Przed napaścią Rosji na Ukrainę prezydent Francji aktywnie włączył się w dyplomację. Emmanuel Macron kilkukrotnie rozmawiał z Władimirem Putinem o deeskalacji konfliktu. A gdy Kreml wybrał rozwiązanie siłowe, to właśnie Paryż był jednym z pierwszych ośrodków nawołujących do obłożenia sankcjami gospodarki agresora.
Głos polityków znad Sekwany i Loary miał jeszcze większą siłę przebicia z uwagi na fakt, że Francja od stycznia 2022 r. przewodzi Radzie Unii Europejskiej. Do czerwca odpowiada zatem m.in. za kierowanie pracami nad zmianami w unijnym prawie.
Nakładamy sankcje, mrozimy majątki…
Pierwsze sankcje Unia Europejska nałożyła na Rosję po kilku dniach od jej ataku. Przyczynił się do tego zwrot nastawienia w Niemczech, lecz nie zmienia to faktu, że to Francja była jednym z państw nadających ton. Paryż od początku nawoływał do odcięcia rosyjskich banków od systemu SWIFT, nałożenia sankcji personalnych oraz do konfiskaty majątków, a nawet do embarga na rosyjskie surowce energetyczne.
Za słowami poszły czyny. W swojej analizie Łukasz Maślanka, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, wskazał, że Bruno Le Maire, minister gospodarki i finansów, zwrócił się do Departamentu Finansów Publicznych z prośbą o odnalezienie wszystkich aktywów i nieruchomości należących do rosyjskiej elity, które znajdują się na terenie Francji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Na liście tej na początku tygodnia widniało 877 nazwisk i 62 podmioty. – Zamroziliśmy już majątek oligarchów wart 850 mln euro – wskazał 20 marca Bruno Le Maire.
W następnych dniach kwota ta na pewno uległa zwiększeniu, gdyż Francuzi wciąż odnajdują nowe jachty i posiadłości oligarchów. Do tego trzeba doliczyć jeszcze zamrożone aktywa rosyjskiego banku w wysokości 22 mld euro.
Na razie jednak Francuzi mogą wyłącznie "zamrozić" odnaleziony majątek. Państwo nie może go skonfiskować ze względu na prawo chroniące własność prywatną. Do konfiskaty mogłoby dojść wyłącznie wtedy, gdyby udało się przed sądem udowodnić, że do jego nabycia posłużyły pieniądze z nielegalnego źródła.
… ale w Rosji zostajemy
Szybkie działania polityczne nie idą jednak w parze z biznesowymi. Sporo francuskich podmiotów nadal działa na rynku rosyjskim, mimo że rząd ich państwa otwarcie zabiega o izolację Rosji na arenie międzynarodowej. Wystarczy wskazać tu na sieci: Leroy Merlin, Decathlon, Auchan (należące do rodziny Mulliez) czy Danone.
Francuskie firmy sporo zainwestowały w infrastrukturę, której nie da się z Rosji wywieźć, bo ta wprowadziła ograniczenia, jeżeli chodzi o wyprowadzanie kapitału za granicę. Można powiedzieć, że dziesiątki miliardów euro, które koncerny zainwestowały na tym rynku, stały się niejako "zakładnikami" Putina – tłumaczy Łukasz Maślanka w rozmowie z money.pl.
W przypadku Renault sytuacja ma się jeszcze inaczej. Koncern zatrudniający w Rosji 40 tys. pracowników w poniedziałek wznowił działalność po miesiącu jej wstrzymania, które było związane nie z sytuacją geopolityczną, lecz z problemami logistycznymi i brakiem części.
Jak podawał Reuters, decyzji o wznowieniu działalności firmy produkującej samochody sprzyjał rząd francuski. A to dlatego, że skarb państwa jest udziałowcem Renault. Ostatecznie jednak pod naporem opinii publicznej i słów Wołodymyra Zełenskiego wypowiedzianych we francuskim parlamencie producent aut ponownie zawiesił swoje fabryki w Rosji – tym razem już ze względu na wojnę.
Rosja bardzo ważna dla francuskiego biznesu
Ta decyzja będzie miała spore konsekwencje dla Renault, gdyż Rosja jest dla tej firmy drugim co do wielkości rynkiem zbytu – wskazuje Łukasz Maślanka i dodaje, że nadal nie ma pewności, jak zachowa się np. grupa TotalEnergies, która ma niemal jedną piątą udziałów w spółce Novatek – drugim po Gazpromie producencie gazu w Rosji.
– Paradoksalnie po 2014 r. francuskie firmy zaczęły więcej inwestować w Rosji ze względu na to, że sankcje i kontrsankcje ograniczyły wymianę handlową z Europą Zachodnią. A Francuzi chcieli nadal sprzedawać tam swoje towary. Dziś firmy z tego państwa są trzecim co do wielkości inwestorem w Rosji i pierwszym zagranicznym pracodawcą – zatrudniają tam przeszło 160 tys. osób – tłumaczy Łukasz Maślanka.
Nie ma nacisków politycznych na koncerny, gdyż prezydent Francji niekoniecznie chce, by opuszczały one Rosję. Szczególnie że oddala się ryzyko nacjonalizacji firm przez Rosję.
Nacjonalizacja raczej się nie zdarzy. Dziś mówi się o zewnętrznym zarządzie i francuskie firmy chcą tego uniknąć. Zresztą zaraz po wybuchu wojny prezydent Macron zwołał naradę z przedstawicielami najważniejszych firm i wspólnie ustalili, że nie będą się spontanicznie wycofywać z rosyjskiego rynku, by uniknąć tego zewnętrznego zarządu – wyjaśnia nasz rozmówca.
Sytuacja polityczna jednak może ulec zmianie. Emmanuela Macrona czeka bój o Pałac Elizejski. Choć w początkowym okresie zyskiwał on w oczach wyborców decyzjami o sankcjach oraz próbami negocjacji z Władimirem Putinem, to z czasem opinia publiczna – niezgadzająca się z pozostaniem francuskich firm w Rosji – może zacząć krytykować bierność władz w tym zakresie.
Szczególnie że od momentu wybuchu wojny drgnęły również sondaże Marine Le Pen i to ona może być przeciwniczką obecnego prezydenta w drugiej turze. A to kandydatka opowiadająca się wprost za neutralnością Francji w konflikcie rosyjsko-ukraińskim i jej wyjściem z komponentu wojskowego NATO. Więc tym bardziej prawdopodobne wydaje się, że przed ewentualną drugą turą wyborów oś sporu politycznego może toczyć się wokół Rosji, zwłaszcza że na szybki koniec wojny w Ukrainie się nie zanosi.
Energetycznie Francja nie jest zależna od Rosji
Nie ma natomiast obawy, że ewentualne zakręcenie kurka przez Rosję spowoduje zapaść francuskiego sektora energetycznego. Łukasz Maślanka ocenia, że taka decyzja rosyjskiego przywódcy byłaby dla Francji "problematyczna", ale "nie spowodowałaby paraliżu".
Około 20 proc. gazu sprowadzanego do Francji pochodzi z Rosji, więc gdyby dostawy zostały nagle wstrzymane, to pierwszym krokiem władz prawdopodobnie byłoby ograniczenie dostaw surowca dla przemysłu. Zresztą Francja ma silnie rozbudowane rolnictwo i potrzebuje tego surowca do produkcji nawozów – opowiada ekspert.
Obecnie większość francuskiej energii pochodzi z atomu, a ostatnio do łask wraca też węgiel. Oprócz rosyjskiego, do Francji sprowadzany jest również gaz z Norwegii i Holandii. Do trzech terminali LNG wpływają coraz większe dostawy gazu skroplonego z Kataru i USA – zwraca uwagę portal WNP.pl.
Dlatego też w ostatnich dniach premier Francji Jean Castex ogłosił, że do 2027 r. Francja całkowicie zrezygnuje z rosyjskiego gazu.