Marcin Walków, money.pl: Titanic to największy zestaw w historii Lego. Jak wyglądała praca nad nim, gdy jako projektant nie tworzysz z wyobraźni, ale odwzorowujesz rzeczywisty, ikoniczny obiekt i część historii?
Mike Psiaki, projektant Lego Group: To łatwiejsze i trudniejsze zarazem. Bo z jednej strony, wiesz, do czego dążysz i od czego możesz zacząć. Najtrudniejsze było jednak określenie, jak duży ma być ten model. Ten, który trafił do sprzedaży, jest w skali 1:200, mierzy 135 cm długości, 44 cm wysokości i 16 cm szerokości. Początkowo myśleliśmy o mniejszym, ale gdy rozmawialiśmy o nim wewnątrz firmy, słyszeliśmy, że potrzeba czegoś innego. Przyszedł do mnie mój manager i powiedział, że w sprawie Titanica ma dla mnie jedno zadanie: model ma być imponujący. Zapytałem go, co ma na myśli, o jakiej wielkości mówimy, jaki mamy budżet. Odpowiedział: to wszystko nieważne, ma być po prostu imponujący.
W jaki sposób doszliście z zespołem do końcowego, rzeczywiście imponującego efektu?
Najpierw musieliśmy zrozumieć, co znaczy "imponujący". Kiedy w 1911 r. zwodowano Titanica, był największym statkiem parowym na świecie. Dlatego doszliśmy do wniosku, że nasz model musi być największym w ofercie Lego. Gwiezdny Niszczyciel Imperium z serii Star Wars miał około 110 cm długości. Wiedzieliśmy, że Titanic musi być od niego większy. I tak dotarliśmy do długości 135 cm, a tym samym - do skali 1:200. Przygotowałem szkic i szacunki - liczby elementów, wagi gotowego modelu - i poszedłem do mojego managera.
Uznał, że "jest imponujący"?
Powiedział, że... nie o to mu chodziło, że model jest za duży. I że musi pomyśleć. Jednak im dłużej trwały rozmowy na ten temat w firmie, tym bardziej decydenci dochodzili do wniosku: tak, zróbmy to.
I zrobiliście. Jak długo trwały prace projektowe?
Od pomysłu "robimy Titanica" do "tak wygląda model" minęło sześć miesięcy.
Co to właściwie znaczy "zaprojektować zestaw Lego"? Jak wyglądała twoja praca?
Rezultatem pracy projektanta w Lego Group jest wykaz materiałów, czyli lista wszystkich klocków oraz ich liczba, koniecznych do zbudowania nowego modelu. Potem opracowujemy plik cyfrowy, pokazujący, gdzie dokładnie ma powędrować każdy z klocków. Wtedy zaczyna się praca deweloperów instrukcji składania zestawu.
To odrębny zawód?
Tak. To oni pracują nad kolejnymi krokami, które mają doprowadzić do zbudowania kompletnego modelu. Są autorami instrukcji, nierzadko w postaci dość grubej książki.
Jako projektant Lego najpierw tworzysz nowy model na komputerze czy budujesz go sam z klocków od zera?
Zaczynam od zbudowania fizycznego modelu. Posiłkowałem się licznymi wydrukowanymi zdjęciami Titanica, charakterystycznych detali, ale też istniejących modeli. Patrzyłem na nie i budowałem z klocków. Stworzyliśmy sekcję dziobową, rufową i fragment środkowej. Kolejnym krokiem było projektowanie 3D. I tak naprawdę przyszły model Titanica w całości zobaczyliśmy na ekranie komputera.
Co było największym wyzwaniem?
Nasze klocki z reguły są prostokątne, kwadratowe i cylindryczne. Tymczasem model Titanica musiał odzwierciedlać jego opływowy kształt. I muszę powiedzieć, że jestem dumny z tego, co udało nam się osiągnąć - z tych linii, które tworzą kształt kadłuba od dziobu aż po rufę.
Lego podkreśla, że klocki mają służyć opowiadaniu historii. Jakie odnajdziemy w modelu Titanica?
Jest tu wiele detali, pozwalających poczuć ducha Titanica - od mostka kapitańskiego, ruchomych kotwic, wielkiej klatki schodowej, najbardziej znanego elementu wnętrza statku, szalupy ratunkowe, a nawet bocianie gniazdo, z którego dostrzeżono górę lodową.
Ale minifigurek Kate i Leo nie ma...
(śmiech) To prawda. Byłyby za duże w stosunku do skali całego modelu. Nic nie stoi na przeszkodzie, by fani Lego wykorzystali minifigurki, które już mają, i umieścili je na dziobie.
Kiedy projektant Lego może powiedzieć: "zadanie wykonane"?
Odbywa się spotkanie w większym gronie - są na nim projektanci, deweloperzy instrukcji, osoby odpowiedzialne za kontrolę jakości. I budujemy na nim model, jeszcze nie posiłkując się instrukcją. Sprawdzamy, czy na tym etapie można coś poprawić, czy kolejność budowania jest zrozumiała, czy model jest stabilny. Potem przekazujemy pałeczkę kolegom od instrukcji. I z projektantów stajemy się konsultantami.
Jak wygląda dzień w pracy projektanta Lego?
Zaczynam pracę około godz. 8, choć są tacy projektanci, którzy wolą przyjść wcześniej, a inni później. Każdy projektant ma swoje biurko i komputer, gdzie zajmujemy się "poważną pracą" i odpowiadaniem na e-maile. Najszybciej jak się da, staramy się przechodzić do budowania z klocków. Mamy strefę budowania - duży stół z szufladami z klockami. Po to, by możliwie najwięcej mieć pod ręką, szybko testować rozwiązania i pomysły. W tej pracy czas płynie bardzo szybko. Wydaje ci się, że pracujesz dopiero kwadrans, a tu koledzy wołają już na lunch. Gdy z niego wracamy, to na horyzoncie widzimy już koniec dnia. Nie mamy ścisłych deadline'ów, ale zawsze zaczynamy pracę z jakimś problemem lub zadaniem, które trzeba rozwiązać i staramy się to zrobić do końca dnia.
Zabierasz pracę do domu?
Zdarza się tak, że projektanci wracają do domu, jedzą kolację i akurat wtedy wpada do głowy świetny pomysł albo rozwiązanie problemu. I myślimy już tylko o tym, by znowu pójść rano do pracy i to sprawdzić. Czasami bierzemy do domów laptopy, na których możemy budować wirtualnie. To wprawdzie nie jest to samo, nie daje też takiej frajdy jak fizyczne klocki, ale przynajmniej możemy sprawdzić, jak łączą się te elementy, czy to o taki efekt chodzi. I najczęściej wtedy kończy się to "budowaniem" po nocach... Ale nie mów tego nikomu.
Marcin Walków, dziennikarz i wydawca money.pl