W rozmowie z "Faktem" minister edukacji przypomina, że w 1993 roku jako młody nauczyciel nie przystąpiła do strajku. - Jestem nauczycielem z małego miasteczka. Tam wszyscy się znamy i rodzice przekonali wówczas część grona pedagogicznego, żeby matury się odbyły. W moim liceum się odbyły - wspomina Zalewska.
Szefowa MEN przypomina też, że dzisiejsza sytuacja nie ma nic wspólnego z tą sprzed 26 lat. - Wtedy deklaracje dotyczące podwyżek bardzo się zmieniały. Poza tym, można było przeprowadzić matury w innym terminie. Dziś to niemożliwe - twierdzi Zalewska.
Na pytanie, czy maturzyści mogą być pewni, że ich egzamin odbędzie się w terminie, odpowiada twierdząco. I podkreśla, że rozumie emocje targające nauczycielami.
- Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, żeby jakiekolwiek żądania (słuszne, bo one niewątpliwie są słuszne) stawiały pod znakiem zapytania przyszłość dzieci - dodała jednak.
Anna Zalewska chwali się, że za jej rządów pensje nauczycieli wzrosły realnie aż o 22 proc. To za sprawą trzyetapowych podwyżek oraz likwidacji godzin karcianych. Dodatkowo przypomina o planie wprowadzenia 1000 zł dodatku dla stażysty oraz zniesienia PIT dla młodych.
- Pewnie bylibyśmy w zupełnie innym punkcie, gdyby nie to, że tak długo tych podwyżek po 2012 roku nie było - ocenia szefowa MEN. - W 2015 roku była prośba nauczycieli o 10 proc. podwyżki. Moja poprzedniczka odpowiedziałą, że pieniędzy nie ma i nie będzie. Mówiła też o likwidacji Karty Nauczyciela.
Pytana o swój start do europarlamentu i "ucieczkę przed kumulacją roczników w liceach", ripostowała. - Jeśli ktoś zarządza dużym systemem, musi zorganizować go tak, żeby funkcjonował niezależnie od tego, kto jest ministrem edukacji - stwierdziłą.
Dodała również, że przez dwie kadencje była w komisji ds. UE. I że w 2015 roku przejęła mandat po Dawidzie Jackiewiczu, ale się go zrzekła, by "przeprowadzić trudne reformy".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl