Gazociąg Baltic Pipe to sztandarowy projekt rządu, który miał Polsce zapewnić bezpieczeństwo energetyczne. Rząd cały czas zapewnia, że Polska ma zabezpieczoną przepustowość na poziomie 10 mld metrów sześciennych już od przyszłego roku.
Premier Mateusz Morawiecki mówił o tym jeszcze pod koniec sierpnia w "Wiadomościach" TVP. - Mamy tego gazu zakontraktowane tyle, ile trzeba - podkreślał.
Dodawał, że w sprawie Baltic Pipe wszystko idzie zgodnie z planem.
Tak jak to było w planach, do końca roku ma zostać zakontraktowane 30-50 proc. przepustowości. Od stycznia dalej będziemy dopełniać gazociąg nawet do 80 proc. w pierwszej połowie roku - zapowiedział.
Zdaniem premiera, do końca 2023 roku będą to pełne możliwości przepustowości gazociągu, czyli w praktyce 10 mld metrów sześciennych rocznie.
Co z kontraktami dla Baltic Pipe? Rząd robi dobrą minę do złej gry
Problem w tym, że w tej chwili w Europipe 2, do którego jest wpięty Baltic Pipe, nie ma miejsca na dodatkowy gaz, bo większość przepustowości gazociągu jest w tej chwili zajęta.
Z naszego punktu widzenia kluczowa jest zwłaszcza kwestia przepustowości w niemieckim Dornum, czyli jednego z punktów wejścia do Europipe 2, w którym praktycznie wszystkie moce przesyłowe są w tej chwili zajęte. Tymczasem PGNiG ma zarezerwowane moce w punkcie wyjścia Nybro w Danii, czyli miejscu wpięcia Baltic Pipe do Europipe 2. Jednak Dornum i Nybro to zarazem dwa końcowe wyjścia do gazociągu Europipe 2, które trzeba łącznie rozpatrywać.
W praktyce oznacza to, że nawet jeśli Polsce udałoby się podpisać dodatkowe kontrakty z Norwegami, to i tak nie można byłoby w tej chwili przesłać gazu do Polski, z powodu braku dostępnych mocy przesyłowych w Europipe 2.
Rząd robi dobrą minę do złej gry, zapewniając, że w sprawie Baltic Pipe wszystko toczy się zgodnie z planem. W przeciwnym wypadku musiałby przyznać, że Polsce nie zależy obecnie na podpisaniu kontraktów z Norwegami, bo jeśliby to się udało, to i tak nie można byłoby gazu przesłać do Polski - oceniają w rozmowie z money.pl eksperci rynku gazu, którzy chcą zachować anonimowość.
Dodajmy, że obecnie na razie możemy liczyć na dostawy z własnych złóż gazu w Norwegii. Daje to łącznie ok. 2,6 mld metrów sześciennych, czyli ok. 25 proc. tego, co zapowiadał premier. Na ten wolumen składają się udziały w 59 koncesjach, które posiada PGNiG.
Jeśli zabraknie miejsca w Europipe 2, Baltic Pipe może być pusty
Przypomnijmy, sama rezerwacja przepustowości w gazociągu to nie wszystko, w gazociągu Europipe 2, do którego jest wpięty Baltic Pipe, musi być jeszcze miejsce, aby nim przesłać gaz. W ostatnich latach nikt jednak o to nie zadbał.
To oznacza, że w 2023 roku nie ma szans na pozyskanie gazu z Norwegii do Polski w ilości, jaką zapowiada rząd. W przyszłym roku możemy liczyć na maksymalną dostawę 2,6 mld sześciennych poprzez Baltic Pipe. Akurat tyle gazu PGNiG ma do wydobycia na norweskim szelfie. Wszelkie starania o dodatkowe kontrakty to daremny trud. Może więc dojść do sytuacji, że będziemy musieli kupować gaz od innych, w tym m.in. niemieckich firm, które już zabezpieczyły kontrakty z Norwegami. W dodatku będzie to trudne, bo chętnych na zakup dodatkowych ilości gazu nie brakuje - komentuje ekspert rynku gazu, który woli pozostać anonimowy.
Jego zdaniem, obecnie zaczyna się powoli realizować scenariusz, o którym informowaliśmy już w maju. Pisaliśmy wówczas, że Baltic Pipe może stać pusty, jeśli zabraknie zdolności przesyłowej w gazociągu głównym, czyli w Europipe 2.
W rozmowie z money.pl przypominał o tym Marek Kossowski, były prezes PGNiG.
Baltic Pipe nie prowadzi bezpośrednio do norweskich złóż, tylko jest wpięty do istniejącego gazociągu Europipe 2, magistrali prowadzącej gaz z Norwegii bezpośrednio do Niemiec. Sam fakt wybudowania Baltic Pipe nie zwiększy nawet o jeden metr sześcienny ilości gazu tłoczonego przez Europipe 2. Biorąc pod uwagę obecną sytuację na europejskim rynku gazu, może się tak się stać, że Baltic Pipe będzie pusty, podobnie jak Nord Stream 2 czy gazociąg Jamalski. Oby tak się nie stało - mówił wówczas Kossowski.
Kossowski: za chwilę okaże się, że Baltic Pipe będzie pusty z "powodów naturalnych"
Dziś Marek Kossowski w rozmowie z nami przyznaje, że nie czuje satysfakcji z powodu tego, że jego prognoza się sprawdza. - Odnoszę wrażenie, że naszym rynkiem gazu zajmują się ludzie, którzy kompletnie nie wiedzą, jak tym sektorem zarządzać. Tylko tak można wytłumaczyć fakt, że w porę nie dokonano stosownych rezerwacji i nie podpisano odpowiednich umów - komentuje.
Dodaje, że mogą być dwa wyjaśnienia tej sytuacji - zwykła ignorancja lub celowe działanie. - Jednak nie mając dowodów, można tylko spekulować. Mam jednak wrażenie, że już od dłuższego czasu wszyscy w rządzie wiedzieli, że te sprawy są niedopięte. Obecnie mogą więc pojawić się różne próby tłumaczenia. Za chwilę okaże się, że np. z "powodów naturalnych" rura Baltic Pipe będzie pusta. Z tych samych powodów wyginęły również ryby w Odrze - komentuje ironicznie nasz rozmówca.
Zwraca też uwagę na to, że w kontekście Baltic Pipe wciąż zagadką pozostaje przyczyna odejścia Piotra Naimskiego. - Jego komentarz w sprawie Baltic Pipe, że wykonał zadanie, bo rura przecież jest, utkwił mi w pamięci - przyznaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dodatkowego gazu z Norwegii nie będzie, bo kupili go inni
Także inny nasz rozmówca, który dobrze zna norweski rynek energetyczny, ale prosi o nieujawnianie nazwiska, mówi, że kwestia wolnych przepustowości w Europipe 2 jest w tej chwili kluczowa.
Jego zdaniem, w tym kontekście staranie się obecnie przez Polskę o podpisanie kontraktów z Norwegami na dostawy gazu staje się bezcelowe.
Należało to zrobić rok, dwa lub trzy lata temu, gdy na rynku były nadwyżki gazu i nikt w Europie dodatkowymi zakupami gazu się nie interesował. Jednak w momencie, gdy rozpoczęła się wojna w Ukrainie i Rosjanie przestali stopniowo dostarczać gaz do Europy, wszyscy się rzucili do kupowania gazu z Norwegii - komentuje.
Poza tym jego zdaniem nasze relacje z Norwegią nie są tak dobre, jak polityków niemieckich, holenderskich, austriackich, belgijskich czy francuskich. Te kraje relacje z Norwegami budowały od kilkudziesięciu lat. W kolejce do norweskiego gazu ustawiły się więc zagraniczne firmy, które mają z Norwegami wieloletnie relacje. - Wśród nich są także Niemcy, którzy są w dużo większej potrzebie w kwestii zakupu gazu niż Polska, i moim zdaniem oni już ten gaz kupili - twierdzi nasz rozmówca.
Dodaje, że w kwestii przepustowości Europipe 2 w grę wchodzą rezerwacje długoterminowe. Tłumaczy także, że firma Gassco, operator systemu transportu norweskiego gazu nie przydziela przepustowości ot tak, komu popadnie. - Nie jest więc tak, że ktoś może sobie zarezerwować przepustowość tak na wszelki wypadek, z reguły musi się wykazać tym, że ma określony portfel wydobywczy i wtedy ta przepustowość jest przydzielana - tłumaczy.
W kwestii polskich szans ekspert niestety nie pozostawia złudzeń. - W przypadku Europipe 2 proszę zwrócić uwagę na sytuację Niemiec, które potrzebują każdej ilości błękitnego paliwa. Jak miałoby to więc teraz wyglądać? Niemieckie firmy miałyby nam odstępować zarezerwowaną dla siebie przepustowość? - pyta retorycznie.
Dodaje, że gaz jest niezbędny dla niemieckiej gospodarki, w związku z czym niemieckie firmy wykupiły już od Norwegii dodatkową ilość gazu ze zwiększonego wydobycia. Dlatego jego zdaniem nie jest wykluczone, że będziemy musieli się teraz dogadywać z niemieckimi firmami.
Starania o podpisanie kontraktów z Norwegami to "Mission Imposible"
Jednocześnie trudno nie zadać pytania, na jakim etapie przygotowywania Baltic Pipe popełniono błędy. Czego nie zrobiono i jakich decyzji nie podjęto?
- Decyzja o budowie Baltic Pipe była dobra, ale równocześnie nie poszły za tym handlowe kontrakty. W tym kontekście warto przypomnieć sytuację związaną z budową Terminala w Świnoujściu. W tym wypadku kluczowe było najpierw podpisanie przez PGNiG kontraktu z Katarem na zakup gazu. Najpierw był więc kontrakt handlowy, który uzasadniał budowę gazowej infrastruktury - przypomina nasz rozmówca.
Dodaje, że w przypadku Baltic Pipe ani przed rozpoczęciem budowy gazociągu, ani kolejne lata po tym fakcie, nie podpisano żadnych kontraktów handlowych. Trudno w tym kontekście mówić o gazie z własnych złóż na norweskim szelfie, które posiada PGNiG. - Te wolumeny zawsze można sobie przesłać, bo to jest gaz z własnego wydobycia, który się nam należy "jak psu miska" - wyjaśnia.
Ekspert uważa więc, że wraz z budową Baltic Pipe nie pojawiły się żadne kontrakty handlowe na zakup dodatkowej ilości gazu od Norwegów, poza własnymi złożami w Norwegii.
Rozpaczliwe działania rządu w tej kwestii, podejmowane od momentu wybuchu wojny Ukrainie, aby podpisać kontrakty z Norwegami, oceniam jako "Mission Imposible" - podsumowuje.
Baltic Pipe - polityka zwyciężyła nad ekonomią?
Obecna sytuacja nie dziwi również Andrzeja Sikory, prezesa Instytutu Studiów Energetycznych.
- PGNiG zapowiedział niedawno, że do końca roku prześle przez Baltic Pipe 800 mln metrów sześciennych. Znamienne jest jednak to, że państwowy koncern nie podał jednocześnie żadnych oficjalnych danych, jaka ilość zostanie przesłana w pierwszym kwartale 2023 roku - mówi. Jego zdaniem w tym kontekście warto cofnąć się do przeszłości i przypomnieć dane podawane przez PGNiG jeszcze za prezesury Piotra Woźniaka.
W momencie gdy podpisano umowę dla Baltic Pipe, Gaz System jako operator systemu gazowego musiał wystąpić o odpowiednie finansowanie. Wówczas PGNiG poinformował, że ma zabezpieczone kontrakty, na kwotę 8 mld zł. Trzy razy się pytałem, czy ktoś się nie przejęzyczył. Wartość kontraktów podano w złotych, potem już nigdy nie udostępniono informacji, czy zostały zawarte jakieś handlowe kontrakty, będące zabezpieczeniem pod finansowanie Baltic Pipe - komentuje.
Dodaje, że brakujące wolumeny gazu wciąż można dokupić, bo na moce przesyłowe w gazociągach cały czas są ogłaszane specjalne aukcje. Jednak pozostaje jeszcze kwestia ceny oraz faktu, że na błękitne paliwo jest dziś wielu chętnych.
Inni nasi rozmówcy dodają, że paradoksem obecnej sytuacji jest to, że gdyby dzisiaj działały Nord Stream 1 i Nord Stream 2, w gazociągu Europipe 2 byłyby wolne moce przesyłowe, bo wówczas Niemcy nie potrzebowaliby dodatkowych dostaw gazu z Norwegii.
- Nasza obecna sytuacja jest przede wszystkim rezultatem faktu, że na polskim rynku gazu i w całym sektorze energetycznym dominują głównie decyzje polityczne. Z kolei prawdziwi fachowcy, którzy orientują się w tych tematach, odchodzą z administracji publicznej lub całkiem emigrują z Polski, bo za granicą są bardzo cenieni - komentuje jeden z ekspertów.
Według niego, w kontekście Baltic Pipe kluczowe decyzje były podejmowane przez osoby, które nie rozumieją złożoności rynku gazu i się w nim nie orientują. Jednak skutki ich decyzji będziemy odczuwać wszyscy.
PGNiG: Baltic Pipe zwiększy przepustowość Europipe 2
Państwowy koncern, do którego wysłaliśmy pytania podczas przygotowywania tego artykułu, przekonuje, że Polska nie będzie musiała konkurować z innymi firmami o przepustowość gazociągu Europipe 2, do którego wpięty jest Baltic Pipe. Powód?
- Wynika to z praw mechaniki płynów - przepustowość gazociągów determinowana jest przez przepustowość punktów wyjścia (końcówek), a nie samych rurociągów. Im więcej punktów wyjścia, tym więcej gazu można zatłoczyć do gazociągu. Uruchomienie Baltic Pipe zwiększy zatem przepustowość Europipe 2 - informuje nas departament komunikacji i marketingu PGNiG.
Zdaniem spółki, w systemie Gassled, którego częścią jest Europie 2, rezerwuje się głównie punkty wyjścia z gazociągu. - PGNiG ma zarezerwowaną stosowną przepustowość punktu Nybro, który jest początkiem Baltic Pipe - podaje spółka. Polska ma więc zapewnioną przepustowość w kontekście złóż z własnego wydobycia. Co z pozostałą ilością i kontraktami, w których sprawie toczą się rozmowy? Na to pytanie nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Pomiędzy rynkiem polskim i niemieckim jest duża elastyczność
Tymczasem po naszej publikacji Linda Nordbø, rzeczniczka firmy Gassco przesłała do nas komentarz, w którym zaktualizowała podane wcześniej informacje.
Informuje w nim, że Baltic Pipe to odgałęzienie Europipe II, a linia oddziałowa zwiększa zarówno pojemność, jak i elastyczność sieci. Jej zdaniem istnieje jednak duża elastyczność pomiędzy rynkiem polskim i niemieckim.
- Spedytorzy mogą na co dzień korzystać z tej elastyczności, dzięki czemu gaz może być dostarczany zarówno na rynek polski, jak i niemiecki. Dzięki temu spedytorzy mają dużą elastyczność w wykorzystaniu dostępnej przepustowości Baltic Pipe. Dodajmy też, że stale staramy się optymalizować wykorzystanie systemu transportu gazu. Prace nad optymalizacją eksportu gazu to proces ciągły, a biorąc pod uwagę obecną sytuację, naszym najważniejszym zadaniem jest bezpieczny i niezawodny transport gazu - informuje Linda Nordbø.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl