Kilka tygodni temu sieć Biedronka wprowadziła do regularnej sprzedaży testy wykrywające obecność przeciwciał SARS-CoV-2. Za ich pomocą można sprawdzić, czy przeszliśmy zakażenie koronawirusem. To cenna informacja dla osób, które nie miały żadnych wyraźnych objawów i chciałyby wiedzieć, czy uniknęły zakażenia.
Pomysł na zaoferowanie testu, który każdy może sobie zrobić samodzielnie w domu – i który kosztuje niecałe 50 zł (przynajmniej na początku. Później cena została obniżona) okazał się strzałem w dziesiątkę. Potwierdza to nie tylko duże zainteresowanie klientów, ale i fakt, że testy pochodzące od tego samego producenta niemal natychmiast wprowadził do sprzedaży Lidl. Wkrótce będzie można je kupić na wybranych stacjach Shell.
O tym, czy warto zrobić ten test – którego skuteczność, według zapewnień producenta wynosi 98 proc. – pytaliśmy Matyldę Kłudkowską, wiceprezes Krajowej Rady Diagnostów Laboratoryjnych. Zwróciła uwagę, że o ile metodyka testu nie budzi zastrzeżeń, to jednak warunkiem otrzymania prawidłowego wyniku jest ścisłe przestrzeganie zasad określonych w instrukcji.
Polacy się nie przestraszyli i kłują się zgodnie z zaleceniami producenta. Oszczędzają dzięki temu kilkadziesiąt złotych, bo test wykrywający przeciwciała kosztuje w laboratorium ok. 118 zł. Tylko czy ta oszczędność naprawdę się opłaca?
Wątpliwości co do wiarygodności testów
Sprawdziła to dziennikarka serwisu "Handel Extra". Ona i członek jej rodziny przeszli zakażenie jesienią, co potwierdziły testy. Jakież było więc ich zdziwienie, gdy zakupione w marketach testy nie wykazały przeciwciał. Z kolei u jej znajomych, którzy żadnych objawów zakażenia nie mieli, wyszedł wynik pozytywny. Czy wszystkie te osoby znalazły się w dwuprocentowym marginesie błędu? Dziennikarka zapewnia, że wszyscy podeszli do marketowych testów na poważnie i wykonali je zgodnie z instrukcją.
Następnie dziennikarka wykonała test w laboratorium. Potwierdził obecność przeciwciał w jej organizmie.
Chcąc ustalić, czy więcej klientów ma wątpliwości co do skuteczności testów, dziennikarka skierowała do "Biedronki" pytania o to, czy klienci składają reklamacje lub zwracają uwagę na błędy w wynikach. Sieć nie ustosunkowała się jeszcze do tych wątpliwości.