Pielęgniarki i położne pokazały rządowi żółtą kartkę. Poniedziałkowy protest obejmujący 40 szpitali z całej Polski był ostrzeżeniem. Bo pielęgniarki nie zamierzają składać broni. W grę wchodzi strajk generalny. Mają dość złych warunków pracy i niskich płac.
- Solidarnie z moimi koleżankami również na 2 godziny wyszłam z oddziału, aby zamanifestować swój sprzeciw, brak perspektyw i rozgoryczenie - przyznaje w rozmowie z money.pl Agnieszka*, zastępca oddziałowej w jednej z klinik z Warszawy. Aby zobrazować sytuację polskich pielęgniarek, zgodziła się pokazać nam swój pasek z pensji.
- Zarabiam około 2,6 tys. zł pensji podstawowej. Do tego mam tzw. dodatek zembalowy, który rząd zamierza nam odebrać z końcem czerwca, oraz 150 zł dodatku za pełnioną funkcję - wylicza. W sumie moja pensja to około 2,9 tys. zł. Żeby odłożyć na wakacje, wkład własny na mieszkanie, muszę pracować na trzech etatach, w tym także w weekendy - dodaje.
Przypomnijmy, że w 2015 r. pielęgniarki wywalczyły sobie dodatek do pensji, tzw. zembalowe, w wysokości 1,6 tys. zł miesięcznie.
Jej pensja wynika z obecnego współczynnika pracy, który określa minimalną pensję na poziomie 3772 zł brutto, a więc 2695 zł na rękę. Ma jednak zrobiony licencjat z pielęgniarstwa, jest po studiach, po zmianach wprowadzonych przez ustawę Niedzielskiego jej pensja pozostanie jednak w tych samych widełkach, co np. opiekuna pacjenta i otrzyma 3905 zł na rękę (5509 brutto).
Zmienia się bowiem tzw. współczynnik pracy, który jest wykorzystywany do wyliczenia zarobków w zawodach medycznych. Chodzi o relację między płacą zasadniczą dla danego zawodu a przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce za rok poprzedni (w 2020 było to 5167,47 zł).
- Nie ujmując pracy opiekunów, to na pielęgniarkach ciąży odpowiedzialność za oddział i za pacjentów. Jeśli cokolwiek się stanie pacjentowi w drodze np. do toalety, nawet przy opiekunie, odpowiadam ja. Jeśli podam leki błędnie przepisane przez lekarza, też będę współodpowiedzialna. Choć jestem po studiach, to wciąż zarabiam skandalicznie mało - mówi zastępca oddziałowej w warszawskiej klinice.
Jak przyznaje, nocne dyżury były dla niej zbyt dużym obciążeniem. Musiała z nich zrezygnować. W zamian zatrudniła się w innych podmiotach medycznych. - Pracuję po 12 godzin dziennie, aby wiązać koniec z końcem. Brakuje czasu na odpoczynek, życie towarzyskie, wieczór z narzeczonym - wylicza. - To frustruje - dodaje.
- Ludziom się wydaje, że praca na oddziale to kawka i ploty, a nocny dyżur kończy się na zaścieleniu wersalki i drzemkach. Jeśli ktoś ostatni raz był w szpitalu za czasu głębokiego PRL-u, to może czerpie ten błędny obraz z minionej epoki. To praca w ciągłym niedoczasie, w ograniczonym składzie, bo pielęgniarek stale brakuje, niewielu chce pracować z taką perspektywą zarobków - dodaje.
Praca za granicą dla polskich pielęgniarek
Na pytanie o pracę za granicą, odpowiada, że stawki i warunki pracy są bardzo kuszące i pewnie większość pielęgniarek wyjechałaby, gdyby nie dwie sprawy.
- Po pierwsze dla dużej grupy, zwłaszcza starszych, ale bardzo doświadczonych pielęgniarek problemem będzie bariera językowa. Drugi powód, bardziej prozaiczny, dotyczy właściwie każdej z nas. Tu mamy rodziny, przyjaciół, swoje zobowiązania wobec dziadków i starzejących się rodziców. Chcemy godnie zarabiać u siebie w kraju, a nie emigrować - przyznaje.
Poza tym, jak dodaje, ma poczucie obowiązku również wobec pacjentów. - Jeśli wszystkie wyjedziemy, kto będzie się zajmował polskimi pacjentami? - pyta.
W Polsce mamy nieco ponad 303 tys. pielęgniarek. Z tego jedynie 258 pielęgniarek (już razem z położnymi) zatrudnionych jest w polskich szpitalach.To dramatycznie mało. Według Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) na 1000 mieszkańców przypada zaledwie 5,2 pielęgniarki. Średnia unijna to 9,4.
Problemem jest nie tylko niedobór kadr, ale także luka pokoleniowa. W ubiegłym roku ponad 10 tys. pielęgniarek i położnych nabyło prawa emerytalne. Szkoły natomiast ukończyło nieco ponad 5 tys. adeptek.
Zdaniem Zofii Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych to właśnie "skandaliczne wynagrodzenia" leżą u podstaw tego, że połowa absolwentów kierunków pielęgniarskich i położniczych nie podejmuje pracy w zawodzie.
Z danych GUS z 2020 roku wynika, że średnie zarobki pielęgniarek najbardziej wykwalifikowanych, a więc ze specjalizacją, wynosiły nieco ponad 5327 zł brutto, a więc około 3 778 zł na rękę.
- To nie są perspektywy, które zachęcają młodych ludzi do pracy w zawodzie - mówi pani Agnieszka, zastępca oddziałowej w klinice w Warszawie.
Mało tego, od momentu wybuchu pandemii liczba pielęgniarek spadła o 10 proc., bo część odeszła na emeryturę, a część zmarła po zakażeniu koronawirusem.
- W tej chwili pielęgniarka ma średnio 53 lata. Nie zrobiono nic, aby zmienić tę sytuację. Obserwujemy powolny upadek pielęgniarstwa polskiego - podkreślała w rozmowie z money.pl. - Byliśmy bohaterami, teraz stajemy się ofiarami - dodała.
*Imię zostało celowo zmienione na prośbę naszej rozmówczyni