PiS, by ugasić pożar, jaki wybuchł po miesiącach ignorowania problemu z ukraińskim zbożem, zapowiedział uruchomienie skupu zbóż po cenach opłacalnych dla rolników i obiecał "minimum 1400 zł za tonę".
- Rolnicy nie sprzedają zboża, bo jest za tanie. Dlatego wprowadzamy dopłaty, żeby nie trzymali go w magazynach. Zależy nam, żeby uruchomić sprzedaż - zapewniał minister rolnictwa Robert Telus.
Rządowe dopłaty. "Rolnicy znów stracą"
Eksperci wskazują jednak, że ten ruch rządu może nie tylko nie rozwiązać problemu, ale sprowadzić na polską wieś kolejne kłopoty.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pomóc rolnikom trzeba, ale ta pomoc powinna być przemyślana. Ktoś, kto działa na podstawie rachunku zysków i strat, nie będzie podejmował działań, które nie są ekonomiczne. Przez wprowadzenie ustalonej kwoty w wysokości 1400 zł za tonę, zboże nie będzie atrakcyjne na rynkach zagranicznych. To prosty rachunek. Ktoś, kto może kupić je za 800 zł, nie zapłaci 1400 zł - mówi money.pl Jacek Strzelecki, ekspert rynku rolno-spożywczego.
Dodaje, że zapowiedzi rządu miały jeszcze jeden skutek - podaż jest na niskim poziomie.
- Wszyscy czekają. Teraz rolnicy na pewno nie będą chcieli sprzedać taniej. W efekcie mogą zostać z tymi nadwyżkami, a blisko kolejne żniwa. Ja już mam sygnały od niektórych firm, że będą wolały importować tańsze zboże. Rolnicy znów stracą, nie tylko nie sprzedadzą zboża, ale także zostaną wypchnięci z rynku eksportowego - dodaje nasz rozmówca.
Jacek Strzelecki zauważa, że ogłoszona przez prezesa PiS dopłata może być problematyczna także ze względu na kwestię prawa unijnego.
- Ustalenie minimalnej kwoty to pomoc publiczna, na którą Unia musiałaby wyrazić zgodę, więc wszystko będzie zależeć od szczegółów tego rozwiązania - podkreśla, wskazując, że pieniądze mogą być płacone nie od tony, a od hektara.
Te wątpliwości potwierdził ostatnio sam minister rolnictwa.
Tu będzie jeszcze pewien mechanizm, bo nam Unia Europejska nie pozwala dopłacać bezpośrednio do tony. Będziemy musieli kombinować i dopłacać np. do hektara - mówił Robert Telus w programie "Gość Wiadomości". Jego słowa cytuje tygodnik-rolniczy.pl.
Sprzedaż zboża. Ekspert wskazuje na niebezpieczeństwo
Jakub Olipra, ekonomista Credit Agricole Bank Polska, zwraca uwagę, że dzisiaj cena pszenicy na Matifie (giełda Matif jest punktem odniesienia dla cen pszenicy w całej Europie - przyp. red.) to 260 euro za tonę, czyli ok. 1200 zł. Według danych Ministerstwa Rolnictwa ceny skupu w Polsce to 1185 zł za tonę pszenicy konsumpcyjnej i 1201 zł za tonę pszenicy paszowej.
- Czyli to są bardzo zbliżone poziomy. Natomiast zgodnie z danymi ministerstwa mamy dość duże zróżnicowanie regionalne, które sięga ok. 130 zł - o tyle różnią się ceny raportowane dla makroregionu południowego i centralno-wschodniego. Cena 1400 zł za tonę jest to cena wyraźnie wyższa od tego, co obserwujemy obecnie na rynku krajowym oraz na giełdzie Matif - analizuje dla money.pl ekonomista.
Ile szacunkowo może kosztować Polskę skup zboża po tych preferencyjnych warunkach? - Nadal jest zbyt mało informacji dotyczących tego programu, jego zasad i gatunków zbóż, które zostaną nim objęte, aby to oszacować - mówi ekspert Credit Agricole.
On również uważa, że ten pomysł nie rozwiąże problemu nadwyżek zboża z krajowego rynku.
- W obecnym kształcie, choć nie ma jeszcze szczegółów, jest luka w systemie, która może zachęcać część podmiotów do sprowadzania zboża z innych krajów UE, a następnie sprzedaży go po cenie gwarantowanej z zyskiem. W efekcie to rozwiązanie może dodatkowo nasilić problem nadpodaży na lokalnym rynku - wyjaśnia ekonomista.
Janusz Piechociński, były wicepremier i prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska Azja, uważa, że zboże pokazało, jak bezsilne jest państwo w zderzeniu z mechanizmami rynkowymi.
W tej chwili trwa wielka operacja medialno-polityczna, żeby przerzucić odpowiedzialność za problemy rolników na Komisję Europejską. Myślę, że Jarosław Kaczyński jest nawet gotów doprowadzić do dymisji Janusza Wojciechowskiego (komisarza Unii Europejskiej ds. rolnictwa - przyp. red.) - ocenia w rozmowie z money.pl Janusz Piechociński, były wicepremier i prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska Azja.
I dodaje, że trzeba mieć świadomość, że konieczne jest znalezienie kupca, aby zalegające zboże zniknęło z polskich magazynów.
- Na krajowym go nie ma, bo jest nadmiar zboża, a nowe żniwa już za kilka miesięcy. Problemem, o którym jeszcze mało kto mówi, jest także fakt, że gwałtownie skurczyła nam się populacja świń w Polsce, można mówić o załamaniu hodowli. Co oznacza, że branża potrzebuje o wiele mniej paszy. I to też problem - zwraca uwagę Piechociński.
Według byłego ministra gospodarki eksport też nie będzie łatwy. - Trzeba mieć odpowiednią infrastrukturę i logistykę - wskazuje Piechociński.
Transport ukraińskiego zboża przez Polskę. Ustalono zasady
Przypomnijmy: od piątku 21 kwietnia możliwy będzie transport przez Polskę towarów objętych zakazem, który został wprowadzony rozporządzeniem ministra rozwoju i technologii.
Służby celno-skarbowe będą konwojowały transporty do miejsca docelowego.
W tranzycie zboża z Ukrainy zostanie wprowadzony system monitorowania SENT, którym obecnie monitorowany jest m.in. transport paliw. Transporty ukraińskiego zboża przez Polskę będą plombowane elektronicznymi plombami z GPS.
Nie będzie się można wycofać z tranzytu, co oznacza, że nie będzie możliwa zmiana miejsca docelowego. Nie będzie można zatrzymać się w dowolnym punkcie celnym, oclić towaru i wprowadzić go do obrotu.