Wprowadzona w 2016 r. zasada 10H przyczynia się do dzisiejszych problemów z węglem - pisze "Dziennik Gazeta Prawna", opierając się na analizie think tanku Ember.
Tak zwana "ustawa wiatrakowa" niemal całkowicie zamroziła rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Określa ona minimalną odległość między budynkiem mieszkalnym a elektrownią wiatrową jako dziesięciokrotność wysokości instalacji. Innymi słowy, minimalna odległość budynków mieszkalnych od wiatraków wysokich na 100 metrów w najwyższym punkcie nie powinna być mniejsza niż kilometr. W money.pl pisaliśmy, że przez ten przepis od pięciu lat w zasadzie nie pojawiły się nowe instalacje wiatrowe w Polsce. Inwestycje, które weszły w tym czasie w fazę budowy, były projektami rozpoczętymi jeszcze przed wprowadzeniem zasady 10H.
Choć rząd zaczął wycofywać się z tej drakońskiej zasady, ustawa liberalizująca przepisu utknęła w zamrażarce sejmowej w związku z wewnętrznym konfliktem w koalicji Zjednoczonej Prawicy.
Tymczasem, jak wyliczają analitycy cytowani przez "DGP", utrzymanie kursy rozwoju energetyki odnawialnej sprzed 2016 roku ograniczyłoby dzisiejsze problemy z dostępnością węgla.
Jak przekonuje Paweł Czyżak z think tanku Ember, tylko w tym roku zaoszczędzić można byłoby 7 mln t surowca, więcej niż wynoszą szacunki dotyczące luki po wprowadzeniu embarga na węgiel ze Wschodu.
Jak podsumowuje dziennik, braki byłyby również mniejsze, gdyby tempo wymiany kopciuchów oraz przyłączeń fotowoltaiki do sieci było szybsze. "W zaistniałej sytuacji skazani jednak jesteśmy na łatanie dziur i szukanie recept na astronomicznie rosnące rachunki" - czytamy.