Wysoka inflacja pomaga PiS-owi spełnić jedną z obietnic wyborczych. Do wyborów w 2019 roku Prawo i Sprawiedliwość szło z zapowiedzią szybkiego wzrostu płacy minimalnej. Prezes Jarosław Kaczyński deklarował, że do końca 2023 roku Polacy będą zarabiać co najmniej 4 tys. zł brutto. Rząd we wtorek odkrył karty, przedstawiając propozycję minimalnego wynagrodzenia i już wiadomo, że najniższa płaca przebije pułap – zapowiadany kilka lat temu przez szefa partii rządzącej – w 2024 r.
W przyszłym roku minimalne wynagrodzenie zostanie zwaloryzowane, podobnie jak w tym roku, dwa razy. To jednak nie prezent od rządu, a ustawowy wymóg przy inflacji przekraczającej 5 proc.
Rząd zaproponował, żeby od 1 stycznia 2024 roku minimalne wynagrodzenie wynosiło 4242 zł, natomiast od 1 lipca 4300 zł brutto. Od tego wyliczana jest stawka godzinowa, czyli 27,70 zł brutto od stycznia i 28,10 zł brutto od lipca 2024 roku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Rozłożenie przedsiębiorców na łopatki"
Podwyżka, która według danych Ministerstwa Finansów dotyczy około 3 mln osób, wzbudza niepokój przede wszystkim u drobnych przedsiębiorców. Krytyczne głosy słychać nawet z tzw. wschodniej ściany, gdzie do tej pory PiS mógł liczyć na spore poparcie. Warto pamiętać, że tam przeciętne wynagrodzenia są niższe.
W całym okręgu olsztyńskim partia Jarosława Kaczyńskiego zdobyła w 2019 r. blisko 39 proc. wszystkich głosów. W regionie słychać teraz głosy rozczarowania.
Nie ulega wątpliwości, że to rozłożenie przedsiębiorców na łopatki – mówi w rozmowie z money.pl Halina Poboża, dyrektorka Cechu Rzemieślników i Przedsiębiorców w Giżycku.
– Ze strony przedsiębiorców słychać głosy oburzenia i rozczarowania. Jak pracuję tu 40 lat, to takiego cyrku nie było, żeby np. dwa razy składki ZUS przedsiębiorcom podwyższać. Wzrosły nie tylko koszty pracownicze, ale także wszystkie inne opłaty. Taka sytuacja wiąże się z jednym – musimy spodziewać się zamknięcia wielu drobnych firm – alarmuje dyrektorka Cechu.
Halina Poboża uważa, że choć pracownicy zarabiający minimalną krajową cieszą się teraz, to w konsekwencji podwyżka może się obrócić przeciw nim.
– Nie ma co się oszukiwać, niektórzy już teraz ledwo wiążą koniec z końcem, więc strach pomyśleć co będzie w przyszłym roku. Już słychać głosy, że firmy będą po prostu zwalniać lub ciąć etaty – mówi nasza rozmówczyni.
"Będą uciekali w szarą strefę"
Gmina Godziszów, powiat janowski, woj. lubelskie. W miejscowości położonej niedaleko Kraśnika mieszka prawie 6 tys. osób. To bastion Prawa i Sprawiedliwości. Z danych PKW wynika, że na partię Jarosława Kaczyńskiego podczas ostatnich wyborów do Sejmu zagłosowało 88,87 proc. mieszkańców.
Dzwonimy do kilku wybranych firm z listy dostępnej na stronie gminy. To głównie firmy usługowe. Telefon albo milczy, albo słyszymy tę samą odpowiedź: nie prowadzę firmy, to już nieaktualne.
Są jednak także zadowoleni przedsiębiorcy. Robert Babiński prowadzi zakład mięsny w gminie Kobylin-Borzymy (pow. wysokomazowiecki, woj. podlaskie, na partię rządzącą w 2019 r. głosowało tam 87,95 proc. wyborców).
– Z niewolnika nie ma pracownika. Jestem za tym, żeby ludzie zarabiali godnie – mówi. On sam zatrudnia kilkanaście osób, także na minimalną krajową. Przekonuje jednak, że teraz żyje się ludziom całkiem dobrze.
Widzę to po moich pracownikach. Rodziny mają kilkoro dzieci, co roku wyjeżdżają na wakacje, kiedyś tak nie było – opowiada przedsiębiorca.
Powiat sanocki. Województwo podkarpackie. W 2019 r. i tu Prawo i Sprawiedliwość nie miało sobie równych. W wyborach do Sejmu zdobyło blisko 60 proc. głosów.
Bogusław Kmieć jest wiceprezesem sanockiej Regionalnej Izby Gospodarczej, jednocześnie sam prowadzi firmę, która produkuje kompozyty polimerowe, m.in. zbiorniki retencyjne. Zmniejszył ostatnio zatrudnienie, na etacie pracuje u niego obecnie dziewięć osób.
– W ciągu ostatnich dwóch lat znacząco spadła liczba zamówień, także tych publicznych. Przetargi są po prostu odwoływane, a koszty rosną – wskazuje przedsiębiorca w rozmowie z money.pl.
W propozycji rządu widzi dwa podstawowe zagrożenia.
Przerabialiśmy to już, wracają czasy upadku komuny. Wiele firm, głównie małe zakłady świadczące usługi, będzie uciekało – tak jak wtedy – w szarą strefę. Już teraz niektórzy sygnalizują, że nie będą mieli wyjścia – mówi wiceprezes sanockiej RIG.
Zwraca także uwagę na jeszcze jeden problem.
– Ci, co przetrwają, będą musieli jakoś zrekompensować rosnące koszty, więc podniosą ceny usług i towarów, a to znów napędzi inflację – przewiduje Bogusław Kmieć.
Z danych Ministerstwa Rozwoju i Technologii wynika, że rośnie liczba zawieszanych firm. W 2022 r. zawieszono 620 tys. przedsiębiorstw. To prawie 100 tys. więcej niż w 2021 r. Przez pierwsze półtora miesiąca tego roku przedsiębiorcy zawiesili natomiast ponad 20 tys. firm.
W 2022 roku zlikwidowano 144 655 działalności, czyli o 8337 mniej niż w roku poprzednim. W ubiegłym roku w rejestrze CEIDG zarejestrowano zaś ponad 300 tys. nowych działalności.
Płaca minimalna w górę. Takie mogą być konsekwencje
Propozycja rządowa zakłada, że całkowity wzrost płacy minimalnej od lipca 2023 r. do lipca 2024 r. wyniesie 19,4 proc.
Mikołaj Raczyński, analityk finansowy, zauważa, że "w dwa lata płaca minimalna wzrośnie o ponad 40 proc., gdy jej poziom już osiągnął 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia.
Przy obecnym kursie euro (4,52) wzrost płacy minimalnej w Polsce do 940 euro w 2024 roku plasowałby polską płacę minimalną powyżej płac minimalnych we wszystkich porównywalnych krajach UE, także wyraźnie zamożniejszych – wskazuje natomiast Kamil Sobolewski, główny ekonomista Pracodawców RP.
"Płaca minimalna, jeżeli jest za wysoka, może tworzyć 'złotą klatkę' dla pracujących i barierę dla osób chcących wejść na rynek pracy, szczególnie po długiej przerwie, bez świetnych kwalifikacji" – dodaje również Sobolewski w swoim komentarzu.
Według niego zbyt gwałtowne – niedostosowane do tempa wzrostu produktywności – podniesienie minimalnego wynagrodzenia może się przyczynić do ryzyka wzrostu inflacji, spadku zatrudnienia i wzrostu bezrobocia. W szczególności wśród osób o niskich kwalifikacjach.
W dyskusji o minimalnej krajowej od wtorku przewija się jeszcze jeden wątek. Związek Nauczycielstwa Polskiego przy tej okazji przypomina, ile zarabiają nauczyciele. Początkujący może liczyć na 3690 zł brutto, 3890 zł – mianowany, a dyplomowany na 4550 zł. Te kwoty nabierają innego wymiaru, jeśli pamięta się, że od stycznia zgodnie z zapowiedzią rządu pensja minimalna ma wynieść 4242 zł brutto.
Między innymi dlatego ZNP przygotował projekt ustawy o zmianie Karty Nauczyciela, który podwyższa o 20 proc. stawki średniego wynagrodzenia nauczycieli od lipca.
Malwina Gadawa, dziennikarka money.pl