"Oh. Mój. Boże" - napisano na oficjalnym profilu Barcelony na Twitterze tuż po ogłoszeniu przenosin Roberta Lewandowskiego do Katalonii. Dwukrotny piłkarz roku wg FIFA to bohater najgłośniejszego transferu tego lata. Lewandowski jest nie tylko najdroższym polskim piłkarzem w historii, ale także najdrożej sprzedanym zawodnikiem Bayernu. Barca zapłaciła za niego 45 mln euro oraz dołoży 5 mln w bonusach uzależnionych od wyników. W Katalonii oczekiwania względem Polaka będą ogromne. A to wiąże się z dużymi pieniędzmi.
Setki milionów dla klubu ze sprzedaży koszulek to mit
Po głośnych transakcjach na rynku transferowym utarło się, że kwota odstępnego i tak nie ma żadnego znaczenia. Bo nawet największy wydatek może się zwrócić ze sprzedanych w klubowym sklepie koszulek. Tak miało być przy okazji przejścia za 100 mln euro Cristiano Ronaldo z Realu Madryt do Juventusu Turyn.
Faktyczny procent, który trafia do klubów ze sprzedaży koszulek, jest znikomy. Najczęściej jest to między 5 a 10 proc. Reszta to zysk producenta – wyjaśnia Akimow.
Największe kluby mogą zyskać maksymalnie 15 proc. Wyjątkiem jest Liverpool, który podpisał umowę z firmą Nike. Angielski klub otrzymuje 20 proc. ze sprzedaży trykotu, ale Nike płaci "The Reds" mniejsze pieniądze każdego roku. Liverpool jest w trakcie pięcioletniej umowy o wartości 150 mln funtów, co daje 30 mln funtów za sezon.
Jak pisał portal goal.com, w sezonie 2020/21, gdy wchodziła umowa, koszt koszulki wynosił 80 funtów. W tej sytuacji do kasy klubowej trafiło 16 funtów z każdej transakcji. Natomiast według danych portalu statista, Liverpool w 2021 r. sprzedał na całym świecie prawie 2,5 mln oryginalnych koszulek meczowych, co daje ok. 40 mln funtów. A to oznacza, że amerykański koncern Nike otrzymał 200 mln funtów. Nawet odejmując wspomniane wcześniej 30 mln funtów, daje to 170 mln zysku dla producenta strojów. Oczywiście należy od tej kwoty odjąć koszty produkcji czy transportu.
Większe stałe kwoty wpadają do kasy Manchesteru United, który przez dekadę otrzyma od firmy Adidas 750 mln funtów. Z kolei Nike przelewa każdego roku do Barcelony od 105 do 155 mln euro w zależności od zawartych w kontrakcie zmiennych.
Nike oferuje Barcelonie wysoki kontrakt roczny, co pozwala klubowi kalkulować przychody. Producent strojów zarabia z nawiązką na samej ich sprzedaży – tłumaczy Akimow.
Zgodnie z danymi hiszpańskiego dziennika "Marca", w ostatnich latach Barcelona zarabiała najwięcej na sprzedaży koszulek Leo Messiego. Szacuje się, że trykoty z nazwiskiem jednego z najwybitniejszych piłkarzy w historii odpowiadały za 80 proc. wszystkich transakcji w sklepie Barcelony. Klub miał rocznie zarabiać na samym Messim 20-30 mln euro. A mówimy o legendzie klubu, jego wychowanku i sportowej ikonie, o której słyszano na całym świecie.
W 2021 r. Barca miała sprzedać 1,34 mln koszulek (dane za statista) i pod tym kątem osiągnęła dużo słabszy wynik od Bayernu Monachium (3,25 mln). Choć i dane sprzedaży w Monachium wydają się być zawyżone o połowę, o czym pisał Łukasz Bączek, specjalista marketingu sportowego, który znalazł się na liście 50 influencerów biznesowo-sportowych branżowego portalu Sportico.
Barcelona od kilku sezonów prezentuje niższą sportową formę, ale nawet w sezonie 2016, gdy zdobywała mistrzostwo Hiszpanii i była na ustach całego świata, sprzedała niecałe 2 mln trykotów. Dla porównania, koszulki Bayernu znalazły 1,5 mln nabywców. W czołówce są też Real Madryt czy Manchester United.
Przykładem klubu, który miałby zarabiać, nawet 40 proc. ze sprzedaży każdego trykotu jest AS Roma. Rzymianie otrzymują jednak tylko 4 mln euro za sezon od dostawcy koszulek firmy New Balance.
Lewandowski jak Messi? To mało realne
Robert Lewandowski jest wielką gwiazdą piłki nożnej i w takiej roli trafił na Spotify Camp Nou. Daleko mu jednak do Messiego.
– Nie da się porównywać kogokolwiek z Argentyńczykiem w kontekście Barcelony. Myślę, że Lewandowski może odpowiadać za 10, może kilkanaście proc. sprzedanych koszulek. Ale naprawdę ciężko w tym momencie to przewidzieć – odpowiada Akimow.
