Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Zostałem poproszony o opinię na temat sprawy zakupu akcji PKP Cargo przez pełniącego obowiązki jej prezesa dr. Marcina Wojewódkę. Jak wiemy, prezes kupował kilka razy akcje spółki tuż przed informacjami, które mogły (i to zrobiły) podnieść cenę jej akcji. Rzeczywiście portfel prezesa wzbogacił się na tych transakcjach o ponad 16 tysięcy złotych, ale to jest tak zwany "papierowy zysk", bo przecież prezes akcji nie sprzedał.
Nie jestem prawnikiem i z góry proszę prawników o wybaczenie tego, że wkraczam na ich boisko. Proszę również o korektę w stosunku do moich tez. Prawdę mówiąc, podjąłem się analizy tego przypadku dzięki wpisowi, który w serwisie X umieściła Paulina Matysiak, posłanka partii Razem. Nawiasem mówiąc, podziwiam wszechstronność posłanki - popiera strefę 30 km/h (jak sama mówi, nie ma prawa jazdy), jest gorącą zwolenniczką CPK, a teraz wkracza na pole obrotu akcjami, czyli na rynki finansowe.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Posłanka nawiązywała do artykułu Onetu dotyczącego sprawy działań pana Wojewódki i zakończyła swój post takimi słowami: "Jak myślicie? Czy zarządzający PKP Cargo posługiwał się w celu zakupu akcji, informacjami, do których miał dostęp jako p.o. prezesa spółki? Tylko poważne odpowiedzi proszę".
Skoro posłanka prosi o poważne odpowiedzi, to ja jej spróbuję coś na ten temat napisać. I z góry zastrzegam: nie będzie to jednoznaczna ocena.
Po pierwsze, dla mnie jest różnica między sprzedaniem akcji tuż przed ważną informacją, która doprowadza do ich przeceny, a kupnem ich przed informacją powodującą zwyżkę ceny. Szczególnie, jeśli potem tych akcji się nie sprzedaje. Dlaczego dla mnie (nie dla prawników) jest to różnica? W pierwszym przypadku sprzedający akcje zyskuje na ich sprzedaży realne pieniądze. W drugim zysk jest papierowy i może zniknąć w przyszłości, jeśli akcje zaczną tanieć.
Wystarczy przypomnieć sobie raport Hindenburg Research (HR), która to firma otworzyła krótkie pozycje na akcjach LPP, a potem opublikowała analizę, która doprowadziła do blisko 40-proc. przeceny akcji. Chwilowej przeceny. Ciekaw jestem, jak się czują zarządzający funduszami, którzy wtedy sprzedawali. No i oczywiście ciekaw jestem, czy HR zdążyła na swoich krótkich pozycjach zarobić.
Marcin Wojewódka kupił akcje PKP Cargo i ich nie sprzedawał. Twierdzi, że po prostu wierzy w spółkę i jego działanie inwestycyjne to potwierdza. Jest więc od strony etycznej w zdecydowanie lepszej sytuacji. Sam przekonuje, że jego działanie było zgodne z Market Abuse Regulation (MAR) - rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady Europejskiej w sprawie nadużyć na rynku. Jest prawnikiem, więc najpewniej wie, co mówi i może nawet ma rację. Ja mam pewne wątpliwości.
Przede wszystkim obrońcy prezesa mówią, że przecież nie kupował w okresie zamkniętym, kiedy to członkowie władz spółki nie mogą robić żadnych transakcji. Tak, obrońcy mają rację. Zgodnie z prawem osoby pełniąca obowiązki zarządcze w spółce (tj. członkowie rady nadzorczej oraz zarządu) nie mogą dokonywać żadnych transakcji przez okres zamknięty 30 dni kalendarzowych przed ogłoszeniem raportu okresowego. I te ostatnie słowa są najważniejsze.
Na swoich stronach Komisja Nadzoru Finansowego (KNF), która bada transakcje prezesa, odpowiada na pytanie o definicję okresów zamkniętych, pisząc, że "rozporządzenie MAR przewiduje okresy zamknięte wyłącznie w stosunku do raportów okresowych". Jeśli ograniczymy się tylko do tego fragmentu, to można powiedzieć, że prezes jest w 100 proc. kryty.
Jednak jest też inne podejście do tej sprawy. Chodzi o wykorzystywanie informacji poufnej. Rozporządzenie MAR przewiduje obowiązek niezwłocznej publikacji przez emitenta informacji poufnej i zakazuje dzielenia się tą informacją przed publikacją oraz wykorzystywania takiej informacji do przeprowadzania transakcji aktywami spółki, na które może ona wpłynąć. I to ograniczenie dotyczy wszystkich, nie tylko członków władz spółki.
Taka informacja musi być tak dokładna, żeby można było wyciągnąć wnioski co do jej wpływu na cenę instrumentów finansowych, a poza tym w przypadku podania do wiadomości publicznej racjonalnie działający inwestor prawdopodobnie wziąłby ją pod uwagę w podejmowaniu swoich decyzji inwestycyjnych. Jak widać, są to warunki bardzo względne. Jeden powie, że informacje z PKP Cargo powinny mocno wpłynąć (pozytywnie) na cenę akcji, a drugi powie, że nie. Jest to jakaś obrona, ale dość słaba.
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja czasu podejmowania decyzji o kupnie akcji. Wszystko byłoby zgodne z prawem, gdyby prezes, podejmując decyzje, nie wiedział, o czym spółka za chwilę poinformuje. To jest jednak mało prawdopodobne, chociaż nie niemożliwe. Można sobie bowiem wyobrazić, że prezes kupuje akcje, potem na zarządzie stawia wniosek o redukcję załogi, który to wniosek przechodzi. Wtedy, jak mi się wydaje, prezes też byłby czysty.
Podsumowując, sprawa jest dyskusyjna, ale od strony etycznej nie wygląda na taką, którą należy potępić bez przeanalizowania procedury towarzyszącej podejmowaniu decyzji i kupnie akcji. Akcja na portalu X powinna jednak dać do myślenia członkom władz spółek: unikajcie kontrowersyjnych decyzji inwestycyjnych w stosunku do aktywów swoich firm.
Autorem jest Piotr Kuczyński, główny analityk domu inwestycyjnego Xelion.