Kryzys energetyczny, z którym Europa mierzy się od jesieni ubiegłego roku, po inwazji Rosji na Ukrainę rozlewa się na cały świat. Międzynarodowe sankcje, zwłaszcza na krwawe surowce energetyczne, z których Kreml w dużej mierze finansuje machinę wojenną, spowodowały, że kolejne kraje rezygnują z rosyjskiego gazu i ropy. Inne zaś zostają odcięte w ramach odwetu Moskwy.
Konieczność poszukiwań nowych źródeł i rosnący popyt spowodowały wzrost cen na rynkach międzynarodowych, a kolejne kraje już przygotowują się na niedobory energii.
Pierwsze problemy mogą pojawić się latem, kiedy zużycie energii znacznie wzrasta. We Włoszech już wprowadzono program, który ma ograniczyć zużycie energii, a co za tym idzie - również zapotrzebowanie kraju na gaz. Ograniczenie użycia klimatyzacji w kraju pozwoli zaoszczędzić do końca roku 4 mld m sześc. gazu, wykorzystywanego jako paliwo do produkcji energii elektrycznej.
W budynkach publicznych klimatyzatory nie będą mogły być ustawione na temperaturę niższą niż 27 stopni Celsjusza, a w zimie nie mogą dogrzewać budynków powyżej 19 stopni. Za niedostosowanie się już grożą kary do 3 tys. euro, ponieważ obostrzenia funkcjonują od początku maja. Jednocześnie jak donosiła Polska Agencja Prasowa, tylko niespełna co trzeci mieszkaniec Włoch dobrowolnie zrezygnuje ze schładzania prywatnych mieszkań, ale 44 proc. deklaruje obniżenie temperatury ogrzewania w zimowych miesiącach.
Paradoksalnie, to właśnie w upalne lato mamy najwyższe zapotrzebowanie na energię, większe niż w okresie zimowym, i to wówczas zdarzało się, że byliśmy narażani na ograniczenia i czasowe wyłączenia – wyjaśnia w rozmowie z money.pl dr hab. Mariusz Ruszel, prezes Instytutu Polityki Energetycznej im. Ignacego Łukasiewicza oraz profesor Politechniki Rzeszowskiej im. I. Łukasiewicza z Wydziału Zarządzania.
W południowych krajach zużycie prądu latem jest jeszcze większe, dlatego nie powinno dziwić wprowadzenie obostrzeń przez Hiszpanię. Wprowadzone w tym tygodniu przepisy orzekają, że latem temperatura w pomieszczeniach może być obniżania klimatyzatorami do maksymalnie 27 st. C., w zimie - dogrzewana do maksymalnie 19 st. C. Hiszpanie przewidzieli naprawdę srogie kary za niedostosowanie się do przepisów. Przepisy normują trzy stopnie "przewiny", lekki - w tym przypadku kara wynosi do 600 tys. euro, średni - kara do 6 mln euro oraz wysoki - kara do 100 mln euro.
Niemiecki rząd również wysyła apel za apelem, jeśli chodzi o oszczędzanie. Poszczególne miasta różnie do nich podchodzą, najbardziej do serca wziął je sobie Hanower. Jak pisaliśmy w money.pl, wprowadzono już część restrykcji, m.in. zakaz podgrzewania wody w basenach, miłośnicy sportu w miejskich obiektach mogą wziąć tylko zimny prysznic. Część miast rezygnuje też z iluminacji czy oświetlania nocą poszczególnych obszarów.
O problemie niedoborów mocy mówi również brytyjski rząd. Nawet sześć milionów gospodarstw domowych w Wielkiej Brytanii może mieć ograniczone dostawy prądu podczas najbliższej zimy – tak zakłada najgorszy scenariusz, o którym informował dziennik "The Times".
W efekcie niedoborów Wielka Brytania na początku przyszłego roku miałaby wdrożyć plany awaryjne polegające na zamknięciu elektrowni gazowych, a duże zakłady przemysłowe, które zużywają gaz, musiałyby zaprzestać jego używania.
Jak pisaliśmy w money.pl, zamknięcie elektrowni doprowadziłoby do niedoboru energii elektrycznej, co zmusiłoby rząd do jej racjonowania. Według tego scenariusza energia elektryczna byłaby wyłączana w dni powszednie w godzinach porannego szczytu, między 7.00 a 10.00 oraz w godzinach wieczornych, między 16.00 a 21.00. Natomiast dostawy gazu do domów pozostałyby bez zmian.
