Rząd PiS nie ma odwagi przyznać, że potrzebuje pieniędzy na rosnące wydatki publiczne – pisze "Rzeczpospolita". Dziennik wymienia nowe podatki, zwane często daninami.
To zarówno działające już opłaty: recyklingowa (od torebek foliowych), cukrowa (działająca od 2021), solidarnościowa (dodatkowy podatek w wys. 4 proc. od dla osób zarabiających powyżej 1 mln zł rocznie, wprowadzony od 2020 roku), podatek dla banków (działający od 2016 roku), wprowadzona z początkiem 2019 roku opłata emisyjna (od sprzedawców paliw), jak i planowane: podatek od sklepów wielkopowierzchniowych, nowa opłata deszczowa.
Do tego dochodzi proponowany podatek od reklam, którym miałyby być objęte media.
Opłata cukrowa
To dodatkowy podatek od słodzonych napojów. Opłata weszła w życie z początkiem 2021 r. Wprawdzie jej wdrożenie pierwotnie planowane było na połowę 2020 r., ale rząd uznał, że w pandemii nie będzie nakładał żadnych nowych obciążeń finansowych na przedsiębiorców i konsumentów – bo finalnie to oni poniosą koszt. Dodatkowa opłata, podzielona na część stałą i zmienną, obejmuje napoje słodzone. Pieniądze z opłaty cukrowej mają trafić do budżetu Narodowego Funduszu Zdrowia.
Opłata od "małpek"
Równocześnie z wejściem opłaty cukrowej obowiązywać zaczęła dodatkowa opłata od sprzedaży napojów alkoholowych o objętości nieprzekraczającej 300 ml. Obie opłaty wprowadziła jedna ustawa.
Opłata "mocowa"
O ile dwóch wcześniej wymienionych podatków nie odczujemy, jeśli nie kupujemy słodzonych napojów oraz małpek, to niestety kolejny obciąży już wszystkie gospodarstwa domowe. Opłata "mocowa" zaczęła obowiązywać 1 stycznia 2021 r. Bezpośrednio płacą ją w rachunku za energię.
Środki z opłaty mocowej mają sfinansować budowę nowych elektrowni oraz modernizację obecnie istniejących.
Opłat jest coraz więcej
Tego typu daniny nie są niczym nowym, zwie się je podatkami sektorowymi. Nowe obciążanie podatkowe wprowadza pod przykrywką szczytnych celów społecznych i karania zbyt bogatych podatników – pisze "Rz".
Cytowani przez dziennik eksperci podkreślają, że obecna ekipa rządząca wprowadza znacznie więcej podatków sektorowych, niż poprzednie.
Rząd – ich zdaniem – nie może już udawać, że nie chodzi o cel fiskalny, czyli zwiększenie przychodów budżetu. Bo nowe podatki nie są może wysokie, ale summa summarum stanowią pokaźny zastrzyk do budżetu.
– Do tego w uzasadnieniu stosowana jest zwykle narracja, która ma antagonizować społeczeństwo – zaznacza cytowany przez "Rz" Sławomir Dudek z Towarzystwa Ekonomistów Polski. Dodatkowe podatki nakładane są więc na nieprzyzwoicie bogatych, którzy dotychczas „nie chcieli się dzielić ze społeczeństwem swoimi zyskami" (np. banki, zagraniczne korporacje czy podatnicy milionerzy), albo na nieodpowiednie zachowania konsumentów (np. nadmierne spożycie cukru czy brak dbałości o środowisko) – pisze dziennik.
"Rz" zauważa też, że zjawisku temu towarzyszy znacznie skomplikowanie systemu podatkowego.
– Dziś nikt w Polsce nie potrafi samodzielnie wyliczyć kwoty wolnej od podatku, mamy „mały ZUS" i „nowy mały ZUS", różne stawki PIT płacimy w zależności od daty urodzenia... Kto się w tym połapie? – pyta retorycznie Dudek.