5 tys. zł bezzwrotnej pożyczki, 6 tys. zł w trzy miesiące świadczenia postojowego oraz kolejne 4 tys. zł w ramach zwolnienia ze składek ZUS. To sytuacja osób będących na samozatrudnieniu. I to także tych, którzy wciąż normalnie pracują i widmo utraty pracy wcale nie zajrzało im w oczy. Wystarczą trzy wnioski, składane w dwóch miejscach.
Zainteresowanie pożyczką jest tak duże, że... Urząd Pracy z Białegostoku zawiesił czasowo możliwość składania wniosków.
Inaczej wygląda sytuacja etatowców. Tarcza, która chroni ich pracodawców, musi być też ich tarczą. Innej nie mają, środków do ręki nie dostaną. Ani pracując, ani po zwolnieniu. Część dostanie zasiłek dla bezrobotnych, większość nie dostanie nic.
- Między sytuacją samozatrudnionych a sytuacją osób zatrudnionych w ramach etatu, które tracą pracę, jest przepaść. Nie jestem w stanie tego określić inaczej niż niesprawiedliwość - mówi money.pl prof. Ryszard Szarfenberg z Uniwersytetu Warszawskiego. I jak dodaje, poczucie nierównego traktowania będzie zwłaszcza w firmach, które jednocześnie zatrudniają na etat i w ramach B2B na identycznych stanowiskach. Warto podkreślić, że pomoc wędruje nie tylko do przedsiębiorców, którzy zatrudniają i mają problemy. Wędruje też do samozatrudnionych, którzy najmniejszych problemów nie mają - nie zanotowali ani spadku przychodów, ani współpraca z nimi nie została zerwana.
Zobacz także: Ceny żywności w górę. Kołodziejczak: pośrednicy windują ceny
Prof. Szarfenberg wylicza, że różnica warta jest kilkanaście tysięcy złotych. To suma wszystkich ulg i pieniędzy, na które może liczyć samozatrudniony i… zero (w większości przypadków), na które może liczyć etatowiec, gdy już pracę straci. Gdy ją ma, może mieć obniżony wymiar pracy i wynagrodzenie. Zwrotu za to nie będzie.
- Polski rynek pracy to prawdziwy miszmasz. Rząd przelewa środki również do tych przedsiębiorców, którzy wybrali samozatrudnienie, bo wypada korzystniej finansowo niż etat. Nie ma za to żadnej tarczy dla tych, którzy zaraz trafią na bezrobocie. Nie możemy zamykać oczu i udawać, że nikt nie straci pracy - dodaje prof. Ryszard Szarfenberg.
- Podejście rządu do kwestii ochrony miejsc pracy jest w wielu miejscach po prostu niezrozumiałe. Z jednej strony uruchamia ogromne środki, które trafiają do osób, które nie mają najmniejszych problemów finansowych. Z drugiej strony w sferze rządowej pojawiają się pomysły osłabiania ochrony osób zatrudnionych na etatach. To nielogiczne - mówi prof. Monika Gładoch, ekspert rynku pracy.
Walka z… górnikami
Przykład? Nie trzeba daleko szukać, bo szereg propozycji przyniósł ten tydzień. Jak informowaliśmy w money.pl, we wstępnych projektach rządowej tarczy 3.0 znalazły się zapisy dotyczące np. łatwiejszego wypowiadania umów. Ostatecznie zostały błyskawicznie wycofane - w kilka godzin po pierwszych medialnych publikacjach.
Jak wynika z informacji money.pl, postulat jednostronnych obniżek pensji o 10 proc. w kręgach rządowych pojawił się w wyniku sporu… z górnikami. Zarząd Polskiej Grupy Górniczej proponuje obniżenie wymiaru pracy w kopalniach o 20 proc., a co za tym idzie, obniżenie górniczych pensji od maja do lipca. Na to jednak nie chcą przystać związki zawodowe.
Rozmowy nie pomogły. I właśnie dlatego w rządzie zrodził się wspomniany pomysł, który został rozciągnięty na wszystkie sektory. Upadł.
Samozatrudniony może skorzystać
Jak wylicza prof. Szarfenberg, w tej chwili dla etatowców nie ma żadnych bezpośrednich propozycji. Ich zyskiem jest to, jak ich pracodawca skorzysta z tarczy. Bo to dla pracodawcy przewidziane są dopłaty do pensji, zwolnienia ze składek ZUS (nie mają wpływu na wypłacaną pensję), dodatkowe ulgi. Sytuacja dramatycznie się zmienia, gdy etatowiec pracę straci. Tarcza się kończy.
Zdecydowanie inaczej wygląda sytuacja samozatrudnionych. W sumie ich tarcza warta jest blisko 15 tys. zł.
Podstawowe rozwiązanie to zwolnienie z konieczności opłacania składek ZUS - na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. W tej chwili z tej opcji mogą skorzystać przedsiębiorcy, których miesięczny przychód (w pierwszym miesiącu zwolnienia) nie przekroczył progu 15 tys. 681 zł. Takie firmy mogą skorzystać ze zwolnienia na trzy miesiące - w sumie zysk wynosi 4,2 tys. zł.
Zgodnie z założeniami zmian w tarczy antykryzysowej, zwolnienie z ZUS obejmie również tych przedsiębiorców, którzy przekraczają próg przychodowy, ale mieszczą się w limicie 7 tys. zł dochodu.
Samozatrudnieni mogą też skorzystać z innej formy pomocy - żadna z nich się wzajemnie nie wyklucza. Osoby prowadzące jednoosobową działalność gospodarczą, a także zatrudnione w ramach umowy cywilnoprawnej, mogą otrzymywać przez 3 miesiące świadczenie postojowe w wysokości 2 tys. złotych. A do tego jest trzeci forma pomocy - bezzwrotna pożyczka 5 tys. zł. Wystarczy utrzymać działalność przez trzy miesiące i już można ubiegać się o umorzenie.
Nadużywana pożyczka
- To, co się dzieje z pieniędzmi przeznaczonymi na pożyczkę, to jest absolutny skandal. Wiele osób nie ma najmniejszego problemu ze składaniem tych wniosków, choć ich sytuacja jest daleka od dramatycznej. Niejeden uważa, że skoro dają, to trzeba brać. Dla mnie to nieetyczne, ale… ktoś takie przepisy wymyślił - mówi money.pl prof. Monika Gładoch. I nie jest tajemnicą, że wnioski o pożyczkę wysyłają m.in. prawnicy czy informatycy. Wciąż pracujący, wciąż ze świetnymi zarobkami.
Jak zaznaczają eksperci, dziś rząd nie powinien się skupiać na odbieraniu samozatrudnionym środków, a tarczą szerzej objąć też tych, którzy pracę stracili. - Propozycji jest mnóstwo. Jedną z nich jest np. świadczenie kryzysowe, które trafi do tych, którzy nie łapią się na zasiłek dla bezrobotnych, a zostali bez pieniędzy na życie - mówi prof. Ryszard Szarfenberg.
I jak zwraca uwagę dr Aleksander Łaszek, największym problemem jest właśnie łatwość w otrzymaniu 5 tys. zł bezzwrotnej pożyczki. - Ci, których sytuacja się pogorszyła, powinni mieć faktycznie umarzaną pożyczkę. Ci, których sytuacja w ogóle się nie zmieniła, powinni po prostu normalnie spłacać niskooprocentowany kredyt - mówi.
Obejrzyj i dowiedz się, jak chronić się przed koronawirusem: