Zmiany, które w przyszłym roku wejdą w życie, będą dużym ułatwieniem dla budujących. W praktyce już od 2023 roku będzie można budować domy na zgłoszenie, bez formalności związanych z koniecznością ubiegania się o pozwolenie na budowę, ale tylko do dwóch kondygnacji. Do tej pory było to możliwe tylko w przypadku domów jednorodzinnych o powierzchni do 70 mkw. To jednak nie koniec ułatwień, bo od przyszłego roku zgodnie z prawem budowlanym będzie można budować na zgłoszenie również wiatraki o określonych parametrach.
Tymczasem eksperci, zamiast chwalić pomysł, wytykają resortowi rozwoju brak konsekwencji. Według nich jest co najmniej dziwne, że rząd daje zielone światło wiatrakom stawianym przy domach, a wcześniej nie zgadzał się na ich stawianie z dala od zabudowań.
Wiatraki do 12 metrów będzie można zbudować bez pozwolenia
W praktyce, aby wybudować wiatrak bez pozwolenia, trzeba będzie spełnić jednak kilka warunków. Jego wysokość może być większa niż trzy metry, ale nie może przekroczyć z kolei 12 metrów. Wiatraki do trzech metrów mają wymagać wyłącznie zgłoszenia, bez innych formalności. Za to jego moc nie może przekroczyć dopuszczalnej mocy instalacji, która nie może być większa niż 50 kW.
Dodatkowo odległość usytuowania wiatraka od granic działki nie może być mniejsza niż jego wysokość. Jednocześnie takie projekty będą wymagały sporządzenia planu sytuacyjnego i projektu architektoniczno-budowlanego, na etapie zgłoszenia. Z kolei po rozpoczęciu budowy konieczne będzie także sporządzenie projektu technicznego i zapewnienie udziału kierownika budowy.
Wydawałoby się, że to bardzo pozytywne zmiany. Tymczasem eksperci nie spodziewają się żadnego przełomu, ich zdaniem w praktyce Polacy nie zainteresują się budową wiatraków tak jak wcześniej fotowoltaiką. Powód? - Po pierwsze, dopuszczalne wysokości i moce są za niskie, aby efekt był znaczący. Wysokość do 12 metrów nie pozwoli na uzyskanie większej mocy niż 2-5 kW - uważa Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
Ponadto według niego, w praktyce zniesienie obowiązku uzyskania decyzji o pozwoleniu na budowę będzie dotyczyło głównie wiatraków stawianych na dachach budynków.
Jan Ruszkowski, koordynator Rady ds. Czystego Powietrza w Konfederacji Lewiatan, interpretuje to podobnie. - Niewielka dopuszczalna wysokość konstrukcji i możliwość budowy instalacji wyłącznie na obiektach budowlanych, czyli w praktyce na dachach, sprawia, że zmiana będzie dotyczyć urządzeń o niewielkiej sprawności i mocy, znacznie mniejszej niż 50 kW - ocenia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Eksperci: w sprawie zgody na budowę wiatraków rząd jest niekonsekwentny
Mimo intencji rządu rozwój przydomowych elektrowni wiatrowych może być więc mocno ograniczony w praktyce. - Odpowiednią moc dla przemysłu zapewniłyby dopiero turbiny o wysokości minimum 30 metrów - ocenia Grzegorz Wiśniewski
Prezes IEO zauważa także dużą niekonsekwencję rządu. - Jeżeli nie luzujmy tzw. zasady 10H, podobno z powodu obaw o bezpieczeństwo, to lokalizacja wiatraków na dachach staje się praktycznie niemożliwa ze względu na konstrukcję i wytrzymałość wielu przemysłowych obiektów - twierdzi.
Przypomnijmy, zgodnie z zapisami ustawy, która wprowadza zasadę 10H, nie wolno postawić nowej turbiny wiatrowej, jeśli w promieniu dziesięciu jej wysokości znajduje się budynek mieszkalny.
Z kolei mecenas Jacek Kosiński, partner w Kancelarii Jacek Kosiński Adwokaci i Radcowie Prawni, punktuje rząd za jeszcze coś innego.
- Rząd zgadza się teraz na budowę wiatraków w pobliżu domów jednorodzinnych, podczas gdy wcześniej kontrowersje budziła budowa elektrowni wiatrowych usytuowanych z dala od zabudowań. A przecież wiatraki obok domów mogą także generować hałas, co było zarazem jednym z argumentów podnoszonych przez przeciwników rozwoju energetyki wiatrowej na lądzie - komentuje prawnik.
Energetyka wiatrowa może pomóc firmom obniżyć koszty energii
Eksperci widzą jednak również plusy w nowych przepisach. Według nich nowe regulacje mogą mieć np. pozytywny wpływ na rynek energii, w szczególności w przypadku firm produkujących prąd na własne potrzeby.
- Małe elektrownie wiatrowe są w lokalnych systemach źródłem o innej charakterystyce pracy, a także profilu generacji, niż stosowane powszechnie panele fotowoltaiczne. Te dwa źródła dobrze się jednak uzupełniają, mają ujemne tzw. współczynniki korelacji generacji - wyjaśnia Grzegorz Wiśniewski.
Jego zdaniem z uwagi na ten fakt, energetyka wiatrowa może być przydatna zwłaszcza dla firm przemysłowych, którym może pomóc obniżyć koszty energii.
Wiatraki przegrały konkurencję z fotowoltaiką
Zdaniem ekspertów rozwój małych przydomowych elektrowni wiatrowych może być jednak utrudniony głównie z powodu braku finansowego wsparcia. Tymczasem fotowoltaika ma o tyle przewagę nad domowymi wiatrakami, że łatwiej się ją instaluje, dodatkowo jest tańsza i można uzyskać na nią unijne dotacje.
- Małe wiatraki przegrały z instalacjami fotowoltaicznymi, które zostały wsparte systemami dotacji, ulg podatkowych. W efekcie koszty instalacji fotowoltaiki z uwagi na masowy rynek znacząco spadły, a budowy małych wiatraków już niestety nie – wskazuje prezes IEO.
Przypomina także, że projekt ustawy o OZE z 2009 roku zakładał wsparcie dla wiatraków do 100 kW w postaci tzw. taryf gwarantowanych.
- Wtedy była jakaś szansa na pobudzenie krajowego przemysłu oraz na wzrost konkurencyjności tej branży. Teraz nie mamy tanich produktów i dużych krajowych dostawców wiatraków w tym segmencie. W efekcie globalnie małe wiatraki przestały się liczyć - ocenia
Dodaje, że dziś na rynku znaczenie mają głównie turbiny wiatrowe o mocy 2 MW i więcej. Ten segment staje się także coraz ważniejszy dla przemysłowego sektora, najbardziej narażonego na wysokie ceny energii, a także z uwagi na zbyt mały dotąd udział zielonej energii w procesach produkcyjnych.
Ile średnio kosztuje budowa wiatraka?
Podczas dyskusji o przyszłości energetyki wiatrowej największe znaczenie mają jednak przede wszystkim koszty budowy takich inwestycji. O jakich kwotach jest mowa?
Zdaniem ekspertów na potrzeby domu jednorodzinnego wystarczy domowa elektrownia wiatrowa o mocy 5 kW. Jej koszt to dziś co najmniej 40 tys. zł, jednak licząc całość przedsięwzięcia, wraz z budową, może to być blisko 120 tys. zł.
Robert Tomaszewski, analityk do spraw energetycznych Polityki Insight uważa więc, że poluzowanie przepisów dotyczących budowy przydomowych wiatraków dla osób indywidualnych nie będzie więc atrakcyjną opcją.
- To nie jest w ogóle opłacalne. Kwotę 120 tys. zł dużo bardziej opłaca się zainwestować w instalację fotowoltaiczną, która wyprodukuje dużo więcej energii niż przydomowa turbina wiatrowa - mówi wprost.
Z kolei Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej jest nieco bardziej powściągliwy w swojej opinii. - Wszelkie zmiany prawne, które prowadzą do rozwoju odnawialnych źródeł energii, także dla tych mniejszych mocy z turbin przydomowych, wytwarzanych przez prosumentów, są dobrym kierunkiem. Jednak wiatraki na lądzie, które nie są mikroinstalacjami, wciąż czekają na zielone światło, ponieważ nowelizacja ustawy 10H, której brak blokuje ich rozwój, nie została uchwalona. Tymczasem jest to kluczowe, aby korzystać z potencjału tzw. dużej energetyki wiatrowej na lądzie - komentuje.
Rząd przyjął nową autopoprawkę ws. ustawy wiatrakowej
Przypomnijmy, że tzw. nowa ustawa wiatrakowa, dzięki której znowu będzie można budować wiatraki na lądzie, wciąż nie została uchwalona, bo sprzeciwia się temu rządowy koalicjant - Solidarna Polska. Jest to zarazem jeden z kamieni milowych, od których zależy przyznanie Polsce środków z KPO.
Tymczasem we wtorek, 13 grudnia w Sejmie coś wreszcie drgnęło w tej sprawie, ponieważ przyjęto poprawkę do tej ustawy. Zgodnie z nią, co najmniej 10 proc. energii produkowanej z farmy wiatrowej ma być przekazywane na rzecz społeczności lokalnej w formule tzw. prosumenta wirtualnego.
O tym fakcie doniosła także na Twitterze we wtorek minister Anna Moskwa.
"Rząd przyjął autopoprawkę ws. ustawy wiatrakowej — inwestor elektrowni wiatrowej będzie udostępniał, co najmniej 10 proc. mocy zainstalowanej na rzecz mieszkańców gminy w formule prosumenta wirtualnego" - napisała na Twitterze.
- Wczoraj pani minister mówiła, że 5 proc. wyprodukowanej energii wiatrowej będzie przekazywana na rzecz lokalnej społeczności. Tymczasem dzisiaj przeszła poprawka, zgodnie z którą będzie to nawet 10 proc. mocy zainstalowanej w wiatrakach, dzięki czemu społeczność otrzyma dużo więcej taniej energii. To bardzo dobra wiadomość - ocenia Robert Tomaszewski.
Obecnie w Polsce jest zaledwie kilkadziesiąt mikroinstalacji wiatrowych. Tymczasem cała moc zainstalowana w energetyce wiatrowej w kraju wynosi 7,5 GW, co stanowi 37 proc. mocy całego OZE.
Dla porównania w Niemczech, które są liderem energetyki wiatrowej w Europie, znajduje się niemal 30 tys. turbin wiatrowych, które stanowią ok. 64 GW zainstalowanej mocy.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.