- Były inne lokalne protesty, ale żaden z nich nie zmobilizował tylu ludzi w tylu różnych miejscach w jednej wspólnej sprawie, ani nie był tak konkretnie wymierzony w centralne władze Chin – podkreśla analityk. W 1989 roku chińskie wojsko krwawo stłumiło protesty na placu Tiananmen w Pekinie.
Zatrzymać "prowodyrów" i oskarżyć "obce siły"
W weekend do demonstracji przeciwko polityce "zero covid", surowym restrykcjom i lockdownom dochodziło w Pekinie, Szanghaju, Wuhanie, Chengdu i innych chińskich miastach. W Szanghaju zebrało się około tysiąca osób, które skandowały m.in. hasła "Chcemy wolności!" i "Komunistyczna Partio Chin, ustąp!" - wynika z nagrań zamieszczanych w mediach społecznościowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Chińskie władze centralne bez końca przygotowują się na takie sytuacje i mają olbrzymie zdolności represji, by poradzić sobie z protestami. W tym sensie nie ma dla nich żadnego bezpośredniego zagrożenia – ocenia Small.
Jego zdaniem fakt, że tak wiele osób podjęło ryzyko, zawstydza jednak przywódcę kraju Xi Jinpinga i świadczy o pęknięciu na wizerunku "wydawałoby się wszechpotężnego państwa". - Wydaje się, że to zaskoczyło partię i nie było wyraźnych wytycznych w pierwszych 24 godzinach (protestów) – zaznacza ekspert.
- Ale (władze) mają środki, by się z tym uporać, zakładając, że nie obiorą metod, które dodatkowo pogorszą problem (…) Zdecydowanie mogą być w stanie zgnieść tę pierwszą falę protestów – uważa ekspert.
Według niego w reakcji na protesty władze mogą nieco złagodzić politykę "zero covid", ale nie zaryzykują pełnego otwarcia, ponieważ w kraju wciąż jest zbyt wiele niezaszczepionych osób starszych. - Jest też jasne, że Xi Jinping lubi kontrolę nad społeczeństwem, jaką ta polityka reprezentuje – zaznacza Small.
Analityk GMF podkreśla, że miejsca, w których dochodziło do protestów, zostały już obstawione przez policję. Jego zdaniem w dalszej kolejności władze będą aresztowały i przetrzymywały "prowodyrów" i oskarżały "obce siły" o podżeganie do demonstracji.
W dniach protestów propagandowy chiński dziennik "Global Times" zarzucał zachodnim mediom, że oczerniają obraną przez Chiny metodę walki z pandemią. Podczas demonstracji w Szanghaju policja zatrzymała na kilka godzin relacjonującego ją korespondenta BBC. Według tej brytyjskiej stacji podczas zatrzymania był on bity i kopany.
Chińskie władze mogą stłumić falę protestów i nic w podejściu Xi Jinpinga nie wskazuje, by miało to być traktowane jako cokolwiek innego niż dowód, że partia słusznie zachowuje czujność, chińskiemu społeczeństwu i młodzieży brakuje dyscypliny, i trzeba zastosować surowsze środki – ocenia Small.
Protesty i problemy gospodarcze. Zła wiadomość dla świata
Protesty wybuchły w reakcji na pożar w borykającym się od ponad trzech miesięcy z lockdownami mieście Urumczi, stolicy regionu Sinciang na północnym zachodzie Chin. Zginęło co najmniej 10 osób, a władze cenzurowały w sieci pytania, czy restrykcje utrudniły ewakuację i gaszenie ognia.
Chińskie władze obstają przy polityce "zero Covid" i dążą do całkowitej eliminacji koronawirusa. Lockdowny, przymusowe testy i ograniczenia podróży uderzają w gospodarkę i irytują mieszkańców, ale według władz zapobiegają milionom potencjalnych infekcji i zgonów.
W tle obecnych protestów jest też pogarszająca się sytuacja gospodarcza Chin, które muszą sprostać załamaniu chińskiego rynku nieruchomości i ogólnemu pogorszeniu koniunktury na świecie. Jedną z przyczyn tych problemów jest zresztą pandemia, która zaczęła się w Chinach.
Wkrótce możemy spodziewać się kolejnych problemów z przerwanymi łańcuchami dostaw i w ich efekcie dalszego nasilenia presji na wzrost cen w Europie czy USA. W skrajnym przypadku może zacząć brakować na półkach towarów z Chin. Równocześnie ze względu na zamrożenie chińskiego popytu wzrasta ryzyko globalnej recesji.