Polacy rzucili się na skarbowe obligacje oszczędnościowe, czyli dłużne papiery wartościowe. W czerwcu tego roku padła rekordowa sprzedaż na kwotę przekraczającą 14 mld zł. Na co dokładnie? Więcej na ten temat można przeczytać TUTAJ. W porównaniu do wcześniejszego miesiąca wzrost jest skokowy - w maju Kowalscy kupili obligacji za blisko 2,4 mld zł.
Zadowolenia z takiego wyniku nie kryje resort finansów, który odpowiada za emisję papierów wartościowych oraz budżet. - Spodziewałem się, że nowe obligacje będą cieszyły się zainteresowaniem oszczędzających, chociaż wysokość sprzedaży przerosła nasze oczekiwania. Tak wysoka wartość inwestycji Polaków to dowód na siłę marki - jakimi są Obligacje Skarbowe - mówi Sebastian Skuza, sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów, cytowany w oficjalnym komunikacie.
Lipiec zapowiada się również obficie pod względem popytu na papiery antyinflacyjne, bo ministerstwo podniosło ich oprocentowanie. Impuls do tego dała mu kolejna podwyżka stóp procentowych przez bank centralny oraz rosnąca inflacja.
Rekordowo wysoka sprzedaż obligacji detalicznych nie zaskakuje Piotra Kuczyńskiego, analityka rynków finansowych Domu Inwestycyjnego Xelion. - Ludzie w ten sposób mogą ochronić część swoich oszczędności przed inflacją, które je zjada - wyjaśnia w rozmowie z money.pl.
Dodaje, że rekordowe 14 mld zł to wcale nie jest tak dużo. - Zadłużenie całego naszego kraju wynosi ok. 1,5 bln zł. To ok. 54 proc. PKB naszego kraju. Pytanie: to dużo czy mało? Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeśli odniesiemy ten wynik do zadłużenia Unii Europejskiej (średnio przekracza 100 proc. PKB), to jest to bardzo niewiele - analizuje ekspert.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Idźmy dalej. - We Włoszech zadłużenie sięga ponad 160 proc. PKB, w Japonii - 270 proc. PKB, w Stanach Zjednoczonych - 138 proc. PKB. W porównaniu do tych gospodarek zadłużenie naszego kraju na razie nie jest groźne - kontynuuje Kuczyński.
Uważa, że porównanie naszej gospodarki do greckiej, która zadłużyła się do tego stopnia, że potrzebowała koła ratunkowego, na tym etapie jest zbyt daleko idące. Żeby zrozumieć kontekst, warto wyjaśnić, jak zaczynała Grecja. - Otóż w 1975 r. zadłużenie tego kraju sięgało 25 proc. PKB. W kolejnych latach dwie partie się ścigały ze sobą na prezenty dla ludności i ćwierć wieku później zadłużenie urosło do 100 proc. PKB - wspomina nasz rozmówca.
Uspokaja, że obecnie Polsce jeszcze nie grozi scenariusz grecki. - W tym i kolejnym roku jesteśmy bezpieczni - ocenia sytuację analityk rynków finansowych.
Karolina Wysota, dziennikarka money.pl