Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
W budżecie czterodniowym (bo tyle czasu miał nowy minister na domknięcie budżetu) udało się upchnąć podwyżki dla nauczycieli i inne drobniejsze obietnice. W rezultacie deficyt budżetu państwa musiał zostać zwiększony do 184 mld zł.
W 90 proc. jest on odziedziczony po rządzie Morawieckiego. Ogromnym wyzwaniem jest sfinansowanie tego deficytu na rynku. To możliwe, ale ambitne w tak niepewnym świecie, gdzie – oprócz wojny – w wielu krajach mamy ważne wybory mogące wpłynąć na sentymenty na rynkach. Teraz jest dobry klimat na polski dług, ale co będzie w drugiej połowie roku, tego nikt nie wie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Równoległy budżet, ponad 20 funduszy
Ale chciałbym przypomnieć, że rząd Morawieckiego stworzył "równoległy budżet" w Banku Gospodarstwa Krajowego, gdzie funkcjonuje już ponad 20 funduszy i programów. Między innymi Fundusz Przeciwdziałania COVID-19 czy Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych. Wszystkie te fundusze są poza procedurą budżetową, co stanowi załamanie art. 219 Konstytucji. Ten dług też trzeba sfinansować.
Dokładnie tego nie wiemy, ale z szafy tych funduszy może wypaść w tym roku co najmniej 80 mld zł zapisanych tam wydatków przez rząd Morawieckiego. Do tego trzeba dodać 24 mld zł wydatków w formie przekazywanych obligacji, których też nie ma w wydatkach budżetu. To kolejny trik rządu Morawieckiego.
Prawdziwy deficyt budżetu państwa może więc wynieść nawet 288 mld zł, o ile uda się zrealizować ambitny plan dochodów. Trzeba stanąć w prawdzie i dostrzec ten deficyt.
Po uwzględnieniu faktu, że dostawy wojskowe będą rozłożone w czasie, w ujęciu unijnym deficyt może wynieść nawet 5,5 proc. PKB. To niemal dwukrotnie więcej niż dopuszczalny poziom według zasad UE (3 proc.).
To będzie jeden z najwyższych deficytów w całej Unii Europejskiej, a to oznacza, że nie mamy szans, aby uniknąć procedury nadmiernego deficytu.
Komisja Europejska rozpocznie wobec Polski tę procedurę w połowie roku i nie uratują nas wydatki zbrojeniowe, co wyjaśniłem już w money.pl.
Trzeba będzie spowiadać się KE
Będąc w procedurze nadmiernego deficytu, będziemy musieli dwa razy do roku spowiadać się Komisji Europejskiej, jak redukujemy deficyt w kierunku 3 proc. Oczywiście kwestią do negocjacji jest, jaka będzie ścieżka tej redukcji. Tutaj możemy być potraktowani ulgowo przez Komisję Europejską, ale nie ma mowy o zwiększaniu deficytu czy utrzymaniu go na tak wysokim poziomie.
To oznacza, że każde nowe obniżenie podatków czy każde nowe zwiększenie wydatków będzie musiało być kompensowane innymi działaniami. Będzie trzeba dwa razy do roku pokazywać to Komisji Europejskiej.
Trzeba też mieć na uwadze, że od ponad dekady w Polsce funkcjonuje stabilizująca reguła wydatkowa. Ta reguła wprost mówi, że każde zmniejszenie podatków musi być skompensowane odpowiednim zmniejszeniem wydatków lub zwiększeniem innych podatków.
Do tego dochodzi trzeci element. Zgodnie ze strategią zarządzania długiem, opracowaną jeszcze przez rząd Morawieckiego, pełny dług publiczny – z uwzględnieniem funduszy pozabudżetowych w BGK i PFR – przebije bardzo szybko 60 proc. PKB, jeżeli nie podejmiemy żadnych działań w kierunku redukcji deficytu.
Rząd Morawieckiego musiał założyć dostosowanie fiskalne 40 mld zł rocznie, aby w prognozie na końcu pokazać 58,7 proc.
Dotykamy głową sufitu wyznaczonego przez nadchodząca procedurę EDP, przez regułę wydatkową i przez zbliżający się próg unijny 60 proc. dla długu.
Nie ma ruiny, ale mamy sporo: nadmierny deficyt i powyższą skomplikowaną układankę. EDP to nie koniec świata. Ale nie mamy miejsca na szarżowanie bez trzymanki z nowymi obietnicami.
Procedury EDP nie można zignorować
Układanka jest skomplikowana, bo łagodniejsza ścieżka dostosowania deficytu w ramach EDP jest przewidziana dla krajów, które mają dług poniżej 60 proc.
Czyli nawet gdyby Komisja dała nam bardzo łagodną ścieżkę konsolidacji, to i tak musimy konsolidować w takim tempie, aby nie przebić 60 proc., bo wtedy wypadamy z koszyka krajów o łagodnym podejściu.
Procedury EDP nie można zignorować, musimy realizować rekomendacje i raportować działania.
Jak staniemy okoniem wobec rekomendacji, to rynki zareagują, a w ostateczności są sankcje na fundusze, w tym na KPO. Reguły wydatkowej też nie można dalej omijać, co robił rząd Morawieckiego, bo w KPO zobowiązaliśmy się do przeglądu reguły w kierunku jej skuteczności, czyli w kierunku jej uszczelnienia. To kamień milowy, a także kolejny skomplikowany element układanki.
Realizacja obietnic wyborczych musi wpisać się w tę układankę. Z tej perspektywy należy oceniać każde kolejne rozwiązania, które generują wzrost deficytu finansów publicznych.
Myślę, że niektórzy już poczuli włosami sufit.
Pierwszym sygnałem tego była wypowiedź wiceministra zdrowia, że "wykluczony jest także prosty powrót do składki zdrowotnej sprzed 2022 r., ponieważ uszczupliłoby to wpływy o 9,5 mld zł w warunkach 2024 r., a w warunkach 2025 r. – o 10 mld zł".
Moim zdaniem powrót do ryczałtowej składki dla przedsiębiorców może kosztować więcej – nawet kilkanaście mld zł. Tutaj rząd powinien pilnie przestawić rzetelne i szczegółowe wyliczenia. Już ocieramy się o sufit, a przecież składka zdrowotna to 1/5 kosztu zwiększenia kwoty wolnej, nie mówiąc o innych zobowiązaniach.
W tych uwarunkowaniach nie ma miejsca na jazdę bez trzymanki pod prąd procedury nadmiernego deficytu czy reguły wydatkowej. Reguła wydatkowa i procedura nadmiernego deficytu jest ślepa na hasła w stylu "być albo nie być".
Najpierw musi powstać "biała księga", na która czekamy, potem rząd musi przygotować wieloletni plan finansowy państwa, a w połowie roku dostaniemy zalecenia Komisji Europejskiej co do ścieżki redukcji. Wtedy dowiemy się, gdzie jest sufit i jaką mamy przestrzeń w kolejnych latach.
Wywieranie presji i podejmowanie decyzji finansowych – generujących duże skutki finansowe – teraz jest bardzo nieodpowiedzialne.
Dr Sławomir Dudek, główny ekonomista i prezes Instytutu Finansów Publicznych