W poniedziałek rozpoczął się strajk maszynistów kolejowych. Odwołane zostały pociągi podmiejskie i dalekobieżne. Także niemal całkowicie wstrzymany został ruch składów towarowych. Spór dotyczy systemu podwyżek płac, harmonogramu pracy zmianowej oraz wynagrodzeń za korzystanie z urlopów rodzicielskich.
Protest ma szczególnie duży wpływ na transport publiczny w stołecznym regionie Helsinek, gdzie z kolei korzysta codziennie średnio około 200 tys. pasażerów. Wiele osób nie dojechało do pracy czy do szkół, a autobusy na niektórych kluczowych liniach były przepełnione. "Pasażerowie musieli stać w autobusach" – zwróciły uwagę lokalne media. Zazwyczaj, nawet w godzinach szczytu dość łatwo jest znaleźć miejsce siedzące.
Wciąż odbywa się ruch składów technicznych oraz części towarowych – podkreślono w komunikacie Agencji Transportu.
Podwyżki płac
Podwyżki płac są jednym z przedmiotów sporu związkowców z pracodawcą, państwowym przewoźnikiem kolejowym. Obecnie pensja maszynistów wynosi ponad 5 tys. euro (średnie wynagrodzenie w kraju to ok. 3,7 tys. euro brutto).
Największe problemy w negocjacjach związane są jednak z rozliczeniem za urlopy rodzicielskie. Zgodnie z wprowadzoną w ubiegłym roku reformą mężczyźni mają odgrywać większą – niż dotychczas – rolę w opiece nad małym dzieckiem i w konsekwencji więcej korzystać z urlopów wychowawczych, tak aby matki i ojcowie mieli równe prawa do świadczeń.
Związek i pracownicy "nie chcą ponosić kosztów" tego, że pracodawca w sektorze publicznym wymaga przechodzenia na urlopy. W sektorze prywatnym model "równości" między życiem zawodowym a rodzinnym nie jest realizowany w ten sam sposób – przekazano w komunikacie związku zawodowego sektora kolejowego (RAU), który zrzesza ok. 2 tys. osób.
Strajk aż do skutku
Strajk ma potrwać do czasu znalezienia porozumienia. To kolejny duży protest pracowniczy w kraju.
Od początku tego roku strajkowali już m.in. zatrudnieni w portach morskich, terminalach przeładunkowych, kierowcy autobusów, czy zatrudnieni w sklepach wielkopowierzchniowych.