Rosja już 27 lutego, czyli tuż po zaatakowaniu Ukrainy, postawiła w "stan gotowości" swoje siły odstraszające, w skład których wchodzi arsenał nuklearny. Jak pisze "New York Times", momentalnie w stan gotowości został wtedy postawiony amerykański sprzęt nadzorczo-inwigilacyjny.
Jak satelity analizują rosyjski arsenał nuklearny
Setki satelitów, zarówno prywatnych, jak i należących do USA, rozpoczęły wtedy śledzenie aktywności bombowców, wyrzutni rakiet, łodzi podwodnych oraz bunkrów, w których przetrzymywane są głowice nuklearne.
Według analityków, cytowanych przez "NYT", nie zaobserwowano do tej pory aktywności, która mogłaby budzić niepokój. Podkreślają oni, że nie ma znaków, by Rosja szykowała się do użycia broni nuklearnej. Przypomnijmy, że kraj ten określił niedawno warunki, które muszą zostać spełnione do użycia arsenału jądrowego.
Według Hansa M. Kristensena - dyrektora Nuclear Information Project, prywatnej organizacji zajmującej się badaniami nad tą tematyką - jednym z objawów szykowania się przez Rosję do ataku nuklearnego byłoby rozproszenie bombowców, zdolnych do przenoszenia głowic. Robi się tak, by zmniejszyć ich podatność na wrogie ataki. Kristensen twierdzi, że obecnie nie jest to zauważalne. Eksperci zaznaczają jednak, że wciąż trzeba uważnie monitorować aktywność Rosjan w zakresie broni nuklearnej.
"NYT" przypomina, że w 1962 r., gdy wybuchł kryzys kubański, amerykańskie satelity nie wykryły przesunięcia głowic i rakiet nuklearnych na Kubę. Od tamtej pory jednak możliwości USA w zakresie nadzorowania takich ruchów znacznie wzrosły. Dzisiaj, jak opisuje magazyn, setki satelitów - państwowych i prywatnych - nieustannie analizują informacje o sytuacji na świecie: stanie upraw, rozwoju miast, a także ruchach arsenału nuklearnego.
Amerykańskie firmy pomagają w obserwacjach
W nadzorowaniu ruchów takiego arsenału pomagają amerykańskie firmy, jak chociażby Maxar, Capella Space czy Planet Labs, które dokonują m.in. analiz setek zdjęć satelitarnych. Planet Labs, jak twierdzi "NYT", posiada konstelację ponad 200 satelitów robiących zdjęcia i specjalizujących się w obserwowaniu obiektów wojskowych.
Prywatne satelity używane są do analizy rosyjskiej armii od lat, ujawniając zarówno np. prace konserwacyjne, jak i ćwiczenia czy rutynowe działania. Znając takie podstawowe zachowania, analitycy są potem w stanie wychwycić z ruchów wojsk przygotowania do wojen.
"Śledzisz tego typu rzeczy i zaczynasz rozumieć, czym tam jest normalność. Gdy widzisz odstępstwo od normy, musisz zadać pytanie, czy coś jest na rzeczy" - mówi w "NYT" Mark M. Lowenthal, były wicedyrektor CIA ds. analiz.
Co wskazuje, że ktoś chce uruchomić arsenał nuklearny?
Innym sygnałem, że "coś jest nie tak", mogą być ruchy rosyjskich łodzi podwodnych. Zwykle niemal połowa takich maszyn, wyposażonych w rakiety dalekiego zasięgu, wyrusza na rutynowe patrole, podczas gdy pozostałe jednostki zostają w portach. Dopiero więc całkowite opustoszenie portów byłoby niepokojącym sygnałem dla analityków.
Jak podkreśla "NYT", na tej kanwie może dojść do tworzenia się fałszywych informacji. Tak stało się wkrótce po rozpoczęciu wojny, gdy popularny na Twitterze profil, komentujący zdjęcia satelitarne, wskazał, że dwie rosyjskie łodzie podwodne opuszczają port. Tymczasem analitycy szybko przypomnieli, że ruch łodzi to był element standardowych, zaplanowanych ćwiczeń.
Analitycy z prywatnych podmiotów obserwują m.in. bazę łodzi podwodnych w Gadżyjewie w Rosji, bazę wojskową w syberyjskiej dziczy, gdzie znajdują się mobilne wyrzutnie rakiet dalekiego zasięgu czy magazyn rakiet w Saratowie.
Eksperci, jak podkreśla "NYT", są zgodni: coraz więcej jest dowodów, iż "stan gotowości" rosyjskiego arsenału nuklearnego nie oznacza szykowania się do ich aktywnego użycia. Zaznaczają jednak, że nie wiedzą oni, co dzieje się w środku - bunkrach, bazach wojskowych, a więc nie mają pełnej wiedzy o planach Rosji.
Jak wskazuje zaś Mark Lowenthal, to właśnie aspekt osobowościowy, w przypadku eskalacji konfliktów z Rosją, może być niepokojący. Analitycy bowiem obserwują tylko to, co może być odstępstwem od normy w ruchach wojsk, ale prawdziwe obawy mogłoby raczej budzić to, co "dzieje się w środku".