Sankcje, które Zachód nałożył na Rosję za napaść na Ukrainę, mocno uderzyły w rosyjską branżę lotniczą. Wiele państw zamknęło dla tamtejszych linii przestrzeń powietrzną, co ograniczyło możliwości zarobku przewoźnikom. Inne restrykcje sprawiły, że Rosjanie są zmuszeni "kanibalizować" część maszyn, by serwisować inne.
W tym tygodniu Kreml dołożył branży dodatkowy problem. Władimir Putin ogłosił "częściową" mobilizację na ukraiński front. Potrzebni są nie tylko żołnierze do walk lądowych, ale również specjaliści wspomagający działania armii. W tym eksperci od lotnictwa. Tych Rosja szuka w kadrach linii lotniczych oraz lotnisk.
Rosyjski "Kommiersant" informuje, że armia wezwała do siebie pilotów oraz kontrolerów ruchu, ale też specjalistów technicznych, handlowych i informatycznych, bez których loty nie mogą się odbywać. Wojsko ma ułatwione zadanie, bo np. część pilotów to oficerowie rezerwy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Branża lotnicza chce uchronić pracowników od wojny w Ukrainie
Źródła rosyjskiego dziennika podają, że w ciągu dnia od ogłoszenia mobilizacji do komisji poborowej zostali wezwani pracownicy co najmniej pięciu rosyjskich linii lotniczych, w tym grupy Aerofłot, oraz kilkunastu lotnisk. Trzy firmy nieoficjalnie podały, że na wojnę może pójść 50-80 proc. ich załogi.
Największe obawy top managerów linii lotniczych budzi mobilizacja specjalistów technicznych, informatyków i pracowników pionów handlowych. "Ich kadra jest znacznie mniejsza (niż np. pilotów - red.), a ewentualny wyjazd nawet kilku osób poważnie skomplikuje, a nawet sparaliżuje pracę" - donosi "Kommiersant".
Przewoźnicy starają się "zarezerwować" pracowników, którzy są niezbędni do dalszej ich działalności. Problem polega jednak na tym, że przepisy jasno nie wyjaśniają, gdzie wysłać listę nazwisk, których służba na wniosek linii i lotnisk miałaby być odroczona.