- Pośmiejecie się zaraz z tego, co wam pomiem - rozpoczyna P. na nagraniu umieszczonym na jednym z portali społecznościowych. - Wczoraj, gdzieś tak koło południa, dzwoni do mnie pewien dziennikarzyna i mówi: "panie Mariuszu, czy to prawda, bo dwa lata temu coś tam było" - opowiada.
- Zaczynam się śmiać z tego wszystkiego, ale chyba powinienem mu tak powiedzieć: "panie, przyjedź pan do mnie, to wtedy pogadamy". Wpuszczę go na podwórko i news będzie taki, że wszyscy go będą chcieli. Wpuszczę go na podwórko i poszczuję go Berylem [psem P. - red.]. Beryl mu dupę złoi, a Uzi [kolejny pies P. - red.] rozerwie gacie - zapowiada na nagraniu.
Dalej Mariusz P. mówi, że sam nie będzie szarpać dziennikarza, ale jeśli sam pies go zaatakuje, to będzie to "przecież przypadek, wypadek". - No więc panie M., zapraszam pana na podwórko - kończy P.
O co chodzi? W money.pl we wtorek informowaliśmy, że Mariusz P., zawodnik MMA, ma status oskarżonego. W 2018 roku sportowiec wszedł wraz z ekipą do hostelu, a następnie wywiercił zamki, zajął pokoje i rekwirował meble. Sam twierdził, że część biznesu należała do niego. Akt oskarżenia w sądzie złożył właściciel hostelu Andrzej Kowalczyk.
Dziennikarz money.pl Mateusz Madejski - dochowawszy wszelkich standardów - skontaktował się z P., by zapytać go o tę sprawę. Sportowiec najpierw zasłaniał się faktem, że Andrzej Kowalczyk sam ma sprawę w sądzie (P. oskarżył go o pomówienia, a sprawa jest w toku), by następnie stwierdzić, że nie życzy sobie już telefonów i nie zamierza udzielać wywiadów i rozmawiać z money.pl. Nie wyraził też zgody na podanie jego pełnego imienia i nazwiska.