Duże i silne związki zawodowe w firmie są nie tylko realną siłą w sporach i negocjacjach z pracodawcą, dają też skuteczną ochronę przed zwolnieniami. Zwłaszcza gdy jest się ich członkiem.
Do tej pory pracodawcy w Polsce musieli wierzyć związkom na słowo, kiedy ci podawali im, ilu mają u siebie działaczy. Są to bowiem dane szczególnej kategorii i pracodawcy nie mają do nich dostępu. Chodzi o ochronę związkowców przed ich represjami i dyskryminacją.
Znowelizowana w ubiegłym roku ustawa o związkach zawodowych, a dokładnie jej art. 25 [1], wprowadza rewolucyjną zmianę w tym zakresie. Dzięki nowym przepisom pracodawca może powiedzieć związkowcom: "sprawdzam!" i wówczas sąd może zweryfikować ich liczebność. Z takiej możliwości skorzystał Jeronimo Martins, właściciel ogólnopolskiej sieci sklepów Biedronka.
Według związkowców Biedronki na koniec grudnia 2018r. było 1700 związkowców, ale zarząd firmy uważał, że jest ich dużo mniej. Sąd rejonowy w Poznaniu przyznał firmie rację.
Panny i mężatki
Zanim jednak zapadło korzystne dla pracodawcy orzeczenie, sędzia z Poznania zobowiązał Jeronimo Martins, by dostarczyło mu spersonalizowaną listę pracowników, w tym listę osób, od których wynagrodzeń potrąca składki związkowe i porównał ją z listą osobową członków dostarczoną mu przez związkowców.
- Okazało się, że listy są bardzo różne. Wątpliwości sądu wzbudziło członkostwo aż 400 osób. Związkowcy nie posiadali podpisanych wniosków o przyjęcie tych osób w poczet związkowców, ani odpowiednich uchwał, które w takim przypadku przewiduje ich statut. Sąd ustalił również, że część osób wskazanych jako członkowie związku nie była pracownikami spółki - mówi Sławomir Paruch, prawnik z kancelarii PCS Paruch Chruściel Schiffter, reprezentujący pracodawcę w sądzie.
Podkreśla jednocześnie, że w uzasadnieniu do orzeczenia nie padają żadne konkretne nazwiska, pracodawca nie może ich bowiem poznać. - Co innego związki zawodowe. Te mają wgląd do tych danych wrażliwych - podkreśla prawnik.
Tyle że... sami związkowcy również nie wiedzą, o kogo sądowi chodzi. Jak to możliwe? - Sąd nie mógł nam zaliczyć kilkuset osób w poczet związkowców, bo lista dostarczona do sądu przez pracodawcę ma się nijak do naszej - twierdzi Piotr Adamczak, przewodniczący NSZZ "Solidarność" przy Jeronimo Martins.
- Dostaliśmy od sądu wgląd do list pracodawcy i próbowaliśmy, na podstawie numerów PESEL, zgadnąć, o jaką osobę może chodzić. To są często kobiety, które zmieniały nazwiska. Przykładowo, u nas jest Nowak, a na liście pracodawcy to już jest Kowalska - dodaje Adamczak.
Związkowiec przyznaje jednak, że to niejedyny problem z listami, które nie były na bieżąco aktualizowane. - W firmie pracuje obecnie ok. 67 tys. ludzi, roczna rotacja to 25-30 proc. - wylicza związkowiec.
Wojna na rozprawy
Adamczak zaprzecza, by podanie pracodawcy zawyżonej liczby członków miało na celu ochronę określonych osób w firmie przed planowanymi zwolnieniami lub inne płynące z faktu bycia związkowcem korzyści. - Nic nam nie wiadomo o żadnych planowanych restrukturyzacjach zatrudnienia. Ludzie sami ze sklepów odchodzą - informuje Piotr Adamczak.
Według przewodniczącego współpraca pracodawcy ze związkami zawodowymi układa się fatalnie i ten utrudnia im działalność związkową. - Również wytoczyliśmy Jeronimo Martins sprawę. Nie możemy się od nich doprosić imiennej listy osób, które wpłacają do nich nasze składki związkowe. Nie wiemy, kto je nadal wpłaca, a kto zawiesił wpłaty. Dostajemy tylko kwotę łączną w przelewie, a z niej trudno coś wyczytać - mówi.
Twierdzi, że przez to pokrzywdzeni są nie związkowcy, ale ludzie, którym związki często nie mogą wypłacać należnych świadczeń z tytułu pogrzebu czy narodzin dziecka. - Zdarzało się, że wypłacaliśmy świadczenia osobom, które nie wpłacały nam składek, a inne, które zadeklarowały członkostwo, nie miały potrącanych z pensji odpowiednich kwot i świadczenia im się nie należały - podaje związkowiec.
Pracodawcy nie mają jednak prawnego obowiązku tworzenia takich list imiennych (na wniosek związku) ani tym bardziej ich przesyłania. Mało tego, w świetle przepisów o ochronie danych osobowych, nie wolno im tego robić. - Pracodawca, który potrąca składki związkowe z wynagrodzenia pracowników, a następnie te dane przetwarza w celu innym niż sam przelew bankowy, naraża się na surową odpowiedzialność prawną. Grzywny za złamanie ustawy o RODO sięgają nawet milionów euro. Kwoty kar są bowiem procentem od obrotów - przypomina Paweł Korus, były wieloletni sędzia orzekający w sądzie pracy, adwokat w kancelarii prawnej A. Sobczyk i Współpracownicy.
Związkowcy nie składają broni. Odwołali się od wyroku sądu pierwszej instancji. Rozprawa apelacyjna odbędzie się już w najbliższy piątek, 6 marca w Sądzie Okręgowym w Poznaniu. Do tego czasu związkowcy mają dostarczyć sędziemu wyjaśnienia w sprawie wykluczonych 400 "związkowców".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl