Jak pisaliśmy już w money.pl, prezes Prawa i Sprawiedliwości ustanowił pełnomocnika, więc na jego osobistą obecność w sądzie nie ma co liczyć. Tymczasem pełnomocnikiem Austriaka jest Roman Giertych, który zresztą był wicepremierem w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Giertych podgrzewał atmosferę na Twitterze od kilku dni. "Mądrze, że ustanowił Pan pełnomocnika, który będzie pana reprezentował w sporze z Birgfellnerem. Jest szansa na szybkie zamknięcie sprawy i zwrot 50 tysięcy złotych" - napisał w ubiegłym tygodniu.
Zapytaliśmy mecenasa Giertycha o przewidywania przed wtorkową rozprawą. Raczej nie spodziewał się, by sprawę udało się zamknąć na pierwszej rozprawie i by doszło do ugody. - Dla Jarosława Kaczyńskiego lepiej, gdyby doszło do ugody. Czas jest wybitnie niekorzystny dla prezesa PiS, bo przecież jesteśmy w przededniu wyborów - mówił Roman Giertych. Austriak był gotów zrezygnować z odsetek.
Przypuszczenia Giertycha się potwierdziły. W sądzie nie stawił się ani prezes PiS, ani jego pełnomocnik. Nie doszło także do ugody. - Teraz jest decyzja naszego mocodawcy, czy skierować sprawę przed sąd polski, czy austriacki - powiedział mecenas Giertych po wyjściu z sali rozpraw.
- Chcieliśmy zrobić gest wobec Jarosława Kaczyńskiego i zrezygnować z odsetek. Nie doszło dzisiaj do ugody w tej sprawie - powiedział. - Co do dalszego postępowania, także karnego. Oczekujemy, że prokuratura zdecyduje o podjęciu, bądź odmowie wszczęcia postępowania karnego, albowiem sprawa tych 50 tys. była przedmiotem zeznań złożonych przez naszego mocodawcę - dodał.
Zapowiedział, że wkrótce do sądu najprawdopodobniej trafi pozew, ale "już w trybie kontradyktoryjnym, nie ugodowym". - Nowelizacja kpc (kodeksu postępowania cywilnego - red), która weszła w życie parę lat temu, wymaga od osoby składającej pozew udowodnienia, że podjęła działania zmierzające do ugodowego załatwienia sprawy (...) myśmy poszli drogą sądową. Z drugiej strony nie było woli zawarcia ugody - powiedział mecenas.
Jego zdaniem pozwu można się spodziewać "na dniach".
- Nasz klient był siedmiokrotnie już słuchany, a Jarosław Kaczyński ani razu nie został wezwany do prokuratury, a stawiennictwa w sądzie unika - podsumował.
Te 50 tys. zł to kwota, jaką biznesmen miał przekazać prezesowi PiS w kopercie dla ks. Rafała Sawicza z rady fundacji im. Lecha Kaczyńskiego. Miała być to zapłata za podpis pod uchwałą rady w sprawie budowy wieżowców na działce przy ul. Srebrnej. Austriak utrzymuje, że kopertę z pieniędzmi przekazał Jarosławowi Kaczyńskiemu, a ten miał ją podać dalej.
Zdaniem mec. Giertycha, austriacki biznesmen nie znający polskiego prawa ani statusu fundacji "pozostawał w błędnym przekonaniu", że taka zapłata jest konieczna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przezdziejesie.wp.pl