Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski kilka dni temu przedłożył Radzie Najwyższej pakiet ustaw o przedłużeniu mobilizacji i stanu wojennego w kraju od 19 lutego 2023 r. o kolejne 90 dni.
Trwa powszechna mobilizacja. Od października 2022 r. do lutego 2023 r. powołania dostało łącznie 700 tysięcy osób, ale nie wysłano ich na front. Decyzje o przydziałach do poszczególnych jednostek wojskowych w celu odbycia przeszkolenia są zamrożone. Wszystko przez to, że 28 stycznia br. ukraiński rząd istotnie zmienił zasady mobilizacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kogo ominie pobór do wojska?
Zgodnie z dotychczasowymi przepisami do armii nie byli wcielani m.in. rolnicy, urzędnicy państwowi i samorządowi, nauczyciele i pracownicy naukowi, pracownicy fabryk działających na rzecz armii oraz spółek z sektora infrastruktury krytycznej, a także jedyni opiekunowie rodzin, w których są chore lub niepełnosprawne dzieci.
Od lutego br. ochroną objęto również cały sektor IT w Ukrainie, tj. ponad 400 firm oraz ich pracowników. W ubiegłym roku Ministerstwo Transformacji Cyfrowej opublikowało pismo, w którym szef tego resortu Mychajło Fiodorow pisze o znaczeniu sektora IT dla gospodarki kraju. W 2021 r. wpływy z eksportu usług IT wyniosły 6,8 mld dolarów.
Na specjalne traktowanie swoich pracowników mogą również – według nowych przepisów – liczyć te przedsiębiorstwa, które odprowadziły w ubiegłym roku do budżetu państwa oraz kas samorządów równowartość 1,5 mln euro podatków i opłat i miały obroty wysokości co najmniej 32 mln euro.
Przy ustalaniu listy "krytycznie ważnych" dla gospodarki przedsiębiorstw pod uwagę brano nie tylko to, czym zajmuje się dana firma i jak ważna jest dla swojego regionu, ale również czy nie ma przeterminowanych zobowiązań podatkowych wobec państwa, i czy w ostatnim kwartale 2022 r. wypłacała swoim pracownikom nie mniej, niż wynosi średnie wynagrodzenie dla danego regionu.
Biznes i poborowi się skarżą
- Kryterium wysokości zapłaconych podatków i obrotów w liczbie 32 mln euro za poprzedni rok jest nieosiągalne dla żadnej firmy, z wyjątkiem bardzo dużych – zauważył w wywiadzie dla ukraińskiego Forbesa główny prawnik Lwowskiego Klastra Informatycznego Nestor Shvets.
Z kolei Andriy Yavorskyi, starszy wiceprezes Global Logic zwrócił uwagę, że wcieleń do armii w sektorze IT nie dostaną jedynie pracownicy etatowi. Ci, którzy mają umowy cywilnoprawne lub działalność gospodarczą nie podlegają ochronie przed mobilizacją. Tymczasem aż 88 proc. kadr w ukraińskim sektorze IT to samozatrudnieni.
40-letni Mikołaj, nauczyciel ze Lwowa w rozmowie z money.pl również mówi o – jego zdaniem niesprawiedliwych – wyjątkach od zasad, na jakich odbywa się mobilizacja. – By uniknąć powołania do armii, trzeba pracować w szkole na pełen etat, a wiadomo, że większość nauczycieli pracuje w Ukrainie na część etatu. Do tego to dyrekcja szkoły decyduje o tym, kogo zostawić w szkole, a kto ma iść na front – relacjonuje Mikołaj.
2 lutego br. komisarz wojskowy gminy kołomyjskiej Wołodymyr Szachowiec zaapelował do poborowych, by nie unikali mobilizacji. – Część naszych żołnierzy jest na froncie od pierwszych dni wojny. Potrzebują odpoczynku, trzeba ich zmienić – mówił w wywiadzie dla portalu Fritka Szachowiec. Zaapelował również do biznesmenów, aby zaakceptowali mobilizację swoich pracowników.
Pracodawcy z kolei jako oręża w dyskusji z władzami używają niezmiennie koronnego argumentu. – Nasi pracownicy nie mają żadnego doświadczenia ani specjalizacji wojskowej. Nie przeszli wcześniej żadnego szkolenia wojskowego – przypomniał w rozmowie z ukraińskim "Forbesem" dyrektor ds. przemysłu w firmie N-IX, Światosław Kawiecki.
Wiele firm z handlu, farmacji, czy produkcji rolnej znalazło się w potrzasku. Zmobilizowani jeszcze na początku wojny pracownicy (marzec 2022 r.), po wykorzystaniu wszystkich dostępnych prawnie odroczeń, muszą stawić się w lutym na komisje wojskowe. Nie znaczy to, że automatycznie pójdą na front, będą w rezerwie, ale biznes woli dmuchać na zimne.
Europejskie Stowarzyszenie Biznesu zwróciło się do premiera Ukrainy Denysa Szmyhala z prośbą, by rząd przedłużył o miesiąc czas dany firmom na zgłaszanie do specjalnych e-rejestrów tzw. rezerwacji pracowniczych – czyli danych tych pracowników, którzy są w firmach niezbędni. W przeciwnym razie grozi im kompletny paraliż.
Również niektórzy dowódcy ukraińscy są zdania, że armii potrzebni są dobrze wyszkoleni żołnierze, a nie mięso armatnie.
– Na Ukrainę trafia coraz bardziej zaawansowany sprzęt z Zachodu, który wymaga wielomiesięcznego przeszkolenia. Nie mogą go obsługiwać poborowi bez odpowiednich kwalifikacji. Z takiego założenia wychodzi ukraińska armia – przypomina ekspert ds. bezpieczeństwa i dyrektor w Warsaw Security Forum Bartłomiej Kot.
Zdaniem naszego rozmówcy nieprzygotowani do pola walki pracownicy przydadzą się bardziej państwu, pozostając w swoich zakładach pracy niż w okopach. Tym bardziej że trwająca od roku wojna zniszczyła gospodarkę Ukrainy.
– Ze względu na terrorystyczną działalność Rosji kilka milionów Ukraińców wyjechało z kraju, brakuje wykwalifikowanych rąk do pracy, a państwo musi utrzymać swoje funkcjonowanie: płacić ludziom emerytury, wyżywić żołnierzy – wylicza Bartłomiej Kot.
Jak szacuje ukraiński rząd, szkody wyrządzone krajowi w wyniku wojny przekraczają już 700 mld dol.
Prognozy gospodarcze dla Ukrainy na ten rok też są raczej bardzo ponure. Te optymistyczne – Narodowego Banku Ukrainy – mówią o lekkim, bo o 0,3 proc. wzroście PKB (liczonym jednak od dna, na którym w ubiegłym roku znalazła się ukraińska gospodarka) i to pod warunkiem, że wojna zakończy się w połowie tego roku.
Przypomnijmy: PKB Ukrainy w ubiegłym roku spadło aż o 30 proc. Głównie przez zniszczenia wojenne, ośmiomilionową migrację ludności i potężne spadki eksportu.
Jeszcze przed "wielkim terrorem energetycznym" – jak Ukraińcy określają zmasowane rosyjskie naloty na ich infrastrukturę krytyczną – prognoza tamtejszego Banku Centralnego mówiła nawet o 4-5 proc. wzroście PKB w tym roku.
Katarzyna Bartman, dziennikarka money.pl