Obawy dotyczą przede wszystkim potencjalnego obniżenia jakości edukacji oraz problemów organizacyjnych dla rodzin.
Jarosław Pytlak, dyrektor Zespołu Szkół STO, cytowany przez serwis, zwraca uwagę, że już teraz zdarzają się sytuacje, gdy pensum nauczycieli nie jest rozłożone na pięć dni. Zarządzający szkolną placówką podkreśla, że takie rozwiązania są stosowane w szczególnych przypadkach, na przykład gdy nauczyciel pełni funkcję radnego lub uczestniczy w szkoleniach.
Zrobił biznes na urządzaniu piekła! Twórca Runmageddonu Jarosław Bieniecki w Biznes Klasie
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dyrektor Pytlak zaznacza też, że kwestia skrócenia tygodnia pracy w szkołach nie jest priorytetowym problemem w obszarze edukacji. Istnieją inne, bardziej palące zagadnienia, którymi powinni zająć się decydenci. Wśród nich można wymienić kwestie związane z poprawą jakości nauczania, modernizacją programów edukacyjnych czy wynagrodzeniami nauczycieli.
Emilia, nauczycielka z podłódzkiego liceum, sugeruje z kolei, że dodatkowy dzień wolny mógłby być wykorzystany na szkolenia lub przygotowanie się do zajęć. Jednakże Wojciech Sarzyński, prezes stowarzyszenia Rodzice Szkole, podkreśla, że kluczowy głos w tej sprawie powinni mieć rodzice, którzy musieliby zapewnić opiekę dzieciom w dodatkowy dzień wolny.
Wyzwania organizacyjne i logistyczne
Pomysł skrócenia tygodnia pracy w szkołach budzi obawy o możliwość realizacji podstawy programowej. Nauczyciele wskazują, że programy nauczania są już teraz bardzo obszerne, a ich realizacja w krótszym czasie mogłaby okazać się niemożliwa. Ponadto, wydłużenie dziennego wymiaru godzin lekcyjnych mogłoby negatywnie wpłynąć na zdolność koncentracji uczniów, szczególnie tych młodszych.
Wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy w szkołach wiązałoby się z licznymi wyzwaniami organizacyjnymi. Rodzice, zwłaszcza ci pracujący na pełny etat, musieliby znaleźć sposób na zapewnienie opieki dzieciom w dodatkowy dzień wolny. Jest to szczególnie problematyczne w przypadku zawodów, które nie mogą funkcjonować w skróconym wymiarze czasu pracy, takich jak służba zdrowia czy służby mundurowe.
Lesław Ordon, szef śląsko-dąbrowskiej Sekcji Oświaty i Wychowania "Solidarność", zwraca uwagę na aspekt psychofizyczny. Badania pokazują, że zdolność koncentracji uczniów znacząco spada po czterech godzinach nauki, szczególnie w przypadku młodszych dzieci. Wydłużenie dnia szkolnego mogłoby więc negatywnie wpłynąć na efektywność nauczania i rozwój uczniów.
- Nie wyobrażam sobie, aby uczeń miał codziennie osiem godzin lekcji, w tym intensywnych zajęć, w ciągu jednego dnia. Choć teoretycznie można zmieniać przepisy i rozporządzenia, to z punktu widzenia psychofizycznych możliwości dzieci zwiększenie liczby godzin lekcyjnych w ciągu dnia przy czterodniowym tygodniu szkolnym nie byłoby dobrym rozwiązaniem. Badania pokazują, że już po czterech godzinach nauki, zwłaszcza w przypadku młodszych uczniów, zdolność koncentracji znacząco spada, a ich umysł przestaje efektywnie przyswajać wiedzę. Dlatego wydłużenie dnia szkolnego mogłoby obniżyć poziom edukacji i negatywnie wpłynąć na rozwój dzieci - wyjaśnia szef śląsko-dąbrowskiej Sekcji Oświaty i Wychowania "Solidarność" Lesław Ordon.
"Zmiana, która niewątpliwie nas czeka"
Przepisów wprowadzających czterodniowy tydzień pracy jeszcze nie ma. Czy się pojawią? To zależy od skutków analiz. Centralny Instytut Ochrony Pracy ma przez rok badać, jak wprowadzenie tego rozwiązania wpłynie na wypadkowość w miejscu pracy i stan zdrowia pracownika - powiedział PAP Główny Inspektor Pracy Marcin Stanecki.
- Przeanalizowałem wszystkie w miarę dostępne źródła dotyczące czasu pracy od XIX wieku i uważam, że kwestia skrócenia czasu pracy to zmiana, która niewątpliwie nas czeka – ocenił szef PIP. Jak dodał, eksperci przewidują, że w 2030 r. czas pracy wyniesie 15 godzin. "A w 2050 r., powtarzając słowa Elona Muska, będzie pracował tylko ten, kto chce" – stwierdził Stanecki.
"Firmy odczują negatywne konsekwencje tego rozwiązania"
Pomysł nie podoba się jednak pracodawcom i związkowcom. - Skrócenie czasu pracy będzie oznaczać mniejszą ilość wyprodukowanych dóbr i usług, co dodatkowo negatywnie wpłynie na stan polskiej gospodarki. Warto również rozważyć, czy skrócenie czasu pracy ma dotyczyć wszystkich sektorów, czy tylko wybranych. W sektorze publicznym, w szczególności ochronie zdrowia, może to się wiązać z dużymi kosztami, które nie zostały przecież przewidziane w ustawie budżetowej — ocenia Katarzyna Siemienkiewicz, ekspertka prawa pracy z Pracodawców RP.
- Większość pracodawców w Polsce to małe i średnie firmy, które najbardziej odczują negatywne konsekwencje tego rozwiązania. Biorąc zaś pod uwagę wzrost płacy minimalnej, który zwiększył wartość świadczenia pracy, nie uwzględniając jej efektywności, dodatkowe zmniejszanie nakładu pracy jeszcze bardziej zwiększy koszty zatrudniania, których przedsiębiorcy mogą nie udźwignąć - dodaje.