Nowa koszulka Barcelony z nazwiskiem "Lewandowski" w oficjalnym sklepie klubowym kosztuje od 104,99 do 159,99 euro (droższa wersja premium ma naszywkę LaLiga). Jest to od 500 do 750 zł. Zakładając, że koszulki Barcelony znajdą 2 mln nabywców, a "Lewy" będzie odpowiadał za 10 proc. sprzedaży (200 tys. trykotów), to daje w sumie ok. 21 mln euro.
Jeśli Barcelona otrzymywałaby od Nike 10 proc., to przy takich założeniach koszulki Lewandowskiego przyniosą do kasy klubu 2,1 mln euro. Oczywiście, są to jedynie szacunki. Lewandowski nawet nie został oficjalnie zaprezentowany, ale ma to nastąpić 5 sierpnia w Barcelonie. Polak zagrał na razie w sparingach w Stanach Zjednoczonych, gdzie nosił na plecach nr 12. Gdy rozpocznie się sezon, z pewnością będzie to "dziewiątka" – takie numery noszą w hiszpańskiej piłce snajperzy. W dodatku Lewandowski promuje się marką RL9.
Tuż po ogłoszeniu transferu, jak donosił Dominik Piechota z "Kanału Sportowego", w oficjalnym sklepie FCBotiga we wtorek (19 lipca) zabrakło litery "w", którą zaprasowuje się na koszulkę. Przed przyjściem "Lewego" tylko Martin Braithwaite miał literę "w" w nazwisku. A to oznacza, że jest popyt na koszulki Polaka.
Ten błąd udało się jednak szybko naprawić, o czym informował sam klub.
– Nie mamy liter "w". Ponieważ Lewandowski ma dwie litery "w" w swoim nazwisku, to wyczerpaliśmy zapas – mówił w specjalnym nagraniu na Instagramie jeden z pracowników oficjalnego sklepu FC Barcelony.
Zarobki Lewandowskiego w Barcelonie
Lewandowski w Barcelonie ma zarabiać 9 mln euro netto za sezon. To o 5,4 mln euro mniej niż w Monachium. Polak może jednak zyskać dodatkowe miliony na reklamach, czy poszerzając współpracę z klubem. Nie jest wykluczone, że jakiś procent ze sprzedaży koszulek trafi na konto kapitana biało-czerwonych.
– Zakładam, że tak się dzieje. Lewandowski będzie chciał zdywersyfikować zarobki i zwiększyć je z kontraktów reklamowych. Dużą rolę mogą odegrać Stany Zjednoczone, gdzie będzie chciał zakończyć karierę albo działać biznesowo. Barcelona otwiera drzwi do biznesu, różnych osób i kultur. Jego kariera jest świetnie poprowadzona – podkreśla Akimow.
Biznes koszulkowy w Polsce? "Prawie nie istnieje"
Inaczej wygląda sytuacja w polskiej piłce nożnej. Według prezesa Shark Agency, w większości przypadków kluby współpracują z dostawcami sprzętu na zasadzie barteru.
– Klub podpisuje umowę z partnerem technicznym na zasadzie barterowej. Za rok czy dwa może dostać np. 400 tys. zł, ale w dostarczonej odzieży. Z kolei marża w wielu przypadkach jest znikoma, sięgająca kilkunastu złotych, jeśli klub zdecyduje się na wyprzedaż. Jedyną wartością dla klubu jest marketing. Duże światowe marki piłkarskie negocjują bezpośrednio z dostawcami np. Nike czy Adidasem. Polskie kluby w większości przypadków negocjują poprzez pośredników. Wyjątkiem jest np. 4F – wyjaśnia ekspert.
Polska firma 4F, która tworzy razem z Robertem Lewandowskim kolekcję 4F x RL9, dostarcza w tym sezonie ekstraklasy odzież meczową dla Rakowa Częstochowy, Korony Kielce, Stali Mielec i Piasta Gliwice.
Nasz rynek jest znikomy. Niektóre kluby ekstraklasy nie potrafią sprzedać 3-4 tysięcy koszulek, ale to tylko szacunki, bo oficjalnych danych nie ma. Kluby nie chcą się tym chwalić, bo liczby nie są imponujące – zaznacza Akimow.
– Firma 4F jest elastyczna i tworzy różne wzory specjalnie pod klienta. Gwarantuje też szybki czas realizacji w przeciwieństwie do największych marek na rynku. Firma Nike wypuściła koszulki dla Zagłębia Lubin i Warty Poznań. Doszło do kuriozalnej sytuacji. Te koszulki są praktycznie identyczne – dodaje.
Wyjątkiem wśród klubów jest grająca w Fortuna 1. Lidze Arka Gdynia. Żółto-niebiescy poinformowali, że w oficjalnym sklepie klubowym sprzedano w ubiegłym sezonie 2243 koszulki.
A koszulki do tanich też nie należą. W rozgrywkach 2022/23 personalizowana koszulka meczowa gdynian kosztuje 279 zł. Trykot Legii Warszawa kosztuje prawie 300 zł, podobnie jest w Lechu Poznań. Z kolei fani Śląska Wrocław muszą wydać 229 zł.