Krzysztof Majdan, money.pl: Właśnie debiutuje nowa seria smartfonów.
Marcin Garbarczyk, szef dywizji MX Samsung Electronics Polska: Rzeczywiście, 1 lutego zaprezentowaliśmy nasze najmocniejsze do tej pory smartfony Galaxy. Mówiąc najmocniejsze, mam na myśli zarówno wydajność, jak i możliwości fotograficzne. Ta seria to taki nasz klejnot w koronie i pokaz technologicznych możliwości. Jestem pewien, że spotka się z bardzo dobrym odzewem na rynku.
Jak z kondycją rynku smartfonów? Pandemia, kryzys, łańcuchy dostaw.
Rynek na tle wielu innych branż i nawet innych kategorii elektroniki ma się bardzo dobrze, można powiedzieć wręcz, że świetnie. Wciąż rośnie i się rozwija. Zwiększa się też liczba użytkowników w Polsce. Dane UKE mówią już o prawie 55 mln kart SIM.
Z jednej strony oszczędzamy na elektronice, z drugiej potrzebujemy jej do pracy zdalnej.
Jeśli chodzi o smartfony, to stały się urządzeniami pierwszej potrzeby do pracy i nauki. Ale nawet w okresie popandemicznym, obfitym w zawirowania gospodarcze, trudności związane z wojną, gdy rynek mobile jako całość zanotował po raz pierwszy spadek ilościowy o 3 proc., jednocześnie wykazał wzrost wartościowy o 18 proc. Biznesowo bardzo dobre warunki, nie ma drugiego takiego rynku, który byłby tak odporny na czynniki zewnętrzne.
Czyli kupujemy drożej i na dłużej?
Tak, choć to tylko jeden z trendów. Potrzeby nowych urządzeń zostały zaspokojone w czasie pandemii, więc minie jeszcze chwila do przesiadki, biorąc pod uwagę naturalny cykl wymiany urządzeń. Obserwujemy duży trend związany ze wzmożonym zainteresowaniem urządzeniami premium. W trudnych czasach konsumenta nie stać na słabe urządzenia. Rynek premium mocno wzrósł.
Premium, czyli?
Czyli urządzenia od 600 euro w górę. Wzrost rok do roku tego segmentu ilościowo podskoczył o 30 proc., a wartościowo o 40 proc. To właśnie premium było największym segmentem rynku w 2022 roku. Jest jeszcze jeden trend, który zaczyna nabierać na sile.
Jaki?
Rynek smartfonów upodabnia się do motoryzacyjnego pod pewnym kątem. Wyraźnie rośnie rynek urządzeń używanych. Konsument rozumie wartość urządzeń premium, także jako produkt z drugiej ręki. Istnieje duża grupa użytkowników, którzy odsprzedając swoje telefony po np. roku, obniża sobie cenowy próg wejścia w nowe urządzenie. Trend jest bardzo silny na Zachodzie, coraz mocniej widać go też w Polsce. To dobry kierunek, wpisuje się w zrównoważony rozwój.
Nie obawiacie się, że wydłuży się cykl życia urządzeń? Skoro kupujemy drożej i na dłużej?
Ten cykl i tak się delikatnie wydłuża. W Polsce jest trochę krótszy niż na Zachodzie, tam ok. 25 miesięcy. To nie jest skokowe wydłużanie cyklu życia. Dodajmy do tego wspomniany trend odkupowania dotychczas używanych urządzeń. Nie upatrujemy tutaj zagrożenia biznesowego.
Zerknąłem sobie w wyniki globalne Samsunga, duży spadek zysku operacyjnego kwartalnie. Handel i resellerzy zmniejszyli zakupy, nie chcą się zanadto towarować przez kryzys?
W Polsce zupełnie nie obserwujemy tego zjawiska, by zmniejszały się zakupy. Kategoria mobile która – kolokwialnie mówiąc – ciągnie cały rynek elektroniki, wciąż jest odporna na kryzys. Były problemy z zaspokojeniem popytu na przełomie lat 2021 i 2022, związane z niedostępnością komponentów. Resellerzy dążyli do odbudowania zapasów. Dziś sytuacja się ustabilizowała. Jeśli chodzi o wyniki globalne, są one publiczne. Spadki związane są z ogólną sytuacją ekonomiczną na świecie. Tak czy inaczej, jesteśmy dobrze przygotowani, zdywersyfikowani na trudne czasy, które nadchodzą.
Sektor może być odporny, ale inflacja w niego uderza. Co podrożało po stronie producentów? Koszty energii i pracowników? Surowców i podzespołów?
