Lokomotywa o nazwie "tylko nasza żywność" właśnie ruszyła z Czech. Od przyszłego roku ponad połowa produktów dostępnych na półkach w supermarketach ma pochodzić od krajowych wytwórców. To jednak przedsmak tego, co ma nastąpić za sześć lat. Czescy ustawodawcy chcą, aby wtedy aż 73 proc. produktów w sklepach opatrzonych było napisem "vyrobeno v České republice".
Jak sygnalizuje pb.pl, to fatalna wiadomość dla polskich wytwórców żywności. Regulacje mają bowiem dotyczyć określonych grup produktów: mięsa, nabiału, warzyw czy owoców. Właśnie te artykuły spożywcze stanowią trzon polskiego eksportu.
Wprawdzie od decyzji parlamentu do podpisu czeskiego prezydenta, a następnie wdrożenia nowych regulacji, które – zdaniem ekspertów – naruszają unijne przepisy o wolnym rynku i swobodzie przepływu usług, jest jeszcze długa droga, to i tak polscy rządzący przyglądają się z niepokojem temu, co dzieje się u naszych południowych sąsiadów.
- To byłby precedens. Ale jeśli Czesi faktycznie wprowadzą taki zapis, to otworzą nam furtkę, abyśmy wprowadzili podobne działania w naszych supermarketach. Będziemy dążyć do tego, aby odpowiedź była adekwatna. Oczywiście, ostateczna decyzja w tej kwestii zależy od woli Ministerstwa Rolnictwa, jednak będziemy się zastanawiać nad różnymi wariantami, które będą korzystne dla polskich producentów – mówi money.pl Robert Telus, szef sejmowej komisji rolnictwa i rozwoju wsi.
Czy będzie odpowiedź z rządu? Wysłaliśmy we wtorek nasze pytania do biura prasowego Ministerstwa Rolnictwa. Do momentu publikacji artykułu nie dostaliśmy odpowiedzi.
Wartość eksportu polskiej żywności to 140 mld zł. 80 proc. eksportu sprzedajemy do UE. Najwięcej trafia do Niemiec (wartość - 34 mld zł). Z kolei w przypadku Czech wartość sprzedawanej tam żywności wynosi 6,7 mld zł. Łatwo więc sobie wyobrazić, że każda bariera może być problemem, ponieważ może się wtedy okazać, że części wyrobów polskie firmy nie zdołają sprzedać za granicę.
- Jeśli te przepisy zaczną obowiązywać, to na rynku, który z zasady powinien być wolnym rynkiem, nie sprzeda pan tylu produktów, ile chce, ale tyle, ile ustalono administracyjne. To, czy dany produkt będzie słabej jakości, będzie drugorzędne. Jest to nic innego niż bariera pozataryfowa, którą można traktować jako formę protekcjonizmu – komentuje dla money.pl Andrzej Gantner, dyrektor generalny Polskiej Federacji Producentów Żywności.
Jak dodaje, można jednak zaobserwować, że protekcjonizm narasta, a sytuacja covidowa podkręca te tendencje. Warto przypomnieć, że dwa lata temu czeski rząd zapowiedział intensywniejsze kontrole polskiej żywności w celu wyłapania produktów, które rzekomo nie spełniają krytycznych norm. Polska strona nie była dłużna.
- Trzeba pamiętać o tym, że Czesi nie są pierwsi. W 2019 r. ówczesny minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski zgłosił taki sam pomysł względem polskich wyrobów. Jak to wszystko przeliczono, okazało się, że nawet 90 proc. produktów w sklepach to polskie produkty. Tak się składa, że dużo eksportujemy i mamy dodatkowe saldo handlowe w eksporcie żywności. To oznacza, że więcej eksportujemy niż importujemy, a nasz własny rynek jest opanowany przez nasze własne produkty – wyjaśnia dyrektor PFPŻ.
Eksperci zwracają uwagę, że jeśli Czesi wprowadzą nowe prawo, to będzie ono obowiązywało do chwili, aż ktoś je zaskarży do Unii Europejskiej. Wtedy Wspólnota będzie miała trochę czasu, aby np. uznać je jako niezgodne z unijnymi traktatami. Tylko że Komisja Europejska – jak słyszymy – nie błyszczy w walce o wspólny rynek i swobodę przepływu usług.
- Warto jednak zauważyć, że Czesi jeszcze nie notyfikowali tego dokumentu. Taka procedura ma miejsce, gdy nowy krajowy przepis wpływa np. na warunki handlu na innym rynku. Wtedy pozostałe państwa mogą zgłosić swoje opinie i uwagi. Wówczas rząd Czech będzie miał trzy miesiące, aby się do tego odnieść, a to z kolei wpłynie na odsunięcie wejścia w życia danych przepisów – wyjaśnia Andrzej Gantner
Zdaniem ekspertów, bariery taryfowe to powolny rozpad wspólnego rynku. Jeżeli chodzi o żywność, to tu sprawa jest kluczowa, ponieważ 80 proc. polskich produktów idzie właśnie na wspólny rynek. Jeśli nie uda się powstrzymać tendencji protekcjonistycznych, to Polska może stać się jednym z największych przegranych. Efekt? Spadek produkcji, niższe ceny surowców, w konsekwencji zahamowanie gospodarki.