W poniedziałek blokada ulic w Warszawie, od środy strajk i odejście od stanowisk pracy - taki plan na protesty kobiet po wyroki TK ma Marta Lempart, liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet.
Jak nieoficjalnie dowiedział się money.pl, odejście kobiet od miejsc pracy zaplanowane jest na razie tylko w najbliższą środę. Kobiety mają tego dnia masowo brać urlopy na żądanie lub urlopy oraz opiekę nad dziećmi. W niektórych przypadkach - L4.
Czy dojdzie do paraliżu państwa? Kluczowe dla funkcjonowania kraju zawody, które są w dużym stopniu sfeminizowane - jak pielęgniarki czy nauczycielki - raczej do akcji masowo nie przystąpią. Nie włączą się w nią też urzędnicy i handlowcy.
- Już w tej chwili ok. 30 proc. pielęgniarek i położnych jest na kwarantannie lub w izolacji. W sytuacji ekstraordynaryjnej, w jakiej się znaleźliśmy z powodu pandemii COVID-19, liczy się przede wszystkim dobro pacjenta. Nikt nie zostawi chorych ludzi bez opieki – podkreśla Zofia Małys, prezes Naczelnej Izby Pielęgniarek i Położnych.
Dodaje, że przystąpienie pielęgniarek i położnych do strajku wywołanego wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, który uznał przepis dopuszczający przerwanie ciąży ze względu na ciężką i nieuleczalną wadę płodu za niekonstytucyjny, to indywidualna sprawa sumienia każdej kobiety i Izba Pielęgniarska nie będzie zajmowała stanowiska w tej sprawie. Izba nie wesprze jednak osób, które wejdą w konflikt z pracodawcą z powodu niestawienia się w pracy.
Marek Lewandowski, rzecznik prasowy NSZZ "Solidarność", stanowczo odcina się od strajku kobiet. - Jesteśmy chrześcijańskim związkiem zawodowym opartym na społecznej nauce Kościoła. Nie będziemy popierać strajku, którego celem jest prawo do aborcji eugenicznej - mówi wprost związkowiec.
A co na to pracodawcy? Przedstawiciele Konfederacji Lewiatan nie chcą zabierać głosu w tej sprawie.
"Może się skończyć zawaleniem kariery"
Z kolei Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Pracodawców i Przedsiębiorców, uważa, że pracodawcy zapamiętają kobietom, które w środę nie pojawią się w pracy, że naraziły firmę na dodatkowe trudności.
- Dla wielu z tych pań może się to skończyć zawaleniem kariery - ostrzega Kaźmierczak. Dodaje, że nie widzi powodu, by firmy ponosiły konsekwencje gospodarcze światopoglądowego sporu z państwem swoich podwładnych.
Tymczasem związkowcy przychylni protestującym kobietom również przyznają, że formalnie sytuacja jest beznadziejna. Andrzej Radzikowski, przewodniczący OPZZ, przypomina, że w Polsce nie można wyjść ze strajkiem poza zakład pracy.
- Strajk generalny przeciwko państwu jest nielegalny. Polskie prawo jest pod tym względem bardzo ograniczające. Akcja zaplanowana na środę nie jest wymierzona przeciwko pracodawcom, ale rządowi, wobec czego ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych nie będzie tu miała zastosowania. Formalnie strajku zorganizować więc nie można - ocenia związkowiec.
Strajk nielegalny
Prawnicy są identycznego zdania jak związkowcy.
- Ustawa z 1991 roku o rozwiązywaniu sporów zbiorowych reguluje strajk w zakresie sporów zbiorowych z pracodawcą, a więc jej regulacje nie mają zastosowania w przypadku strajku, jaki jest organizowany przez kobiety w związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego na temat aborcji - tłumaczy Miłosława Strzelec-Gwóźdź, radca prawny i partner zarządzający w GP Kancelarii Radców Prawnych.
Dodaje, że obecny system prawny nie przewiduje przepisów chroniących pracowników w związku z tego typu strajkiem i ich nieobecnością w pracy.
W przypadku, gdy strajk - jak w obecnej sytuacji - obejmuje brak świadczenia pracy przez kobiety w zakładach pracy, jedyną możliwością usprawiedliwionej nieobecności jest urlop lub urlop na żądanie.
- Pracodawca może jednak odmówić udzielenia urlopu, gdy wystąpią szczególne okoliczności, a obecność pracownika w pracy okaże się niezbędna do ochrony interesów przedsiębiorstwa. Na przykład w sytuacji, gdy z powodu liczby zgłoszonych urlopów pracodawca nie będzie w stanie zapewnić ciągłości pracy zakładu pracy - ostrzega prawniczka.
Mec. Strzelec-Gwóźdź przypomina też, że nieusprawiedliwiona nieobecność w pracy może być podstawą do zwolnienia w trybie dyscyplinarnym.
Korzystanie natomiast z masowych zwolnień lekarskich (jak miało to miejsce dwa lata temu w przypadku akcji protestacyjnej policjantów) w sytuacji, gdy takie zwolnienie lekarskie nie ma rzeczywistej podstawy, może narazić pracowników na roszczenia zarówno od pracodawcy, jak i Zakładu Ubezpieczeń Społecznych.