Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Zostałem poproszony o podsumowanie supersoboty, czyli konwencji wyborczych Trzeciej Drogi (TD), Lewicy, Prawa i Sprawiedliwości (PiS) i Koalicji Obywatelskiej (KO). Na początek kilka uwag i zastrzeżeń. Po pierwsze bardzo mnie dziwi kuriozalny pomysł robienia czterech konwencji w jednym dniu. Przecież oczywiste było to, że dwa największe ugrupowania zasłonią te mniejsze. Ale chcącemu nie dzieje się krzywda…
Kłamstwa i kłamstewka budżetowe [OPINIA]
Po drugie, od wielu miesięcy dziwię się, że opozycja nie jest w stanie uzgodnić i przedstawić 5-6 podstawowych rzeczy, które z pewności zrobi nowy rząd. Przecież to jest wręcz alfabet polityki. Wyborcy muszą wiedzieć, na co głosują, co na pewno zrobi nowa koalicja. Ugrupowania rzucają obietnicami doskonale wiedząc, że te mniejsze z nich będą miały trudności z wprowadzeniem swoich zobowiązań do wspólnego rządu. Do wyborów zostało jeszcze pięć tygodni więc łudzę się, że ktoś pójdzie po rozum do głowy.
Po trzecie, nie będę robił podsumowań kosztów obietnic wyborczych. Zostawiam to specjalizującym się w tym dziennikarzom. Praca to trudna, a wynik co prawda bardzo pouczający, ale nie zbliżający ani na jotę do tego, co czeka nas po wyborach. Poza tym wtedy, kiedy to jest dla mnie wygodne, stosuję zasadę opisaną w książce A. Marininy ("Zasada trzech sprzeciwów"): "Nie rób, nie mów i nawet nie myśl, jeśli nikt cię o to nie poprosi". Szczerze polecam. A nie byłem proszony o takie podsumowania.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wiele powyborczych scenariuszy
Rysuje się po wyborach kilka scenariuszy: brak rządu i nowe wybory na wiosnę 2024 r., wygrana PiS i nieosiągnięcie progu wyborczego przez Trzecią Drogę i Lewicę (albo przez jedno z nich), wygrana opozycji. Jest jeszcze prezydent Andrzej Duda, który może dowolnie dać mandat komuś, nawet mnie, do tworzenia rządu. Jeśli ten ktoś rządu nie utworzy, to mamy trzy kroki ku powołaniu rządu. Inaczej mówiąc, parę miesięcy z obecnym rządem.
Są jeszcze inne, pośrednie warianty, ale nie o to mi tutaj chodzi. Piszę o wariantach dlatego, że nikt nie wie, co po wyborach powstanie, jakie partie będą miały realny wpływ na modyfikację programu wiodącego ugrupowania. A z tego wynika, że nie ma żadnej możliwości obliczenia kosztów działania nowego rządu. Robienie obliczeń na bazie jednostkowych postulatów jest, jak napisałem wyżej, pouczające, ale będzie dalekie od realiów. Tak więc poniżej wybiorę kilka postulatów/obietnic i będzie to zdecydowanie subiektywny wybór. Oceny też będą subiektywne.
Dużo mowy, mało konkretów
Na początku jednak trudna sprawa. Wszystko, co mówią politycy wytrzymuję – najwyżej się uśmiechnę albo skrzywię. Nie cierpię jednak posługiwania się zniekształconą prawdą, która odnosi się do sytuacji na rynkach finansowych. Podczas konwencji Koalicji Obywatelskiej Donald Tusk mówił o rentowności polskiego długu (dzień wcześniej słyszałem to z ust polityczki Lewicy). Stwierdził, że teraz Polska płaci bardzo drogo za pożyczki (rentowność obligacji). Za jego czasów było to 2 proc., a teraz jest ponad 5 proc.
Niby to jest prawda, ale: za jego czasów w latach 2008–2012 rentowność zbliżała się do 6,5 proc. (kryzys światowy), potem spadła do 4,6 proc. w roku 2014 i dopiero w tym właśnie roku spadała zdążając do 2 proc. W latach 2015–2018 stabilizowały się w okolicach 3,4 proc. A teraz? Rzeczywiście jest w okolicach 5,5 proc., ale Stany Zjednoczone pożyczają na 4,3 proc. Czy ta różnica w stosunku do światowego mocarstwa jest duża? Nie jest, więc bardzo bym radził opozycji, żeby zaprzestała mówienia o czymś, co automatycznie prowadzi do kontry z drugiej strony.
Przejdźmy do konwencji wyborczych. Przede wszystkim podejrzanie pusty od nowych obietnic wydaje się przekaz płynący z konwencji PiS. Bo przecież emerytury stażowe, 800 plus, darmowe leki po 65. roku życia, darmowe autostrady i te ostatnie odgrzewane kotlety (renowacja wielkiej płyty, wycieczki szkolne, "Lokalna półka") są już dawno zdyskontowane, skrytykowane i zapomniane.
Dochodzi niby jeszcze profilaktyka w leczeniu, bezpieczeństwo gotówki, rozwój przemysłu energii elektrycznej (w tym atomowa i OZE, ale z węglem), walka z pustynnieniem gruntów. Jest tego mało i zupełnie nie jest są to propozycje zaskakujące. Rodzi się podejrzenie, że przed wyborami PiS odpali jeszcze jakąś "bombę".
Największy konkurent PiS, czyli PO też żadnej nowej "bomby" nie odpaliła. Może tylko jednak "bombkę", bo wcześniej o tym nie słyszałem. Zapowiedziano bowiem zniesienie podatku od zysków kapitałowych, czyli tzw. podatku Belki. Lekko się zdziwiłem.
Od dawna mówię/piszę, że poparłbym zniesienie takiego podatku od długoterminowych inwestycji. Uważam jednak, że obowiązujący w większości krajów naszej cywilizacji podatek nie powinien być zniesiony dla wszystkich inwestycji na rynku kapitałowym. Nie dziwię się więc, że PO wprowadziła bezpiecznik (do 100 tys. zł i inwestycji utrzymywanych ponad rok). To według mnie realna i sensowna propozycja.
Pozostałe propozycje są już właściwie znane. Kwota wolna od opodatkowania 60 tys. zł, czyli dwa razy więcej niż teraz. Niby doskonale, ale spadną wpływy z PIT, co uderzy w budżet rządu, ale przede wszystkim w budżety samorządów. Ja bym bardzo chciał dowiedzieć się, jak zrekompensujemy ten ubytek tym właśnie samorządom.
Dużo pomniejszych obietnic
Dowiedzieliśmy się, że ZUS od początku choroby będzie płacił chorobowe (odciążenie dla przedsiębiorców – koszt dla budżetu lub NFZ).
Pojawia się też (nie tylko w PO) pomysł, żeby VAT był płacony nie po zafakturowaniu, a po otrzymaniu zapłaty tej faktury. Niby bardzo słuszne, ale jestem jakoś dziwnie pewny, że pojawią się nowi naciągacze wyłudzający VAT. Nawet ja wiem (ale nie będę mówił o tym) jak to można zrobić.
Z dużych kosztów jest jeszcze 30 proc. podwyżki dla nauczycieli, ale wchodzi to w 20 proc. podwyżki dla sfery budżetowej. Ten temat pojawi się jeszcze w postulatach Lewicy. Dla kobiet i ich partnerów są też sensowne i chyba nie tak nawet drogie zobowiązania: bezpłatne znieczulenie przy porodzie i bezpłatne badania prenatalne oraz darmowe in vitro. Rolnikom spodoba się z pewnością Fundusz Stabilizacyjny, który będzie pomagał tym producentom, których odbiorcy zwlekają z płatnością.
Lewica ma więcej świeżych (dla mnie świeżych – być może już podanych) pomysłów. Też (jak PO) chce podwyżki o 20 proc. dla sfery budżetowej, ale do tego z waloryzacją dwa razy w roku. Mogę się założyć, że ta waloryzacja nie przejdzie, bo zwiększy koszty sztywne budżetu. Jednocześnie mówią też, że podniosą pensje w budżetówce do poziomu 130 proc. pensji minimalnej. Z tym też może być problem (w lipcu 2024 r. byłoby to 6 tys. brutto).
Prawo pracy i wzmocniona PIP (inspekcja pracy) nic nie kosztuje i jest bardzo sensowne. Uważam też, że wspieranie związków zawodowych ma duży sens.
Warto zobaczyć, jak to działa np. w Niemczech. Postulat 35-godzinnego tygodnia pracy od dłuższego już czasu "chodzi" po politykach, ale zakładam, że może być wprowadzany stopniowo (tak jak wolne soboty). Podobnie może być z postulatem 35 dni urlopu (zamiast 26). Te ostatnie dwa postulaty uderzą w przedsiębiorców, więc bardzo wątpię, żeby szybko zostały zrealizowane.
Trzecia Droga (TD) stawia na zieloną energię, fotowoltaikę, biogazownie. Chce dwóch niedziel handlowych w miesiącu. Chcą też wybudowania miliona mieszkań w ciągu jednej kadencji (ziemia z Krajowego Zasobu Nieruchomości). Na tym ostatnim poślizgnął się już PiS i bardzo wątpię, żeby ten cel został osiągnięty. Ale starać się trzeba.
Najbardziej rozbawił mnie postulat 50:50, czyli wydatki na zbrojenia w 50 proc. na zagraniczne i 50 proc. na polskie. Nie znam się i nie chcę się znać na militariach, ale jakoś polskiego F35 sobie nie wyobrażam.
Oczywiście interesujący jest "francuski" PIT, czyli zależność podatków od liczby dzieci. Podobno przy trojgu podatki wynosiłyby zero. Być może, ale diabeł leży w szczegółach, więc nie przypuszczam, żeby to było takie proste. Jest też założenie, że składka zdrowotna będzie płacona po staremu, czyli większość odliczana z PIT. Chyba większość ugrupowań (poza PiS) tego chce, ale znowu mamy ten sam problem, jak z kwotą wolną: to uderzy w budżet rządu, ale przede wszystkim w budżety samorządów.
Mało świeżości
Podsumowując: od 10:00 do 14:00 słuchałem konwencji i o nich czytałem. I cóż, uważam, że straciłem czas, bo tak naprawdę prawie niczego nowego się nie dowiedziałem, a to, co padło w zapowiedziach i tak napotka olbrzymie problemy z realizacją.
Piotr Kuczyński, główny analityk domu inwestycyjnego Xelion