez organizację non-profit "Middle East Monitor".
Grozi nam kryzys żywnościowy i uchodźczy
Według ekspertów zakłócenie eksportu produktów rolnych i spożywczych z Ukrainy na Bliski Wschód oraz do Afryki Północnej może sprawić, że wzbierze nowa fala uchodźców z tych regionów, którzy będą uciekać za chlebem m.in. do Europy.
Do sprawy na Twitterze odniósł się Marek Menkiszak, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich, który od ponad 30 lat zajmuje się Rosją. Analityk OSW podkreślił, że reżim Putina chciał szybko opanować Ukrainę. Zamiast tego uwikłał się w konflikt, który może go bardzo dużo kosztować. I Kreml zdaje sobie z tego sprawę.
Rosja wie, że długotrwała intensywna wojna i utrzymujące się lub rosnące sankcje grożą poważnym kryzysem państwa. Dlatego wybiera taktykę szybkiej eskalacji, usiłując doprowadzić do korzystnego dla siebie przełomu - napisał Menkiszak na Twitterze.
Kreml, zdaniem eksperta, stosuje metodę "kija i marchewki". Jednocześnie atakuje obiekty cywilne, grozi bronią nuklearną, ale zapewnia, że jest gotowy do rozmów pokojowych. Na swoich warunkach.
Rosja kolejny raz w swojej historii musi liczyć na zimę
"Wielką nadzieją Moskwy jest nadchodząca zima. Liczy ona na skumulowany efekt przyspieszonej, de facto powszechnej, mobilizacji i jakichś sukcesów na froncie oraz ataków na infrastrukturę energetyczną Ukrainy, mających wywołać kryzys humanitarny i falę uchodźców" - stwierdził Menkiszak.
Ekspert OSW dodał, że do tego dojdą efekty odcięcia znacznej większości dostaw rosyjskiego gazu i - potencjalnie - ropy do Europy, co jeszcze bardziej pogłębi kryzys energetyczny. "Możliwe jest też zerwanie przez Rosję umowy zbożowej, pogłębiające kryzys żywnościowy i generujący fale migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu" - zaznaczył Menkiszak.
Analityk podkreślił, że Kreml liczy na skumulowany efekt powyższych zjawisk, który doprowadzi do kryzysów w kluczowych europejskich państwach i w efekcie zmiany rządów, które nie będą już tak przychylne Ukrainie. Dlatego ekspert OSW jest zdania, że należy zmaksymalizować pomoc wojskową dla Kijowa oraz prowadzić konsekwentną politykę wobec reżimu Putina. Wymienił tu m.in. uszczelnianie i zacieśnianie sankcji, zerwanie więzi z gospodarczych i energetycznych, a także maksymalną izolację polityczną i delegitymizację reżimu.