W poniedziałek na ranem szef Rady Europejskiej Charles Michel przedstawił unijnym przywódcom nową propozycję dotyczącą funduszu odbudowy i zawiesił posiedzenie do godz. 16 – informuje PAP.
"Odnoszę wrażenie, że po trudnych negocjacjach i licznych kompromisach zmierzamy do porozumienia. Obywatele i przedsiębiorcy oczekują mocnego przesłania, dlatego jako mężowie stanu musimy wykazać się wyjątkową dojrzałością i odpowiedzialnością" - napisał na Twitterze premier Chorwacji Andrej Plenkovic.
Kilka krajów – określanych mianem "oszczędnych" lub wręcz "skąpych", sprzeciwiły się kształtowi zaproponowanej pomocy. Austria, Holandia, Szwecja, Dania oraz Finlandia, sprzeciwiły się propozycji KE, aby 500 mld euro w funduszu było przeznaczonych na granty.
W niedzielę kraje te odrzuciły kompromis, który zakładał, że w funduszu na odbudowę gospodarki będzie o 100 mld euro w grantach mniej niż chciała tego KE. Domagali się cięcia grantów do 350 mld euro, ale pozostałe kraje opowiadały się za kwotą 400 mld euro. Tyle, w ramach kompromisu, zaproponował Charles Michel.
Bardzo trudny weekend bez przełomu
Oby tak rzeczywiście było. Jeszcze kilka godzin temu media informowały, że niewykluczone, że szczyt zakończy się fiaskiem. Trzy dni negocjacji nie przyniosły skutków.
Zresztą nie tylko rozmowy o pieniądzach mogły sprawić, że negocjacje staną w miejscu.
- Nie możemy się zgodzić na propozycję bardzo ogólnej klauzuli dotyczącej praworządności – mówił jeszcze w niedzielę premier Morawiecki. Jak przekonywał, rozwiązanie to stałoby się "narzędziem w rękach silniejszych państw, które mogą w każdym momencie zacząć szantażować inne państwa".
Viktor Orban wprost groził blokadą szczytu, jeśli takie rozwiązanie miałoby być forsowane. Nie jest tajemnicą, że to właśnie Polska i Węgry mają największy problem z praworządnością.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl