Organizacja transportu, pomocy humanitarnej, bazy noclegowej czy miejsc w żłobkach, przedszkolach i szkołach - to tylko niektóre nowe zadania samorządów po wybuchu wojny w Ukrainie. Gminy, dzięki pomocy i zaangażowaniu zwykłych ludzi, stanęły na wysokości zadania i pokazały, że potrafią działać w sytuacji kryzysowej. Uchodźców z każdym dniem jednak przybywa. UNHCR - Agencja ONZ ds. Uchodźców - szacuje, że od 24 lutego z ogarniętej wojną Ukrainy uciekło już blisko 2,5 mln osób, z czego aż 1,5 miliona trafiło właśnie do Polski. Skalę problemu doskonale obrazują chociażby zdjęcia z przepełnionych dworców w dużych miastach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pomoc uchodźcom. Gminy robią co mogą, aby wszystkimi się zająć
Każda z gmin na swój sposób i w miarę swoich możliwości stara się pomagać. I tak np. wrocławski magistrat przekształcił galerię BWA znajdującą się na Dworcu Głównym PKP w dodatkową poczekalnię dla uchodźców. Uchodźcy zajęli także filię Miejskiej Biblioteki Publicznej. Do dyspozycji uchodźców oddano w piątek także stary terminal Portu Lotniczego.
Od początku wojny z miejsc noclegowych, udostępnionych przez urząd miejski, skorzystało ponad 10 tysięcy osób. Wrocław przygotował kolejnych kilka tysięcy miejsc. A to dopiero początek wyzwań. W ciągu dwóch tygodni chęć nauki we wrocławskich placówkach oświatowych zgłosiło już ponad tysiąc uczniów z Ukrainy, dla których miasto będzie musiało znaleźć miejsce.
Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk stwierdził we wtorek, że stolica Dolnego Śląska jest jednym z chętniej wybieranych miast w Polsce przez uchodźców.
- Powinien być opracowany system dyslokacji. Wrocław nie będzie w stanie obsłużyć wszystkich przyjeżdżających (...). Nie jesteśmy w stanie sobie ze wszystkim poradzić, bo pękniemy - powiedział prezydent Jacek Sutryk.
Kraków informuje zaś, że przejął od wojewody ciężar koordynacji i prowadzenia punktu relokacyjno-informacyjnego dla uchodźców na Dworcu Głównym. Od początku wojny w Ukrainie do Krakowa mogło już dotrzeć blisko 100 tys. uchodźców. Urzędnicy alarmują jednak, że ich możliwości powoli się kończą. "Miejsca w naszym mieście są już na wyczerpaniu. Kraków powoli traci możliwość, aby zakwaterować kolejne fale uchodźców" - informuje krakowski magistrat.
Sytuacja w stolicy również jest trudna. Prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski nie ma wątpliwości, że z taką skalą napływu uchodźców nie mierzył się żaden kraj w Europie.
- Ten odruch solidarności ludzi jest niebywały i prosimy o więcej, bo bez współpracy samorządów, organizacji pozarządowych, zwykłych obywateli sytuacja byłaby bardzo, ale to bardzo trudna - powiedział na piątkowej konferencji prasowej prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
Swoje postulaty mają także samorządowcy ze wschodniej części naszego kraju.
- Potrzebujemy lepszej koordynacji między wojewodami i samorządami. Wojewodowie w głębi kraju muszą przyjąć więcej tych uchodźców. Ci uchodźcy, którzy do nas docierają, nie mają zwyczajnie dokąd iść - przekonuje Krzysztof Żuk, prezydent Lublina.
Z takimi problemami borykają się nie tylko duże miasta. Paweł Gancarz, wójt małej, 5-5-tysięcznej dolnośląskiej gminy Stoszowice, jak na razie przyjął 60 uchodźców, ale nie ma złudzeń i zdaje sobie sprawę, że tych osób będzie więcej.
- Szacuję, że docelowo może do nas przyjechać nawet 600 Ukraińców, to jak na naszą gminę naprawdę sporo. Takie liczby oznaczają, że muszę nie tylko znaleźć miejsca noclegowe, ale także miejsce w szkołach czy przedszkolu, a na to trzeba znaleźć dodatkowe pieniądze, których gminy nie mają. Przypomnę tylko, że Polski Ład nadal działa, co oznacza, że gminne kasy mają mniejsze dochody z wpływów z PIT - mówi money.pl wójt Paweł Gancarz.
Samorządy: Potrzebna jest koordynacja
Samorządowcy podkreślają, że to dopiero początek, skala wyzwań będzie rosła i pospolite ruszenie wśród społeczeństwa nie pomoże. W czwartek miasta należące do Unii Metropolii Polskich zaapelowały do rządu o stworzenie systemu, który będzie koordynował wszystkie działania związane z uchodźcami.
Przypomnimy, że w środę Sejm przegłosował specustawę dot. pomocy dla uchodźców. Dzięki nowym przepisom Ukraińcy, którzy przybyli do Polski, będą mogli otrzymać numer PESEL, a ich pobyt w naszym kraju będzie uznawany za legalny przez 18 miesięcy. Ukraińcy uzyskają m.in. dostęp do opieki zdrowotnej i będą mogli podjąć w naszym kraju pracę. Osoby, które zapewnią dach nad głową uchodźcom, dostaną także świadczenie pieniężne, ale i do tego samorządowcy mają uwagi.
"Propozycja stawki 40 zł na jedną osobę na dzień jest absolutnie niewystarczająca, abyśmy mogli zapewnić opiekę tym osobom" - przekonuje Piotr Krzystek, prezydent Szczecina.
W piątek Paweł Szefernaker, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, na konferencji prasowej poinformował, że w najbliższych dniach samorządowcy otrzymają dostęp do szerszej bazy miejsc noclegowych, do tej samej bazy dostęp mają wojewodowie. Na tym jednak nie koniec, wiceminister obiecał dodatkowe pieniądze dla samorządów.
Pomoc uchodźcom. Czyj sukces, rządu czy obywateli?
W sieci pełno jest wpisów dotyczących pomocy Ukraińcom. Jedni przekonują, że pomoc, za którą Polska jest chwalona na całym świecie, to efekt ciężkiej pracy przede wszystkim obywateli. Inni wyliczają działania rządu, które mają pomóc zarówno Ukrainie, jak i jej mieszkańcom. Wczoraj bank Pekao umieścił w mediach społecznościowych wpis, po którym w internecie zagotowało się.
Na odpowiedź internautów nie trzeba było długo czekać. "Niepopularna opinia: to dlatego, że nasze struktury państwowe są za słabe, żeby taki obóz zorganizować, a nie dlatego, że wszystkich gościmy w domach. Nie mamy dużych obozów, ale mamy setki małych, na dworcach i salach gimnastycznych i opartych na pracy wolontariuszy, a nie pomocy rządu" - odpowiedział na ten wpis ekonomista Mateusz Urban.
Koncyliacyjne w tej kwestii podejście ma wojewoda dolnośląski Jarosław Obremski. "Na pomoc państwa składa się praca administracji rządowej, samorządów, przedsiębiorców oraz wolontariuszy. Stoi przed nami jeden cel - pomoc naszym braciom i siostrom zza wschodniej granicy. Nie mam wątpliwości, że tylko wspólnymi siłami osiągniemy zamierzony efekt" - napisał na Twitterze przedstawiciel rządu w terenie.
Prof. Anna Pacześniak z Zakładu Europejskich Procesów Politycznych Uniwersytetu Wrocławskiego nie ma wątpliwości, że samorządy znalazły się w bardzo trudnym położeniu. Według niej, to m.in. efekt dotychczasowej polityki Prawa i Sprawiedliwości.
- To nie jest tak, że samorządy nie wiedzą jak działać, wręcz przeciwnie, ale PiS, odbierając im na przestrzeni lat pieniądze i kompetencje, powiedzmy kolokwialnie, wybił im zęby. Trudno się więc dziwić teraz, że ciężar, jaki dźwigają na swoich barkach gminy, może się okazać dla nich zbyt duży - mówi money.pl prof. Pacześniak.
Według niej aktualna sytuacja powinna być powodem do refleksji polityków Zjednoczonej Prawicy. - Tymczasem mam wrażenie, że samorządowcy i obywatele żyją w jednej rzeczywistości, a politycy partii rządzącej w drugiej. Tak jednak nie jest, im szybciej zrozumieją to politycy, tym lepiej - dodaje pracownik naukowy Uniwersytetu Wrocławskiego.