Kłopoty z energią dotyczą też całej Europy. Szef Międzynarodowej Agencji Energii, Fatih Birol wezwał Europejczyków do oszczędzania energii w tym redukcję ogrzewania, zalecał pracę zdalną czy wolniejszą jazdę samochodem autem – donosiła agencja Reutera. Birol ostrzegł, że Europie grozi niedobór energii zimą, a wówczas Europejczyków czekają bolesne konsekwencje, bo dostawcy energii staną przed koniecznością racjonowania dostaw do konsumentów.
Problem jednak nie obejmuje tylko starego kontynentu. Ma charakter globalny. Ceny gazu ziemnego na rynkach skoczyły, przekładając się na koszty w gospodarstwach domowych. Odczuli to m.in. Australijczycy. Kraj ten jest potęgą w wydobyciu i produkcji węglowodorów i do tej pory mógł pochwalić się najniższymi cenami energii.
Jak wskazywała jedna z najważniejszych azjatyckich agencji prasowych Nikkei, również Japonia kreśli różne scenariusze biorące pod uwagę ograniczenia w dostępie do energii. Te najmniej optymistyczne zakładają, że jesienią i zimą system może nie sprostać potrzebom dostaw energii do 1,1 mln gospodarstw domowych.
Jak szacuje agencja, całkowity niedobór energii elektrycznej może osiągnąć 3,5 mln kWh.
Problem może niebawem dotknąć Polski
Czy problem niedoborów mocy może pojawić się również w Polsce? Zapytaliśmy o to Polskie Sieci Energetyczne, spółkę odpowiadającą m.in. za dostarczanie energii w kraju. Według PSE problem może się pojawić jesienią i zimą.
- Według aktualnych analiz latem nie powinno dojść do zagrożenia bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej w skali kraju z powodów bilansowych. Jesienią i zimą bilans krajowego systemu elektroenergetycznego będzie jednak napięty i mogą pojawić się trudności, okresowo może zaistnieć potrzeba wspierania się importem energii elektrycznej do Polski – poinformowała money.pl Beata Jarosz-Dziekanowska, rzecznik PSE.
Polska ma takie możliwości dzięki umowom międzynarodowym. Energia w razie potrzeby może być przesyłana z Niemiec, Czech i Słowacji, z kierunku północnego - ze Szwecji, jak również ze wschodu, czyli np. Litwy.
– Polskie Sieci Elektroenergetyczne cały czas monitorują pracę Krajowego Systemu Elektroenergetycznego i sytuację na rynku. W razie pojawienia się ryzyka braku możliwości zaspokojenia zapotrzebowania na energię elektryczną, PSE będą wykorzystywać narzędzia dostępne dla operatora systemu przesyłowego – zapewniła Jarosz-Dziekanowska.
Jak wyjaśniał w rozmowie z money.pl dr hab. Mariusz Ruszel, prezes Instytutu Polityki Energetycznej, mamy zabezpieczenia, które mają chronić nas przed koniecznością racjonalizowania energii czy wyłączeń. – Istnieje możliwość zastosowania tzw. instrumentu DSR (Demand Side Response) – czyli reakcji po stronie popytowej. Operator może zaproponować umowę wraz z określonymi warunkami finansowymi w zamian za to, że dany podmiot za obniżenie lub odłożenie w czasie zwiększonego poboru energii elektrycznej – zaznacza.
Druga kwestia, na którą zwraca uwagę ekspert, to pewien margines, który mamy w produkcji.
– Nasze moce wytwórcze energii: elektrociepłownie kogeneracje, czy elektrownie, nigdy nie chodzą na 100 proc. mocy. Zawsze mają rezerwę. I ona może zostać uruchomiona w razie potrzeby. Oczywiście w sytuacji, kiedy mamy remonty czy też różnego rodzaju przeglądy techniczne instalacji wytwórczych, rezerwa mocy może być mniejsza – zaznaczył prof. Ruszel.
Wyłączeń nie będzie
Jak uspokaja prezes Instytutu Polityki Energetycznej, Polacy nie muszą się obawiać wyłączeń wynikających z braków mocy w polskim systemie. Paradoksalnie ratuje nas to, co było do tej pory piętą achillesową, a więc zbyt wolna transformacja energetyczna i wciąż utrzymywany system spalania węgla.
Polsce scenariusz wyłączeń wynikających z braku mocy wytwórczej raczej nie grozi. Paradoksalnie w obecnych warunkach zapóźnienia transformacji działają na korzyść. U nas wciąż około 75 proc. energii wytwarzanej jest z węgla. I to staje się atutem. Większość węgla, który zużywamy w energetyce, to nasz krajowy surowiec. Elektrownie wciąż funkcjonują. Dlatego ryzyko ograniczeń produkcji dla odbiorcy końcowego nie będzie miało miejsca – przekonywał dr hab. Mariusz Ruszel.
Węglowe eldorado
To oczywiście będzie miało swoje konsekwencje środowiskowe. Jak prognozują eksperci, najbliższe lata będą oznaczać większe wykorzystanie węglą w energetyce. Zdaniem szefa Instytutu Polityki Energetycznej, wyjścia specjalnie nie mamy.
– Kiedy odchodzimy od gazu z Rosji, wciąż nie mamy elektrowni jądrowej ani innej możliwej technologii magazynowania energii, musimy zwiększyć wykorzystanie węgla i my to robimy. Cały świat to robi. Już przed Ukrainą w 2021 roku w Japonii zwiększono wykorzystanie węgla. W ubiegłym roku Niemcy również zwiększyły użycie węgla, a co za tym idzie poziom emisji – argumentował ekspert.
Jak zaznaczał Mariusz Ruszel, jedynym krajem, który poradził sobie z problemem, jest Norwegia, która w 98 proc. oparła produkcję o hydroenergetykę, gdzie elektrownie szczytowo-pompowych mogą służyć niemalże jako "magazyny energii". W połączeniu z OZE to się bilansuje.
– Najbliższe lata to będzie węglowe eldorado. Mamy do czynienia ze zmianą architektury bezpieczeństwa w Europie. Wypychanie rosyjskich surowców spowoduje większe zainteresowanie węglem i konkurowanie o inne źródła. Zapotrzebowanie rośnie, co podbije cenę. Skoro energia będzie droższa, to państwa będą szukać źródeł produkcyjnych w już istniejących instalacjach. W warunkach wojny panuje prymat bezpieczeństwa nad ekonomią czy klimatem – konkludował.
Polacy też muszą oszczędzać
Nawet wykorzystanie naszych "mocy węglowych" nie zmienia faktu, że ceny surowca rosną, a z jego dostępnością jest coraz większy problem. Nasze sieci energetyczne są przeciążane i zwłaszcza w okresie wysokiego zapotrzebowania na energię osiągają swoje maksymalne możliwości. Dlatego również polskich konsumentów czeka energetyczne zaciskanie pasa.
– Zawsze zachęcamy do oszczędzania energii elektrycznej, zwłaszcza w tzw. szczycie, czyli w godzinach, w których zapotrzebowanie jest największe. Latem najtrudniejszymi okresami z tego punktu widzenia są poranki oraz godziny szczytu wieczornego. Znajduje to odzwierciedlenie w wysokości cen energii elektrycznej na hurtowym rynku energii – w tych właśnie godzinach są one wyższe w porównaniu do pozostałych godzin doby – zaznaczył rzecznik spółki PSE.
Samoograniczenia wpłyną też na bezpieczeństwo dostaw, ale też ograniczenie kosztów, które w obecnej sytuacji ma znaczenie – zaznaczył rzecznik PSE.
Racjonalne korzystanie przez odbiorców z energii elektrycznej w godzinach rannych oraz wieczornych będzie miało pozytywny wpływ na bilans systemu, poprawiając bezpieczeństwo dostaw energii elektrycznej. Ograniczanie zużycia w okresach szczytów zapotrzebowania pozwoli także na zmniejszenie emisji CO2. W sytuacji bardzo napiętego bilansu pracują bowiem wszystkie dostępne moce wytwórcze, w tym także te najmniej efektywne, generujące najwięcej CO2 i produkujące najdroższą energię – wyjaśniała Beata Jarosz-Dziekanowska.
Jak podkreśla, mechanizmy rynkowe powodują, że to właśnie one będą wyznaczały cenę rozliczeniową energii elektrycznej w danej godzinie.
Przemysław Ciszak, dziennikarz money.pl