Projekt Koalicji Obywatelskiej i Trzeciej Drogi dotyczący zmiany przepisów w sprawie wiatraków wywołał pod koniec 2023 roku ogromne kontrowersje. Najwięcej emocji wzbudził wątek potencjalnego wywłaszczania nieruchomości, czemu rząd zaprzeczał, a także fakt, że przepisy pozwalały stawiać wiatraki w niewielkiej odległości od rezerwatów przyrody.
Politycy i eksperci nie zostawili na tej propozycji suchej nitki i nazywali wprost zaproponowane propozycje legislacyjnym bublem.
Rząd nie chce, aby ta sytuacja się powtórzyła, dlatego zamiast poprawiać przepisy, zdecydował się przygotować nową ustawę, która ma objąć tym razem cały sektor OZE.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zamiast poprawionych przepisów będzie nowa ustawa
Ustawa, którą przygotowuje rząd, będzie dotyczyć całego segmentu OZE, a liberalizacja budowy wiatraków na lądzie będzie jednym z jej elementów – dowiedział się money.pl.
Tę informację potwierdził nam także Hubert Różyk, rzecznik prasowy ministerstwa. Zapewnił nas, że nowy dokument ma zostać poddany szerokim konsultacjom z przedstawicielami branży OZE.
Janusz Gajowiecki, prezes zarządu Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW), potwierdza money.pl, że od kilku tygodni prowadzi rozmowy ze stroną rządową o rozwiązaniach, które znajdą się w nowych przepisach.
Rząd w tej kwestii jest otwarty na dyskusję. Dobrze się również stało, że zdecydowano się przygotować odrębną ustawę. Zwłaszcza że w projekcie rządowym przewidziane są szerokie konsultacje, które obejmują również stronę samorządową, co jest kluczowe z perspektywy tak wrażliwych społecznie projektów – podkreśla nasz rozmówca.
Wiśniewski: potrzebna modernizacja sieci i "kuracja odmładzająca"
Co może pojawić się w ustawie, którą szykuje rząd?
Zdaniem Tomasza Wiśniewskiego, prezesa Pracowni Finansowej, która jest inwestorem na rynku OZE, na pewno można się spodziewać się konsensusu w sprawie zachowania pierwotnie zaproponowanej odległości 500 metrów od zabudowań dla wiatraków. –Kryterium związane z kwestią odległości zostanie na pewno zachowane – podkreśla.
Wiśniewski przypomina, że pod koniec ubiegłego roku, gdy toczyła się dyskusja na temat bezpiecznej odległości domów mieszkalnych od wiatraków – czy ma ona wynosić 500 czy 700 m – wskazywano, że przepisy zezwalające na budowę w odległości 700 m, umożliwią powstanie co najwyżej 3 do 4 gigawatów nowych mocy.
Tymczasem zachowanie odległości 500 m umożliwia budowę co najmniej 6 gigawatów. To i tak kropla w morzu potrzeb. Dla porównania: gdybyśmy chcieli całkowicie odejść od paliw kopalnych i przejść w 100 proc. na OZE, potrzebowalibyśmy 70 gigawatów – wskazuje nasz rozmówca.
Obecnie mamy w Polsce około 9,4 gigawatów z energetyki wiatrowej, a 17 gigawatów z fotowoltaiki.
Z ostatnich danych Agencji Rynku Energii wynika, że moc wszystkich odnawialnych źródeł OZE w Polsce pod koniec czerwca 2023 r. przekroczyła 25 gigawatów. Tyle prądu produkują łącznie m.in. elektrownie wiatrowe, fotowoltaiczne, biogazowe i wodne.
Zdaniem Wiśniewskiego sytuację w energetyce wiatrowej może poprawić modernizacja i budowa nowych sieci elektroenergetycznych, a także "kuracja odmładzająca" dla już istniejących wiatraków. Wymienione na nowe mogłyby produkować nawet kilkukrotnie więcej energii.
"W rozwoju OZE warto iść śladem Niemiec"
Tomasz Wiśniewski przekonuje, że warto iść śladem Niemiec. Wyjaśnia, że za naszą zachodnią granicą inwestorzy, którzy chcieli realizować przedsięwzięcia OZE, mogli liczyć na nisko oprocentowane kredyty, a także stałe taryfy. Dzięki takiemu wsparciu banki finansujące inwestycje mają pewność, że przedsiębiorcy będą mieć pieniądze na spłatę kredytu.
Spodziewamy się, że w przyszłości podobne programy pojawią się także w Polsce. Poprawiłoby to znacznie sytuację branży OZE i tempo transformacji energetycznej, podobnie jak cable-pooling (rozwiązanie, gdy farmy – wiatrowa i słoneczna – współdzielą infrastrukturę energetyczną – przyp. red). To rozwiązanie ułatwia sytuację inwestorów w przypadku braku linii przesyłowych – wyjaśnia nasz rozmówca.
Według niego dalszy rozwój OZE jest także uzależniony zarówno od rozwoju nowych sieci elektroenergetycznych, jak i magazynów energii. I to na te cele powinny w pierwszej kolejności iść fundusze publiczne.
Chodzi głównie o to, aby inwestorzy z sektora OZE nie musieli się martwić, że może dojść do wyłączeń instalacji. – Teoretycznie właściciele takich instalacji mogą liczyć na odszkodowania, ale oczekiwanie na te środki trwa długo – mówi Tomasz Wiśniewski.
"Czeka nas ogromne przyspieszenie"
Z tzw. małej strategii energetycznej, czyli wstępnych założeń do Krajowego Planu na rzecz Energii i Klimatu do 2030 r., które polski rząd złożył 1 marca w Brukseli, wynika, że czeka nas ogromne przyspieszenie w rozwoju OZE.
Autorzy dokumentu wskazują, że Polska może osiągnąć ponad 50 proc. udziału OZE w finalnym zużyciu energii w elektroenergetyce w 2030 roku, a w 2040 roku ponad 59 proc.
W przypadku fotowoltaiki ma ona wzrosnąć z 17 do 29 GW do 2030 r., a dla wiatraków na lądzie z 9 do 16 GW. Rząd zakłada także, że blisko 6 GW mocy pozyskamy z wiatraków zlokalizowanych na Morzu Bałtyckim.
Jeśli te inwestycje wejdą w życie, to już za siedem lat OZE będą produkowały większość energii elektrycznej w Polsce.
Czy te zapowiedzi są realne? Zdaniem naszych rozmówców – są.
Nie ma wątpliwości, że czeka nas na pewno ogromne przyspieszenie – zauważa Janusz Gajowiecki.
– Wszystko wskazuje na to, że te cele są możliwe do osiągnięcia – wtóruje mu Tomasz Wiśniewski.
Kolejna odsłoną batalii o wiatraki
Ustawa przygotowywana obecnie przez rząd Donalda Tuska to już kolejna odsłoną batalii o wiatraki, która trwa od co najmniej 2022 r.
Najpierw przepisy, które miały zliberalizować zasadę blokującą budowę wiatraków na lądzie, utknęły w Sejmie. Potem – gdy doszło do głosowania nad nowym prawem – rząd w ostatniej chwili zmienił przepisy i zwiększył minimalną odległość wiatraków od zabudowań z 500 do 700 metrów.
Temat wiatraków wrócił po wyborach. Pod koniec 2023 r. do Sejmu trafił projekt autorstwa grupy posłów Trzeciej Drogi i Koalicji Obywatelskiej, dotyczący wsparcia odbiorców energii.
Propozycja zakładała liberalizację zasad budowy lądowych elektrowni wiatrowych. Jednak największe obawy – jak wspomnieliśmy na początku – wzbudził wówczas przepis zmieniający ustawę o gospodarce nieruchomościami, a konkretnie art. 6 tej ustawy, definiujący tzw. cele publiczne, których realizacja może pociągać za sobą np. wywłaszczenia.
Wywołał burzę. Przedstawiciele władzy musieli się więc gęsto tłumaczyć.
– Nie ma żadnej afery – przekonywała wówczas Paulina Hennig-Kloska, minister klimatu w rozmowie z money.pl. Przyznała jednak, że będą potrzebne poprawki do zgłoszonego projektu, które usuną wątpliwości co do intencji autorów.
W sprawę zaangażowali się także bezpośrednio premier Donald Tusk oraz marszałek Sejmu Szymon Hołownia. Obaj zapewniali, że w przepisach dotyczących budowy wiatraków nie znajdzie się "żadne zdanie, które w najmniejszych stopniu budzi wątpliwości czy emocje".
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl