Droga ekspresowa S14, czyli zachodnia obwodnica Łodzi, połączy S8 z autostradą A2. Podzielona jest na dwa etapy realizacyjne. Prace na drugim odcinku rozpoczęły się rok później, bo GDDKiA musiała powtarzać przetarg. W piątek (25 marca), money.pl odwiedziło plac budowy pierwszego fragmentu — ponad 12 km "ekspresówki".
Dwujezdniowa droga jest niemal gotowa. Wykonawca deklaruje, że zrealizował blisko 93 proc. zamówienia (wyliczenia na koniec lutego). Mogłoby się wydawać, że rosnące ceny materiałów, powroty pracowników do broniącej się Ukrainy oraz inne problemy wywołane wojną, nie są w stanie zaszkodzić tak zaawansowanej budowie.
Rzeczywistość - jak słyszymy od dyrektora kontraktu z firmy Budimex, która wspólnie ze Strabagiem buduje pierwszy odcinek nowej S14 - jest zupełnie inna. Termin oddania trasy, odroczony wcześniej o pół roku przez pandemię koronawirusa, mija w czerwcu.
Czy będzie dotrzymany? - Robimy co w naszej mocy - mówi money.pl Szymon Ziołkiewicz. Gwarancji jednak nie daje. Co nie dziwi, gdy słyszymy o tym, jak w praktyce wojna torpeduje plac budowy ważnej dla regionu drogi.
Pierwszy gigantyczny worek z problemami to brak odpowiedniej ilości materiałów na rynku. Chodzi m.in. o wielokrotnie wymieniane: stal, aluminium, cement, paliwa czy asfalty. Nawet jeśli są, zwłaszcza dwa pierwsze materiały, to i tak paradoksalnie nie są na sprzedaż.
Puste półki
- Dzisiaj zderzamy się z taką rzeczywistością, że firmy dostarczające stal wstrzymują ofertowanie na kilka dni, mimo że wiemy, że w magazynach surowiec mają - mówi Ziołkiewicz. - Między innymi dlatego, że hurtownicy nie są pewni, czy będą mieli za chwilę dostawy, które zagwarantują stabilność magazynu.
Brak surowca sprawia natomiast, że dramatycznie rosną jego ceny. Skoro nie wiadomo, kiedy będzie następna dostawa, trzeba jak najwięcej zarobić na tym, co jest. Dobrze, jak jest. Jeśli dopiero ma być, to nie wiadomo, jak drogi. Koszty rosną także u producentów, pośredników i transportowców.
- Twierdzenie, jakie w niedługim czasie będą ceny niektórych surowców, jest jak wróżenie z fusów - mówi Szymon Ziołkiewicz. - Kontrakt rozpoczynaliśmy, gdy hurtowa cena stali zbrojeniowej na obiekty mostowe wynosiła 2,05 za kg. Dzisiaj kosztuje 6,90 za kg. To jest szaleństwo. Gdy startowaliśmy (w połowie 2019 r.), za tonę masy bitumicznej płaciliśmy 1,3 tys. zł. Teraz to 3,7 tys. zł - mówi dyrektor kontraktu na budowie pierwszego odcinka drogi S14 Lublinek-Aleksandrów Łódzki.
"Stal importowana do Polski z Rosji, Ukrainy i Białorusi stanowiła ok. 20-30 proc. tej wykorzystywanej w Polsce. Według danych Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa ceny rynkowe wyrobów stalowych w ciągu ostatniego miesiąca wzrosły o 60 proc., ropy o 90 proc. W ciągu zaledwie kilku ostatnich dni blacha konstrukcyjna zdrożała o ponad 40 proc." - wylicza w mailowej odpowiedzi na pytania money.pl Artur Popko, prezes Budimeksu.
Hamulcowe braki
Ziołkiewicz wskazuje, że brak materiałów i niestabilne ceny materiałów sprawiły, że niestabilna bywa również współpraca m.in. z hurtowniami i wytwórcami. Umowy na dostawę surowców teraz to rzadkość. - Dostawca, który miał zakontraktowaną blachę aluminiową na ekrany akustyczne woli zapłacić dzisiaj karę za niedostarczenie tego materiału i sprzedać go dwa, trzy razy drożej - zaznacza.
Ekrany akustyczne to m.in. jedna z kwestii, które sprawiają, że zaawansowana w ok. 93 proc. inwestycja może nie zostać dopięta w dwa, trzy miesiące. - Realizacja ekranów miała być zakończona w styczniu. Ale wciąż czekamy na materiały, które są potrzebne do postawienia znaków drogowych pionowych - mówi dyrektor kontraktu z firmy Budimex.
Inny "wyróżniony" materiał to cement. - Praktycznie powinniśmy mieć zakończone roboty związane ze stabilizacjami. Nie ma cementu. Podobnie jest z dostępnością asfaltów, w szczególności modyfikowanych i innych produktów rafineryjnych - twierdzi Szymon Ziołkiewicz.
Duży problem dla Budimeksu, jednego z potentatów rynku drogowego w Polsce, jest kwestią bytu i bankructwa dla etatowych podwykonawców oraz - jednocześnie - wykonawców inwestycji do 50 mln, maksymalnie 100 mln zł - słyszymy od urzędników miast, które od wybuchu wojny otwierają coraz wyższe oferty w przetargach.
Pracownicy na wojnie
"Cena dnia" to zasada, która ku rozpaczy budowlańców zapanowała także na rynku podwykonawców. Mniejsze firmy, które nie mają tak dużej poduszki finansowej, jak najwięksi gracze, stawiają na szybki pieniądz z możliwie najmniejszym ryzykiem utopienia kapitału przez brak płynności u zamawiających, odbiorców czy partnerów.
- Dzisiaj rzadko kto chce podpisania kontraktu długoterminowego. Ważność oferty nieraz jest liczona w godzinach. A najdłużej w tygodniu czy miesiącu. Kiedyś podstawą, żeby wszystkie strony były zadowolone, była umowa na długi czas, w odpowiedni sposób zabezpieczająca przed zerwaniem kontraktu. Obecnie podwykonawcy chcieliby bazować tylko na krótkoterminowych zamówieniach - mówi Ziołkiewicz.
Najwyżej średnie firmy boleśniej odczuwają skoki cen materiałów, paliw, ale też o wiele bardziej dotyka je niesankcyjny efekt wojny w Ukrainie - powroty pracowników do walki w obronie ojczyzny. A z drugiej strony presja płacowa ze strony rodzimych robotników.
"W grupie Budimex nie odnotowaliśmy wielu przypadków powrotu ukraińskich pracowników do ojczyzny, na razie są to pojedyncze osoby. Inaczej wygląda to niestety u naszych podwykonawców, gdzie absencja z powodu wojny może wynieść nawet 30 proc. zatrudnionych. Na naszych budowach to może być poziom sięgający około 4-6 tysięcy osób. Na razie nasze budowy opuściło ponad 2 tysiące pracowników z Ukrainy" - informuje Artur Popko, prezes firmy Budimex.
Jaskółka czy światełko?
W międzyczasie GDDKiA ogłasza: "Wbrew pojawiającym się ostatnio w przestrzeni publicznej opiniom o potencjalnym wyhamowaniu inwestycji drogowych, bieżące wydarzenia na naszych przetargach potwierdzają coś zupełnie innego". Tym samym GDDKiA otwiera oczy komunikatem o tym, że oferenci przedłużyli ważność umów m.in. na projekt i budowę S19.
Od branży słyszymy, że to zjawisko to raczej przysłowiowa jaskółka niż światełko w tunelu. Po pierwsze - sytuacja na rynku jest trudna do przewidzenia, a firmy już włożyły pracę w to, by oferty na jednak duże kontrakty przygotować.
Po drugie - to umowy na projekt i budowę. "A zatem realizacja i ponoszenie kosztów bezpośrednio związanych z budową nowej drogi rozpocznie się nie wcześniej niż w 2024 roku. Za dwa lata! ... A wówczas ceny materiałów i surowców oraz sytuacja na rynku pracy może być zupełnie inna" - stara się otworzyć oczy GDDKiA. Na tę sprawę można spojrzeć też inaczej: do 2024 r. firmy zapewnią sobie wpływy nie z prac budowlanych, ale projektowych. Przez dwa lata na tych "budowach" ceny materiałów zejdą na dalszy plan.
Presja na rząd
O państwowe zamówienia wykonawcy są skłonni walczyć również dlatego, że na nich od czerwca 2019 r. (umowę na pierwszy odc. S14 podpisano w 2018 r.) stosuje waloryzację. "Waloryzacja przewiduje, że jeżeli wzrosną koszty wykonawców, wzrośnie również ich wynagrodzenie. Z kolei, jeżeli ceny spadną, wykonawcy "podzielą się zyskiem" wynikającym z tego faktu z zamawiającym" - podaje GDDKiA. Waloryzacji podlega połowa kontraktu. W tym momencie waloryzacja wynosi ok. 10 proc.
"W Budimeksie do tej pory radziliśmy sobie z podwyżkami cen materiałów przy pomocy waloryzacji kontraktów na dotychczasowym poziomie. Dzięki przyjętej polityce zakupowej zabezpieczyliśmy też dużą część materiałów po stałej cenie z dużym wyprzedzeniem. Jednak obecny wzrost cen czynników produkcyjnych zdecydowanie wykracza poza limity waloryzacyjne" - twierdzi Artur Popko, prezes firmy.
"Organizacje budowlane, takie jak Polski Związek Pracodawców Budownictwa czy Ogólnopolska Izba Gospodarcza Drogownictwa zaapelowały do rządu o regulację przepisów umożliwiającą rozliczenie firmom budowlanym skokowego i drastycznego wzrostu kosztów w realnym wymiarze. Cała branża czeka na rozwiązania w tym zakresie" - oświadcza szef Budimeksu.
*Nie mamy jeszcze informacji, jak dokładnie wygląda sytuacja na drugim odcinku S14 - od Aleksandrowa Łódzkiego do autostrady A2 - którą buduje firma Stecol z Chin. Maciej Zalewski, rzecznik GDDKiA oddział Łódź, informuje, że wykonawca prowadzi prace. Tam na ten moment 16 km odcinek jest gotowy w ok. 64 proc., minęło natomiast 70 proc. zakontraktowanego czasu realizacji.