Epidemia zaczęła się dwa miesiące temu w chińskim mieście Wuhan. Od tego czasu liczba ofiar śmiertelnych koronawirusa COVID-19 – bo takie "imię" nadała mu Światowa Organizacja Zdrowia - na całym świecie przekroczyła tysiąc. W samych Chinach liczba zarażonych wzrosła do ponad 60 tys. osób.
Problemem jest też tempo rozprzestrzeniania się wirusa. W epoce globalizacji i podróży lotniczych tylko kwestią czasu jest to, jak szybko kolejne zachorowania będą odnotowywane w następnych krajach. Dlatego pod szczególną obserwacją są lotniska. Tyle, że nawet jeśli służby zidentyfikują potencjalnego chorego, to minie przynajmniej kilka dni na obserwacji szpitalnej, żeby potwierdzić lub wykluczyć zachorowanie. Przy setkach tysięcy podróżujących po świecie każdego dnia – mało wydolny system.
Przebieg epidemii pokazuje również, jak ważne jest, aby odpowiednio wcześnie rozpocząć badania i wykryć wszystkie zakażone osoby.
Test na lotnisku
- Musimy stworzyć system, który wykryje zakażenie, a jednocześnie nie wymagałby doświadczonego diagnosty. Potrzebujemy błyskawicznych testów, które mógłby obsłużyć pracownik ochrony lotniska – mówi money.pl Piotr Garstecki, fizyk i chemik z Instytutu Chemii Fizycznej PAN, profesor zwyczajny. A także założyciel i prezes Scope Fluidics.
Scope Fluidics pracuje nad systemem PCR|ONE, który zapewnia najszybsze wykrywanie bakterii i wirusów na świecie. Maszyna, która bada próbki, ma rozmiar mikrofalówki, a badanie trwa kwadrans.
- Ten system umożliwia diagnostykę właściwie w dowolnym miejscu, więc także na lotnisku – zauważa Garstecki. – Na razie nie ma na świecie systemu, który wykrywałby koronowirusa szybko. W Chinach powstały testy laboratoryjne, ale przeprowadzenie ich zajmuje przynajmniej kilka godzin – wyjaśnia.
System PCR|ONE jest już gotowy, ale jeszcze trwa jego certyfikacja. Przeszedł drugą serię testów w laboratoriach firmy ALAB, a wyniki potwierdziły, że spełnia standardy rynkowe i wymagania kliniczne. W połowie roku ma być dopuszczony do użytku w Unii Europejskiej.
Testy – na jesieni
Na początek firma opracowała testy, pozwalające wykryć zarażenie gronkowcem złocistym. Gronkowiec jest odpowiedzialny za znaczną część zakażeń szpitalnych, więc szybki test pomógłby oddzielić zarażonych od innych chorych.
Ale na gronkowcu ambicje zespołu Scope Fluidics się nie kończą. Na PCR|ONE można opracować wiele różnych testów. Do maszyny wsuwa się panel z próbką pobraną od pacjenta, np. tzw. wymazówką z gardła. Każdy jednorazowy test zawiera odczynniki wykrywające konkretne bakterie lub wirusy.
– Jako pierwszy opracowaliśmy panel umożliwiający wykrycie gronkowca złocistego oraz jego zjadliwe warianty. Teraz tworzymy kolejny, do wykrywania wirusów odry, różyczki, grypy typu A i B oraz świńskiej grypy. Później, dodanie do niego koronawirusa, to już kwestia kilku tygodni – wyjaśnia prof. Garstecki.
Pytamy, kiedy wobec tego test na koronawirusa mógłby trafić na rynek. – Jesienią tego roku planujemy opracowanie panelu wirusowego, jeżeli zapotrzebowanie na wykrywanie koronawirusa będzie aktualne – będziemy mogli go błyskawicznie dołożyć do naszego panelu. Następnie będzie potrzeba przeprowadzić testy kliniczne w celu certyfikacji i dopuszczenia do rynku medycznego – wyjaśnia profesor.
Oczywiście za kilka miesięcy COVID-19 może być już tylko przykrym wspomnieniem. Ale polski wynalazek może przydać się przy innych epidemiach w przyszłości.
Prace nad PCR|ONE trwają od 2012 roku. Do tej pory kosztowały 17 mln zł.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl