Od 15 maja znowu zapełnią się autokary, busy i taksówki. Zgodnie z rządowym rozporządzeniem dotyczącym nakazów i zakazów sanitarnych przewoźnicy będą mogli zabrać na pokład tyłu pasażerów, ile jest w pojeździe miejsc.
Jest jeden wyjątek. W pojazdach samochodowych przeznaczonych do przewodu powyżej 7. osób i nie więcej niż 9. osób (łącznie z kierowcą) – czyli tzw. mikrobusach, przewoźnik będzie mógł zapełnić tylko 50 proc. miejsc siedzących.
Skąd taka decyzja rządu? Próbowaliśmy to ustalić, prosząc o wyjaśnienia zarówno w Ministerstwie Infrastruktury, jak i w Centrum Informacyjnym Rządu.
W odpowiedzi na nasze pytanie, dlaczego dla minibusów wprowadzono limity, CIR nie podał powodu, zacytował jedynie treść rozporządzenia.
"Rozporządzenie z dnia 6 maja w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii wskazuje, że od 15 maja w transporcie zbiorowym może być zajętych 100 proc. miejsc siedzących lub 50 proc. wszystkich miejsc siedzących i stojących (przy zachowaniu 50 proc. miejsc siedzących niezajętych). W tzw. minibusach obowiązuje 50 proc. obłożenia" - czytamy w mailu przesłanym do redakcji money.pl.
Ministerstwo Infrastruktury odpisało nam z kolei, że autorem zmian dotyczących limitów pasażerów w minibusach jest Ministerstwo Zdrowia. To zaś twierdzi, że autorem zmian w rozporządzeniu jest resort infrastruktury.
Przewoźnicy się buntują
W branży przewozowej huczy od komentarzy i różnych teorii dotyczących treści rozporządzenia. "Jako portal oferujący sprzedaż biletów dla 140 przewoźników wykonujących przejazdy międzynarodowe od drzwi do drzwi uważamy, iż jest to zapis wprowadzający nierówne traktowanie branż i typów pojazdów" – czytamy w oświadczeniu opublikowanym na profilu na FB e-podróżnika.
Eksperci z e-podróżnika zwracają uwagę, że w rządowym rozporządzeniu trudno doszukiwać się jakiejkolwiek logiki. Ograniczenie dotyczące 50 proc. zajętych miejsc dotyczy 9-osobowego minibusa, ale już w 10-osobowym busie albo 7-osobowej taksówce limitów nie ma - padają przykłady.
Według e-podróżnika takie dzielenie przewoźników i pasażerów nie ma żadnego uzasadnienia, jeśli chodzi o zapobieganie rozprzestrzenianiu się epidemii.
"Osoby podróżujące w minibusach unikają dworców i innych skupisk ludzkich. Są przewożone w małych grupach (maksymalnie 8 osób plus kierowca), więc statystycznie mają o wiele mniej kontaktów niż w tradycyjnym transporcie publicznym, gdzie jednym pojazdem (autokarem, pociągiem) podróżuje przynajmniej kilkadziesiąt osób" - wylicza e-podróżnik.
Portal dla podróżnych zwraca też uwagę, że obecnie, gdy przybywa osób zaszczepionych oraz ozdrowieńców, ryzyko zakażenia podczas podróży jest jeszcze mniejsze.
"Ryzyko zarażenia w mikrobusie 9-osobowym nie jest większe niż w mikrobusie 10-osobowym czy w autokarze 60-osobowym. Jest odwrotnie – ryzyko zakażenia jest mniejsze i wynika z mniejszej liczby osób będących ze sobą w kontakcie podczas podróży” – argumentuje e-podróżnik.
Zapłaci pasażer
Przewoźnicy, z którymi skontaktował się money.pl, przyznają, że ograniczenia sanitarne dotyczące minibusów uderzają zarówno w licencjonowanych przewoźników, jak i w dowozy do pracy pracowników.
- Polacy podróżują minibusami głównie do pracy za granicę: do Niemiec czy Holandii. Pełnią one również funkcję pomocniczą w dowożeniu małych grup z mniejszych miejscowości do większych punktów zbiorczych, skąd wyruszają rejsowe autokary – przypomina Piotr Sućko z BusClub.
Zdaniem naszego rozmówcy limity zajętych miejsc w minibusach mogą spowodować, że przewoźnicy mogą podnieść ceny biletów na przejazdy. Ludzie będą musieli nadal dojeżdżać do pracy, więc dopłacą. W innym przypadku nastąpi przejęcie pasażerów mikrobusów przez większych przewoźników.
Piotr Sućko przypomina, że przez ostatnie miesiące mikrobusy nie były obłożone limitem miejsc, podczas gdy autokary i busy je miały. Teraz mikrobusy jako jedyne będą miały narzucone limity obłożenia.
Jak zwracają uwagę nasi rozmówcy z branży, przejazdy międzynarodowe "od drzwi do drzwi" to potężny rynek usług i duże pieniądze. Stanowią poważną konkurencję dla dużych rejsowych firm przewozowych. Kierowcy mikrobusów mogą pracować więcej, bo nie mają obowiązku ewidencjonowania czasu pracy.