Ostatnie doniesienia z unijnego szczytu nie są optymistyczne. Przywódcy UE skończyli obrady przed 2 rano w nocy z soboty na niedzielę. Sama godzina nie jest jakoś szczególnie istotna – poprzednie szczyty, na których dyskutowano o budżecie, potrafiły trwać po kilkadziesiąt godzin bez przerwy. Obecnie przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel pozwolił przywódcom i ich świtom na odpoczynek – obrady zostaną wznowione w niedzielę w południe.
Ale nie wiadomo, czy ta formuła się sprawdzi. W poprzednim modelu negocjacji stanowiska przywódców miękły wraz z upływem czasu, obecnie mają czas nie tylko na odpoczynek, ale i ponowne utwardzenie swoich postaw. A presja na przykład na premiera Morawieckiego jest ogromna – przypomina Katarzyna Szymańska-Borginon, brukselska korespondentka radia RMF.
Linie podziałów
Przywódcy UE mają problemy z porozumieniem w kilku sprawach. Ciągle nie ma kompromisowego rozwiązania dotyczącego powiązania funduszy z praworządnością. Ten temat powróci w niedzielę. Ale nie on jest największą trudnością w negocjacjach – stanowi ją sposób podziału budżetu.
- Mimo dwóch dni rozmów na szczycie UE między państwami są bardzo duże rozbieżności w sprawie alokacji środków, zarządzania funduszem odbudowy oraz tego, ile ma w nim być dotacji, a ile kredytów - powiedział w niedzielę w Brukseli premier Mateusz Morawiecki.
Jednym z głównych punktów spornych jest mechanizm zarządzania zapewniający, że kraje spełniają wymagania dotyczące otrzymywania pieniędzy z funduszu odbudowy gospodarek po koronawirusie. W dużym skrócie wygląda to tak: kraje południa i wschodu (np. Włochy, Hiszpania czy Polska) chcą, by ten budżet był jak największy.
Istnieje jednak grupa krajów oszczędnych, które wolą raczej pożyczać, niż dawać i raczej mniej, niż więcej. Na dodatek domagają się gwarancji, że pieniądze zostaną dobrze spożytkowane, a nie "przejedzone" – co Włochom i Hiszpanom ciężko przełknąć.
Sobota zakończyła się propozycją Michela, by podstawowy siedmioletni budżet UE pozostał na proponowanym poziomie 1,074 bln euro. Wielkość funduszu naprawczego pozostałaby na poziomie 750 mld euro, ale poziom dofinansowania został zmniejszony do 450 mld euro z 500 mld euro. To jednak najwyraźniej nie wystarczyło krajom oszczędnym.
"Nastąpił ruch we właściwym kierunku, ale jutro jest jeszcze długa droga" - napisał na Twitterze kanclerz Austrii Sebastian Kurz o godzinie 1:41 rano. Z kolei prezydent Macron stanowczo opierał się żądaniom wprowadzenie oszczędności i propozycji, aby zmniejszyć część pakietu przeznaczonego na dotacje poniżej 400 miliardów euro.
Michel, chcąc wypracować kompromis, zaproponował w sobotę tzw. "superawaryjny hamulec”, za pomocą którego każdy kraj mógłby spowolnić wypłatę środków na odbudowę. Tu z kolei protestował premier Holandii, Mark Rutte, uznając ten pomysł za zbyt mało skuteczny.
Macron, Merkel i włoski premier Giuseppe Conte spotkają się z Michelem o 9:30 w niedzielę, zanim wszyscy przywódcy zejdą się ponownie. Być może na tym mniej formalnym spotkaniu da się osiągnąć jakiś przełom.
Sądny dzień dla Morawieckiego
Wtedy jednak nadejdzie kiepski czas dla premiera Morawieckiego i dyskusja na temat powiązania wypłaty środków z przestrzeganiem reguły praworządności. Znamienne, że przeciw zasadzie "fundusze za praworządność" wypowiadała się tylko Polska i Węgry. Spora grupa państw domaga się zaostrzenia kursu wobec krajów mających problem z regułą praworządności.
Szczyt UE. Zapadną ważne decyzje ws. pieniędzy
Z kolei węgierski premier Viktor Orban bez ceregieli grozi zawetowaniem szczytu, jeśli reguła nie zostanie zignorowana.
Kolejnym twardym orzechem do zgryzienia dla Morawieckiego będzie kwestia neutralności klimatycznej. To sytuacja, w której dana gospodarka emituje tyle samo dwutlenku węgla oraz innych gazów cieplarnianych, ile jest w stanie samodzielnie pochłonąć. Polska jest jedynym krajem, który nie zadeklarował jej osiągnięcia do 2050 roku.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie