Jak donosi "Bloomberg", Kreml przygotowuje dekret zakazujący rosyjskim producentom ropy i pośrednikom w jej obrocie jakiejkolwiek sprzedaży do odbiorcy, który będzie uczestniczył w limitach cenowych. Dekret zakazywać ma choćby wzmianek w umowach o "limicie cenowym". To kolejny etap sankcji Zachodu, który ustalany jest między politykami, oraz zapowiadany wielokrotnie przez Putina odwet za sankcje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kreml zemści się dekretem zakazującym sprzedaż ropy
Na razie nowe przepisy nie zostały jeszcze ogłoszone. Trudno oceniać, w jak dużym stopniu odbiją się na rosyjskiej gospodarce, bo część krajów i bez ustaleń unijnych przestało importować rosyjską ropę. Kreml robi dobrą minę do złej gry, wskazując, że na nadwyżki znajdzie chętnych choćby w Indiach lub Chinach, choć ostatni przypadek z kontraktem gazowym zawarty w Katarze pokazuje, że Państwo Środka może nie być tak wygodnym rozwiązaniem problemu, jak spodziewa się Putin.
Tymczasem, jak pisaliśmy w money.pl, kraje zachodnie wciąż nie osiągnęły porozumienia ws. limitu cen na rosyjską ropę. Po miesiącach dyskusji nad limitem ceny ropy z Rosji, który jako pierwsze zaproponowały Stany Zjednoczone, oczekuje się, że kraje G7 ustalą kwotę mieszczącą się w przedziale 65-70 dolarów. Choć decyzja miała zapaść w środę, sprawa się przeciąga. Problematyczna jest skala limitu. Obecna cena rosyjskiej ropy typu Ural to nieco ponad 69 dol. Jako że Rosja już teraz sprzedaje swoją ropę pod obniżonych cenach, wysoki limit może mieć mały wpływ na jej dochody.
Z drugiej strony mamy Polskę i kilka państw, które uważają ten przedział za iluzoryczny i domagają się ostrzejszej gry w postaci ustanowienia limitu na poziomie ceny produkcji, czyli ok. 20 dol. za baryłkę.