– Z naszych badań wynika, że tarcze antykryzysowe uratowały w Polsce ok. 3 proc. wzrostu PKB – powiedział w "Rzeczpospolitej" Leszek Kąsek, starszy ekonomista ING Banku Śląskiego. – To znaczy: gdyby tych ogromnych programów pomocowych, szacowanych na 6–7 proc. PKB, nie było, recesja w Polsce w 2020 r. sięgnęłaby ok. 6 proc. – dodaje. Tymczasem, jak prognozuje Komisja Europejska, nasza gospodarka w 2020 r. skurczy się o 3,6 proc.
Ale nic z darmo. Pieniądze przeniesione z jednej szuflady powodują, że w drugiej jest za mało środków. Tak duża skala pomocy kosztowała nas skokowy wzrost zadłużenia państwa, a deficyt sięgnie w 2020 r. rekordowych 8,8 proc. PKB.
W rezultacie w przyszłym roku Polska znajdzie się w gronie krajów UE o największym deficycie w sektorze finansów publicznych, lecz z drugiej strony doświadczymy jednej z najniższych recesji.
"Rz" próbuje więc odpowiedzieć na pytanie: czy wielkość pomocy publicznej w kryzysie przesądzała o skali załamania gospodarki w Polsce i innych krajach UE?
Okazuje się, że nie ma tu prostego przełożenia. W Wielkiej Brytanii deficyt sektora finansów publicznych w 2020 r. sięgnie nawet 13,4 proc. PKB, a gospodarka i tak skurczy się o ponad 10 proc. Podobnie w Hiszpanii – gdzie deficyt poszybował do 12,2 proc. PKB, a gospodarka spadnie o ponad 12 proc. Odwrotnie jest za to w Danii czy Szwecji, gdzie i dziura w publicznej kasie, i recesja mają należeć do najmniejszych w Unii.