W sobotę Andrzej Duda ogłosił, że zawetuję ustawę okołobudżetową przyjętą przez parlament tuż przed świętami. Prezydent stwierdził, że nie zgadza się z zapisami dotyczącymi finansowania TVP. Zapowiedział też, że po świętach złoży w Sejmie własny projekt przepisów, co też uczynił.
Przesłanie budżetu do TK otworzy drogę do skrócenia kadencji Sejmu?
Decyzja Dudy wywołała falę komentarzy i spekulacji. Wśród nich pojawiła się opinia, według której kolejnym krokiem prezydenta mogłoby być odesłanie ustawy budżetowej do Trybunału Konstytucyjnego (TK). To z kolei miałoby otworzyć drogę do skrócenia kadencji Sejmu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Taką tezę postawiła "Gazeta Wyborcza". "Twardogłowi z PiS żądają od Dudy, aby stosował taktykę spalonej ziemi" - pisał dziennik, powołując się na swoje źródła w Prawie i Sprawiedliwości.
W tym scenariuszu TK miałby orzec niekonstytucyjność budżetu. Dziennik twierdzi, że w Konstytucji jest luka, która nie przewiduje takiego scenariusza. Na poparcie tej tezy "GW" przytacza słowa prof. Macieja Serowańca. Konstytucjonalista z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu wypowiedział je jednak w sierpniu. - Prawdopodobnie prezydentowi przypadłaby wówczas szczególna rola arbitra w sporze o kształt finansów publicznych i tylko od jego dobrej woli zależałoby, jak zinterpretować przepis dający mu możliwość skrócenia kadencji Sejmu - mówił.
Prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego, w rozmowie z money.pl, przedstawił zupełnie inną tezę.
Twierdzenie, że skierowanie ustawy budżetowej do Trybunału Konstytucyjnego otwiera drogę do rozwiązania parlamentu, jest wątpliwe. Przepisy Konstytucji są w tym zakresie dość precyzyjne - stwierdził ekspert.
Artykuł 225 Konstytucji mówi, że "jeżeli w ciągu czterech miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie ona przedstawiona Prezydentowi Rzeczypospolitej do podpisu, Prezydent Rzeczypospolitej może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu".
Według mnie prezydent nie może interpretować tego przepisu rozszerzająco. Kluczowy jest tu fakt przedstawienia ustawy do podpisu, nie tego, co stanie się z nią dalej. Prezydent może skierować do Trybunału wniosek w sprawie ustawy, która została mu przedstawiona, a zatem Sejm zrobił to, czego wymaga Konstytucja. Sformułowanie "przedstawiona do podpisu" odnosi się do Marszałka Sejmu, co wynika z art. 122 ust. 1 Konstytucji - podkreśla prof. Piotrowski.
Ekspert zaznacza przy tym, że trudno przewidzieć, jakie byłoby rozstrzygnięcie Trybunału Konstytucyjnego. - Jest jednak mało prawdopodobne, że orzeknie on o niekonstytucyjności całej ustawy. Może zatem chodzić o niezgodność z Konstytucją konkretnych przepisów - podkreśla.
Jak wyjaśnia bez względu na to, co orzeknie Trybunał, państwo będzie funkcjonować. - Konstytucja stanowi w art. 219 ust. 4, że jeżeli ustawa budżetowa nie weszła w życie z początkiem roku, to rząd prowadzi gospodarkę finansową na podstawie przedłożonego projektu ustawy. Polska konstytucja gwarantuje ciągłość funkcjonowania państwa, w przeciwieństwie do rozwiązań stosowanych w niektórych krajach w sytuacji braku odpowiednio uchwalonego budżetu - zaznacza ekspert.
Podobnego zdania są niektórzy politycy opozycji. - Ktoś, kto to napisał w "Gazecie Wyborczej", nie zna konstytucji. Możliwość skrócenia kadencji Sejmu jest wtedy, kiedy budżet nie zostanie przedstawiony prezydentowi do podpisu. To jest zamknięcie tej drogi - tłumaczył poseł PiS Paweł Jabłoński.
Co chce zawetować prezydent?
Warto wyjaśnić, że ustawa okołobudżetowa i ustawa budżetowa znacząco się różnią. Prezydent zapowiedział weto tej pierwszej. Określa ona sposób wydatkowania pieniędzy z budżetu. Reguluje też m.in. wysokość i sposób ustalania funduszy socjalnych dla nauczycieli i żołnierzy, zasady finansowania zadań oświatowych i zdrowotnych, pożyczki dla jednostek samorządu terytorialnego, czy zmiany w niektórych innych ustawach dotyczących finansów publicznych. Jest ściśle związana z projektem budżetu państwa.
Andrzej Duda nie może jednak zawetować ustawy budżetowej. Może jednak odesłać ją do Trybunału Konstytucyjnego. Skoro jednak parlament przesłał mu ją do podpisu, o skróceniu kadencji parlamentu nie może być mowy. To plan finansowy uwzględniający planowane dochody i wydatki państwa na następny rok budżetowy. Ustawa budżetowa jest najważniejszym aktem finansowym i musi być uchwalona przez Sejm, Senat oraz podpisana przez prezydenta.
Wiadomo też, jakie przepisy wzbudziły wątpliwość prezydenta. Chodzi o finansowanie mediów publicznych, a konkretnie przekazywanie im papierów wartościowych. Mechanizm ten wprowadziło Prawo i Sprawiedliwość stworzyło mechanizm, w myśl którego minister finansów jest zmuszony przekazać mediom publicznym środki o łącznej wartości 3 mld zł. Rząd Donalda Tuska zmienił te zapisy - zamiast słowa "musi", wpisał "może". Oznacza to, że minister finansów nie jest - jak wcześniej - zobligowany do finansowania TVP i innych mediów.
Dlaczego jednak prezydent Duda zakwestionował ten mechanizm, skoro wprowadził go rząd PiS? Stwierdził, że sama możliwość przekazywania środków TVP jest naruszeniem praworządności. Zdaniem prezydenta media publiczne zostały bowiem przejęte przez rząd w sposób nieprawidłowy.
"Nie może być na to zgody wobec rażącego łamania Konstytucji i zasad demokratycznego państwa prawa. Media publiczne trzeba najpierw rzetelnie i zgodnie z prawem naprawić" - pisał prezydent w mediach społecznościowych. Rząd premiera Donalda Tuska zapowiedział, że pracuje nad nową ustawą regulującą kwestię mediów publicznych.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl