Na czwartkowym posiedzeniu rząd zajął się pakietem decyzji, które będą miały wpływ na płace Polaków, a także na przyszłoroczny budżet państwa. Ministrowie uzgodnili procentowy wskaźnik przyszłorocznych podwyżek w budżetówce, poziom płacy minimalnej, a także przyjęli prognozę waloryzacji przyszłorocznych emerytur. Wszystkie te decyzje będą miały wpływ na wydatki budżetu w 2025 r. Szczegóły TUTAJ.
Rada ministrów opowiedziała się za podwyżkami dla budżetówki w przyszłym roku na poziomie 4,1 proc., a więc tak, jak wnosił minister finansów Andrzej Domański i tyle, ile prognozowana na przyszły rok przez MF inflacja. W kontrze była minister rodziny i pracy Agnieszka Dziemianowicz Bąk, która w środę wysłała pismo z propozycją, by płace urzędników, żołnierzy czy strażaków wzrosły o 7,8 proc.
To oznacza, że rząd pójdzie na negocjacje z pracodawcami i związkowcami w Radzie Dialogu Społecznego z propozycją Ministerstwa Finansów. Temat podwyżek w budżetówce wróci na RDS, bo związkowcy chcą 15-proc. podwyżek, a pracodawcy 7,9 proc., czyli podobnie, jak szefowa resortu rodziny i pracy. Jak słyszymy, rząd będzie chciał bronić propozycji szefa MF. Gra toczy się o miliardy złotych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ministerstwo Finansów nie wyklucza, że wskaźnik ostatecznie będzie wyższy niż 4,1 proc., ale chce też, żeby takie decyzje zapadły po konsultacjach z Radą Dialogu Społecznego. Jak słyszymy, margines nie jest tutaj duży.
Każdy punkt procentowy podwyżki to ponad dwa mld zł więcej z budżetu. Na pewno są argumenty za podwyżkami w budżetówce, ale sytuacja w przyszłorocznym budżecie będzie napięta - zauważa nasz rozmówca z obozu rządowego.
Do tego niebawem Komisja Europejska może otworzyć wobec Polski procedurę nadmiernego deficytu. Choć minister finansów wyraził ostatnio nadzieję, że Polska zostanie potraktowana łagodnie, to mimo wszystko Bruksela będzie oczekiwała, że wydatki nie wzrosną przesadnie, a deficyt spadnie. Tymczasem koszt propozycji MF to około 9 mld zł, a jeśli odnieść to do propozycji szefowej resortu rodziny i pracy, to koszty operacji - wg naszych wyliczeń - wzrosną do około 16-17 mld zł.
Efekt koalicyjnych napięć
Dziemianowicz-Bąk weszła do gry w momencie, gdy rząd szykował się do negocjacji z Radą Dialogu Społecznego. Więc ewentualna zmiana w górę wskaźnika podwyżek płac w budżetówce będzie odbierana jako jej zasługa. Różnica zdań między ministrami w sprawie wskaźnika podwyżek płac w budżetówce to także efekt napięć koalicyjnych.
Zdaniem szefa sejmowej komisji finansów Janusza Cichonia z Koalicji Obywatelskiej, minister Dziemianowicz-Bąk powinna poprzedzić swoją propozycję rozmową z ministrem finansów. - Czy tak było, nie wiem, ale w koalicyjnym układzie kompromis jest kluczem do sukcesu i myślę, że dojdziemy do kompromisowego rozwiązania - uważa Cichoń. Postawa ministra finansów Andrzeja Domańskiego zależy do możliwości budżetu. A stan kasy państwa po rządach Zjednoczonej Prawicy nie jest najlepszy.
- Minister musi także brać pod uwagę, że konsekwencją dużych podwyżek pensji może być pobudzenie inflacji - podkreśla Cichoń. W pojednawczym tonie wypowiada się Tomasz Trela z Lewicy. - Chciałbym, żeby budżetówka zarabiała więcej, ale wszystko musi być dopasowane do perspektywy budżetowej na 2025 r. Kibicuję minister Dziemianowicz-Bąk, bo wiem, że walczy o pracowników, ale na samym końcu są możliwości budżetu i zdolności negocjacyjne pani minister - mówi.
RDS to następny krok
Propozycja Dziemianowicz-Bąk jest zbliżona do wskaźnika proponowanego w RDS przez stronę pracodawców. - My w połowie maja, wspólnie ze wszystkimi innymi organizacjami pracodawców w RDS zaproponowaliśmy podwyżkę o 7,9 proc., a więc na równi z prognozowanym wzrostem funduszu wynagrodzeń. Z zastrzeżeniem, że środki na podwyżki powinny być alokowane elastycznie, a nie każdemu po równo.
Propozycji związków może nie nazwałbym absurdalnie wysoką, ale przekracza oceniane przez nas możliwości - podkreśla w rozmowie z money.pl Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich. Zwraca uwagę, że propozycja MF, by pensje budżetówki wzrosły o 4,1 proc., może wynikać z kłopotów przy składaniu przyszłorocznego budżetu.
To próba zarządzania finansami publicznymi w momencie gdy trzeba jednocześnie zarządzać wieloma priorytetami, takimi jak obronność, obsługa długu, czy realizacja obietnic. Mimo tegorocznej 20-proc. podwyżki, pensje w budżetówce nie są wysokie, wcześniej przez wiele lat kwota bazowa, od której zależą, była mrożona. Ich relatywnie niższa waloryzacja sprawi, że po jakimś czasie znów trzeba będzie nadrabiać dystans do innych wynagrodzeń sporymi podwyżkami - podkreśla Łukasz Kozłowski.
W tym roku fundusz płac w budżetówce, czyli na wynagrodzenia urzędników, strażaków, żołnierzy, policjantów czy prokuratorów wyniósł 67,4 mld zł. Podwyżki w budżetówce były rekordowe i nastąpiły w ramach realizacji wyborczych zobowiązań. Koalicja podniosła pensje w budżetówce o 20 proc. co kosztowało około 13 mld zł oraz o 30 proc. dla nauczycieli, także akademickich co kosztowało jeszcze 28 mld zł.
Grzegorz Osiecki, Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl