Najnowsze badania dowodzą, że w wodach Bałtyku w różnym stężeniu unosi się osiem różnych chemikaliów, część bardziej niebezpieczna niż sam iperyt. Potrafią uszkodzić DNA człowieka. Najwięcej z nich stwierdzono w Głębi Bornholmskiej. Tam Rosjanie zrzucili do wody ponad 35 tysięcy ton pocisków.
To ważne miejsce dla dorszy, bo tu samice tej ryby składają największą ilość ikry. Tam groźne chemikalia zawiera 80 procent pobranych próbek.
Skąd wzięła się broń chemiczna w Bałtyku? W 1925 roku 44 państwa, w tym Polska, podpisały umowę, w której wyrzekły się używania broni chemicznej. Głównie chodziło tu o iperyt siarkowy, silnie toksyczny i parzący. Podczas wojny środek ten zwany był pod postacią gazu musztardowego. Zapasy trafiły do Bałtyku.
Również po drugiej wojnie światowej i w jej czasie do Bałtyku trafiły niezliczone ilości broni konwencjonalnej i chemicznej. To wyrzucanie za burtę skończy się w 1947, ale potem do pomysłu wrócono w 1954 roku.
Poparzeni rybacy
Według danych oficjalnych na Głębi Gdańskiej, 13 mil od Helu, Niemcy zrzucili amunicję konwencjonalną – naboje, rakiety, miny. Problem w tym, że tuż po tym w Jastarni wyrzuciło na brzeg bombę z iperytem. Niedługo po tym kolejną wyciągała z wody rybak - czytamy w Gazecie Wyborczej"
Potem podobne ładunki wyławiano jeszcze wielokrotnie, ostatnio w 1997 roku, kiedy poparzyła się nim ośmioosobowa załoga kutra z Władysławowa. Duńczycy conajmniej raz w roku wyławiają podobne ładunki.
Niemieckie testy wykazały, że rozpuszczony w wodzie trotyl uszkadza DNA ryb. Szwedzka Agencja ds. Żywności ogłosiła, że kobiety planujące ciążę powinny ograniczyć spożywanie śledzia i łososia z Morza Bałtyckiego. Wskazano roczne spożycie na poziomie dwóch, trzech ryb w roku.
Wszystko dlatego, że szkodliwych substancji takich jak dioksyny, rtęć czy polichlorowane bifenyle w wodach Bałtyku mamy pod dostatkiem.
Katastrofa ekologiczna
Przez lata wrzucaliśmy do morza: odpady przemysłowe, budowlane, domowe, oleje do silników, odchody zwierząt. Do Bałtyku spływały też chemiczne nawozy stosowane w rolnictwie Dlatego Ryby w Bałtyku mają też w sobie dużo rtęci i metali, będących wynikiem spalania węglem i wielu lat istnienia przemysłu ciężkiego.
Co to oznacza dla nas konsumentów? Ryby z Bałtyku możemy jeść raz w tygodniu. - Organizm musi mieć czas, by się z tego oczyścić - prof. Jacek Bełdowski.
Materiały wybuchowe, takie jak trotyl, degradują się do związków rakotwórczych, iperyt do substancji chemicznych - rakotwórczych, mutagennych i neurotoksycznych.
Zdaniem naukowca, ma to wpływ na skorupiaki, proste organizmy, prawdopodobnie też larwy ryb. Jeśli dorosła ryba przeżyje, choć najpewniej zachoruje, to ikra już się nie rozwinie.
- Jeśli dorzucimy do tego skażone dno, gdzie żyje flądra, wszystko, co potrzebne do katastrofy ekologicznej - podsumowuje w gazecie Bełdowski.