Z punktu widzenia polskiego rynku, najważniejszym czynnikiem jest kurs walut, on oddziałuje na ceny najmocniej, bo cały rynek elektroniki pracuje na dolarze. Przy tych wahaniach kursu złotego do dolara, jakie widzieliśmy w 2022 r., gdzie wzrósł z poziomu ok. 4 zł do niecałych 5 zł, musi się to odbić na cenach, to przykrywa wszystkie inne czynniki. Oprócz tego nakłada się na to globalne zjawisko inflacji, rosnących kosztów pracy, surowców. To sprawia, że koszty rosną dwucyfrowo. Powiedziałbym, że globalnie mówimy o wzroście kosztów 10 proc. lub więcej, jeśli nałożymy na to różnice w kursach walut, to ten wzrost kosztów może przekraczać 20 proc.
Wrócę na chwilę do tych półprzewodników. Z czego wziął się ten konkretny problem?
To skomplikowany temat, związany z szokiem pandemicznym, który wywołał brak ciągłości na rynku. Powstało oczekiwanie kryzysu na rynku, spadku popytu, tymczasem w kategorii elektroniki efekt był zupełnie odwrotny, popyt wzrósł. Na to nałożył się efekt rynku motoryzacyjnego, związany z przyspieszonym przejściem na produkcję samochodów elektrycznych, które również potrzebują półprzewodników.
Powstała luka pomiędzy zdolnościami produkcyjnymi a popytem rynku. Były też inne przyczyny, zamknięcia niektórych fabryk związane z lockdownami, przerwane łańcuchy dostaw. Dlatego rynek, który pracował jak w zegarku w systemie just in time, miał problemy, bo zaczęły rozjeżdżać się poszczególne etapy dostaw i produkcji, dochodziło do kumulacji i nieprzewidywalności. Dziś, patrząc na rynek, naszym zdaniem te problemy należą do przeszłości. Jesteśmy w stanie w pełni zaspokoić popyt.
Kto rozdaje karty na rynku półprzewodników? Korea? Chiny?
Tak, i Tajwan.
I tak sobie gdybam teraz. Zapotrzebowanie na półprzewodniki będzie rosło, przy stole będzie więcej miejsca. Co by się musiało stać, by Polska zajęła przy nim miejsce? Inwestycja azjatyckiej firmy?
To naprawdę gdybanie. Zapewne inwestycja azjatyckiej firmy byłaby najszybszym sposobem na to, by Polska stała się producentem półprzewodników. Ale to też analiza dla innych gremiów. Spróbuję odpowiedzieć inaczej.
Jak?
Na przykładzie Korei, jak doszła do tego miejsca, w którym jest teraz. Kluczowym elementem tego sukcesu była koncentracja na określonej branży. Na początku lat 80. rząd Korei i Samsung powiedzieli sobie, że chcą być znaczącym graczem w sektorze półprzewodników. I podporządkowano temu wszystkie wysiłki, by pozyskać technologie i kompetencje. Najpierw w zakresie prostych układów, dochodząc stopniowo do coraz bardziej skomplikowanych. To dało taki efekt. Jak to przełożyć na Polskę, to już zupełnie inne pytanie.
Powiększyliśmy ekrany, upiększyliśmy je. Samsung złożył je jak kartkę papieru, ktoś inny zawinął na nadgarstek. Co jest teraz takim graalem sektora?
Gdybyśmy go tylko znali, bylibyśmy bardzo szczęśliwymi i bogatymi ludźmi. Dziś rynek mobile jest w przedsionku dojrzałości. To dość młoda kategoria, która ma 12-13 lat, a niebywale szybko się rozwinęła. Przeciętny Europejczyk zerka w telefon w ciągu dnia 100 razy. Trudno sobie wyobrazić drugą, bliższą emocjonalnie klientowi kategorię. Jeśli chodzi o rozwój, to mówimy tu o kontynuacji obecnych trendów.
Czyli jakich?
Duże ekrany to trend absolutnie dominujący. Ekran 6,5 cala, który kiedyś byłby duży, dziś uznawany jest za normalny, co związane jest z rosnącą konsumpcją treści wideo, mediów społecznościowych. Składane ekrany to naszym zdaniem przyszłość, mamy już czwartą generację takich telefonów na rynku, ta kategoria też szybko rośnie. Kolejnym trendem jest dalszy rozwój aparatów, bo foto i wideo to dziś najważniejsze funkcje smartfonów. Jeśli chodzi o fotografię w trudnych warunkach oświetleniowych, zrobiliśmy olbrzymi skok, dalej mamy tu przestrzeń do rozwoju i nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Trendem, który zaczyna zdradzać potencjał to bycia masowym, jest connected living, różne urządzenia domowe połączone w jeden ekosystem.
Jaki Samsung ma pomysł na Metaverse?
Mocno się przyglądamy temu trendowi. Już dziś wykorzystujemy go do promocji, pod kątem marketingowym. W USA zainwestowaliśmy w wirtualną przestrzeń. Odtworzyliśmy wirtualnie nasz flagowy sklep w USA, Samsung 837X. Użytkownicy mogą się tu rozejrzeć, zapoznać z urządzeniami. To na pewno silny trend, któremu nie pozwolimy uciec, choć na ten moment ograniczamy się do promocji.
Krzysztof Majdan, money.pl